niedziela, 13 lipca 2014

ZAWIESZAM BLOGA!!

ZAWIESZAM BLOGA!!
Obiecywałam kolejny rozdział, ale na obietnicach się skończyło. Normalnie, jak polityk.
Nie chciałam tego robić, kiedy do końca zostało kilka rozdziałów, ale weny nie ma. Pojechała na wymarzone wakacje i zostawiła mnie samą. Jest okrutna. TT^TT
Przepraszam was. Robię to już chyba setny raz, ale to i tak nie wystarczy. Macie pełne prawo do znienawidzenia mnie i porzucenia w ciemną otchłań. Nie zdziwiłoby mnie to.
Nie mam pojęcia na jaki czas go zawieszam, ale mam nadzięję, że wena sobie o mnie przypomni i wróci, bo bez niej siedzę kilka godzin nad jednym zdaniem. Utknęłam w kolejnym rozdziale i nie mogę ruszyć się nawet kawałek dalej.
Naprawdę jestem wdzięczna za waszą cierpliwość do mnie. Sama bym ze sobą nie wytrzymała.
To by było na tyle. No to: Do kolejnego wpisu ^-^
P.S Jak gdzieś zobaczycie moją wenę, to powiedźcie żeby wróciła. Brakuje mi jej. ^-^
~Yoo Ra

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 23 cz.1: Bliźniaczka

            Cała nasza czwórka, czyli: ja, Orion, Ecres i Avie, szliśmy podziemiami Nevar. Błękitno włosa prowadziła mnie w wyznaczone wcześniej miejsce. Wiedziałam, że spotkanie to nie będzie łatwe. Mówili mi, że ci, którzy zostali złapani, są o wiele groźniejsi. Nie bałam się ani nic z tych rzeczy. Miałam zamiar dowiedzieć się tego czego musiałam i nic więcej.
- To tutaj. - powiedziała królowa, wskazując jedną z zaciemnionych cel.
           Różniła się od tych, które zdążyłam już tu zobaczyć. Była o wiele mocniejsza i dało się wyczuć od niej wysokopoziomową magię zabezpieczającą.
- Rozmowa z nimi nie jest taka łatwa. I naprawdę nie wiem czy wejście do ich celi to dobry...
- Inaczej tego nie da się zrobić. - przerwałam jej. - Auras Guide. - wyciągnęłam rękę w stronę Oriona.
           Podał mi ją. Ecres z największą ostrożnością otworzyła mi celę. Weszłam do niej, po czym kobieta ją zamknęła.
           Cela była ogromna. Zaczęłam iść w jej głąb. Po chwili postanowiłam skręcić w bok. Tam ciągnął się niedługi korytarz i byłam w stanie ujrzeć jakąś postać...
- Czemuż zawdzięczam ową wizytę? - usłyszałam niski, męski głos.
            Był to straszy mężczyzna. O wiele starszy niż myślałam.
- Zostałam tu przysłana. - powiedziałam pewnie.
- Kto to zrobił? - podniósł lekko ton.
- Vlad. - odparłam, a starzec zamilkł.
           Było to imię jednego ze Skazanych. Niewielu Skazanym udało się przetrwać na wolności.
- Więc ten pasożyt ciągle żyje? - powiedział kpiącym tonem.
- Powiedział, że nauczysz mnie czytać Auras Guide. - powiedziałam.
- Nie jestem w stanie tego zrobić. - powiedział stanowczo.
- Przecież Vlad powiedział...
- Ale ten bękart tak.- wskazał palcem za mnie, a ja odwróciłam się
            Stała tam czarnowłosa dziewczyna, która do złudzenia przypominała Rafe'a. Tak jakby jego damska wersja... Chwila, co?!
            Patrzyłam na nią zszokowana. Niemożliwe.
- Raine Saver we własnej osobie. - przedstawiła się.
- Rafe mówił, że ty nie...
- Opisał to co widział. Chodź. Porozmawiamy gdzie indziej. - podeszła do mnie, po czym przeniosłyśmy się do innej celi.
           Ta była o wiele ciemniejsza.
- Możesz? - wskazała na pochodnie wiszące na ścianach.
           Rozpaliłam je, po czym w pomieszczeniu rozjaśniło się. Spojrzałam na dziewczynę pytająco.
- Jesteś Skazaną? - zapytałam.
- Można mnie tak nazwać. - odparła. - Zaraz po tym, jak Kedan mnie zabił wyrzucił moje ciało w jedną z otchłani. Akurat wyszło tak, że było to przejście do jednej z kryjówek Vlada. W moim ciele było dużo wiązek, które przyczyniły się do zrobienia ze mnie Skazanej. Vlad po prostu wyciągnął te wiązki na wierzch i włożył w to trochę swojej mocy.
           Patrzyłam na nią, nie do końca rozumiejąc.
- Rafe cię wyczu...
- Nie, nie wyczuje. Jest tu potężna bariera. - ucięła. - Pomijając to, chciałaś się nauczyć czytać Auras Guide, tak?
          Skinęłam głową.
- Usiądź. - powiedziała, wskazując na podłogę.
- Tutaj?
- Obojętnie, po prostu siadaj. - poleciła.
           Zrobiłam co kazała.
- Zamknij oczy. - zamknęłam je. - A teraz skup się.
           Zabrała księgę z moich rąk.
- Musisz ją odpieczętować. - odparła.
- Jak? - zapytałam.
- Nic nie mów. Masz słuchać. - powiedziała. - Musisz się skupić i starać się uwolnić, jak najwięcej energii Daemon. Nie możesz dołączać do tego siebie. Masz wyciszyć swoje Źródło i uwolnić tą mroczną stronę. - wytłumaczyła.
           Wiedziałam na czym to polega. Przez całe pół roku Vlad usiłował mnie do tego doprowadzić. Pozwolić Daemon na odrodzenie we mnie.
- Skoro Vlad kazał ci nas znaleźć, musisz być odpowiednio wyszkolona. Mam nadzieję, że tak właśnie jest. - dodała.
            Po kilkudziesięciu minutach Raine chyba straciła do mnie cierpliwość.
- Mam ochotę zabić tego kretyna. - rzuciła wkurzona. - Miałaś się skupić!
- Skupiam się. - powiedziałam. - Nie moja wina, że mi...
- Cicho! - krzyknęła na mnie.
           Wzdrygnęłam się. Raine westchnęła głośno.
- Jeżeli nie beze mnie, to ze mną. - odparła i położyła rękę na moim czole. - Użycz mi swojego dziedzictwa, Upadła Królowo. - powiedziała, a jej oczy błysnęły.
           Poczułam, że coś się ze mną dzieje. Raine odsunęła się ode mnie.
           - Usiłuj ją kontrolować. Twoja druga natura nie jest zbyt ciekawa. Uważaj. - usłyszałam głos, w którym rozpoznałam moje Źródło.
           Przez chwilę czułam jej obecność nadmiernie, ale zaraz potem jakby rozpłynęła się.
           Zamarłam w bezruchu. Poczułam coś w sobie. Małe ukłucie. Wiedziałam, że to nie może skończyć się dobrze.

__________________________________
Krótki, a na dodatek prawie po dwóch miesiącach. TT^TT Postaram się napisać 2 część dość szybko i mam nadzieję, że będzie dłuższa.
Brak weny mnie prześladuje. Zaczęły się wakacje i zamiast więcej chęci do pisania jest jej coraz mniej. TT^TT No cóż, ale muszę się w końcu wziąć do roboty. ^-^ Oczekujcie kolejnej części 23 rozdziału *-*
Udanych wakacji. ;>

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 22: Wizyta w Nevar i nieoczekiwana prośba

           Bariera została odnowiona. Przez całe zamieszanie, jakie wywołałam, wszyscy wyszli ze szkoły. Na szczęście nie staliśmy w miejscu, które rzucało się w oczy. Zostaliśmy zauważeni jedynie przez kilku nauczycieli i Silvusa, który wyszedł mi na przód. Zrobiłam to samo. Stanęłam tuż naprzeciw niego.
- Co zamierzasz zrobić pojawiając się w tej szkole? Czyżbyś przyszła oddać się prosto w nasze ręce? - zapytał.
- Dobrze wiesz, że nie. - zbliżyłam się do niego. - Więcej mnie już nie zobaczysz, obiecuję. - dodałam szeptem.
- Ines... - zaczął.
- Zasłona. - odparłam, a mnie i moich "współpracowników" okryła ciemność.
           "Zasłona" była zaklęciem, które było jedną z form teleportacji. Zazwyczaj była do tego potrzebna inkantacja, ale kiedy całkowicie opanuje się to zaklęcie, jest wystarczająco silne bez niej.

           Chwilę później znajdowaliśmy się w Nevar. Żeby zniszczyć Króla Piekieł musiałam najpierw zbliżyć się do miejsca gdzie znajdują się ci, których Lucyfer zabić nie mógł i ciągle są gdzieś uwięzieni. Wiedziałam, że Ecres wie gdzie to jest. Wiedziałam również, że informacje te są zakazane...
           Od razu udałam się w stronę głównej budowli w Nevar. Królowa nie mogła być nigdzie indziej.
            Niestety zostałam przez kogoś zatrzymana.
- Czemu akurat Nevar? - zapytał Jin Ho.
- Coś ci się nie podoba? - zapytałam.
            Nie miałam czasu na wyjaśnianie im całego tego przedsięwzięcia. Trzeba było się przygotować na kolejną noc.
- Jeśli to to co myślę, to owszem. Jest chyba tylko jeden powód dla którego miałabyś udać się akurat tutaj. - stwierdził.
- Mówi się trudno. - powiedziałam. - Wiem co robię.
- Jeśli zaczniesz się w to mieszać...
- Znam konsekwencje, okay? Powiedziałam, że wiem co robię. Nie zapominaj czym jestem. - zaakcentowałam odpowiednie słowo.
           Nie odpowiedział. Westchnęłam.
- We wschodnim skrzydle znajdziecie kogoś, kto podtrenuje was jeszcze trochę.- odparłam.
           Spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Ecres wiedziała, że przyjdziemy. Wie pewnie też, po co tu jesteśmy. Ja pójdę do niej, a wy pójdziecie tam. Dołączę do was później. - stwierdziłam.
- Idę z tobą. - powiedział Orion.
- Nie mam czasu na spieranie się z tobą. - westchnęłam.
- Jutrzejsza noc będzie jedną na pięć tysięcy lat, kiedy na niebie pojawi się aura. Coś podobnego do zaćmienia księżyca. Niezwykłe przeżycie, które odbija się na umiejętnościach nadnaturalnych. Król Podziemia w takim wypadku mógłby spokojnie zniszczyć świat i to nie jeden. Mimo, że przez miliony lat nic nie robił, jutrzejszej nocy nie będzie tak kolorowo. - usłyszeliśmy głos Ecres. - Domyślałam się, że tego nie przepuścisz.
- Jak bym mogła.- odparłam tylko.
- Tak jak wcześniej mówiła Aare, we wschodnim skrzydle jest ktoś kto przygotuje was do jutrzejszego starcia. - uśmiechnęła się.
- Jutro czeka nas ciężka noc. Jeśli się nie mylę mamy czas do zachodu słońca, tak? - zapytał Lyon.
- Tak. Skoro się uparliście, że też idziecie, muszę być pewna, że na pewno nic się wam nie stanie. - powiedziałam.
- Na twoim miejscu martwiłabym się o ciebie, Innie. - odparła Mariell.
- Dobra. Jakbym mogła wtrącić. Raczej nie mamy czasu na ciągłe gadanie. - stwierdziła Erin.
- No to widzimy się później. - powiedziałam im na pożegnanie i rozeszliśmy się.
           Razem z Ecres, Avie i Orionem weszliśmy głównym wejściem. Błękitno włosa wprowadziła nas do jakiejś sali. Usiedliśmy.
- A teraz mi powiesz, czemu postanowiłaś przybyć akurat do Nevar? - zapytała kobieta.
- Bo wiem, że masz potrzebne mi informacje. - odpowiedziałam.
- Pytaj o co chcesz. - uśmiechnęła się.
- Gdzie są Skazani? - zapytałam.
            Uśmiech zszedł z jej twarzy. A ta wybrała bardziej groźnego wyrazu. To samo stało się z twarzą Oriona. Nie byli zadowoleni z tego pytania.
- Czemu pytasz o takie rzeczy? - usłyszałam głos Avie.
- Bo oni mają coś co jest mi potrzebne. -odpowiedziałam.
- Wiesz, że te informacje...
- Wiem. Zakazane. - dodałam.
- Do czego ci to? - spojrzał na mnie wrogo Orion. - Chodzi o to, o co pytał cię Jin Ho?
- Skazani posiadają coś co jest mi potrzebne. Muszę och znaleźć i kropka. - oznajmiłam.
- Nie puszczę cię do nich. - oświadczyła Ecres.
- To ważne. - powiedziałam.
- Bez względu jak bardzo jest to ważne... Nie puszczę cię do czegoś takiego, co nie mogło być zabite nawet przez ich stworzyciela! - powiedziała podniesionym tonem.
- Ecres...
- Kto w ogóle powiedział ci, że wiem gdzie są? - zapytała.
- Oni... - odparłam.
- Jacy "oni"? - spojrzała na mnie.
- Daemon nie była sama. - powiedziała tylko, a Ecres zdążyła zrozumieć o kogo mi chodzi.
- Ty chyba nie...
- Byłam szkolona przez innych Skazanych. - oznajmiłam, a reszta osób w pomieszczeniu nie wierzyła w to co słyszy.
- Szkolona? Przez...To coś...? - wydusiła z siebie Ecres.
- Przecież coś takiego jest niemożliwe... - odparł Orion.
- Wyczuli mnie i przywołali do swojego ukrycia. - dodałam.
- Całe pół roku... Spędziłaś przy nich? - zapytała błękitno włosa.
           Skinęłam głową.
- Nie jestem tak potężna jak myślisz. - zaprzeczyłam jej myślom.
- W to wątpię. Po co masz spotkać się ze Skazanymi, których położenie znam? A raczej, którzy są uwięzieni w Nevar? - zapytała.
- Nie jestem do końca pewna. - oznajmiłam. - Więc... Miałam zamiar nie wspominać o tym kto mnie szkolił, ale jakoś samo wyszło... Zaprowadzisz mnie do nich? - zapytałam.
- Robisz to na własną odpowiedzialność. Nie obiecuję, że będą chcieli z kimkolwiek rozmawiać. Siedzą tu, nie odzywając się słowem, od pięciuset lat. - powiedziała.
- Po prostu muszę się z nimi spotkać. - odparłam.

_____________________________
Nie wiem czy da się to czytać czy nie... Od razu mówię, że zbytnio nie miałam pomysłu i pisałam w na siłę. Mam nadzieję, że doszczętnie wszystkiego nie zniszczyłam. TT^TT
Do tego aż miesiąc przerwy... Mam uraz do samej siebie, ale wolę nic nie zmieniać, bo z moim talentem mogłabym jeszcze bardziej zepsuć. TT^TT Tak bardzo genialna ja.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 21: Pół roku

           Jakimś cudem udało mi się przespać noc. Wstałam rano i zastanawiałam się co mam zrobić ze swoją prawą dłonią. Doskonale wiedziałam, że każdy rozpozna ten symbol, więc nie mogłam nikomu go pokazać.
           Nie chciałam nikomu mówić o tym co się stało. O tych nieprzespanych nocach i... - Ale jak ja znalazłam się w łóżku? - zapytałam samą siebie, w nadziei, że ktoś mi odpowie.
- Przyniosłem cię. - usłyszałam za sobą, bardzo znajomy głos.
           Czerwonowłosy zamknął za sobą drzwi.
- Yosey... - szybko włożyłam prawą dłoń do kieszeni bluzy.
- Możesz mi to wytłumaczyć? Czemu, do cholery, mdlejesz na korytarzu z powodu bezsenności? - pytał z wyrzutem.
- Ale skąd ty...
- Pielęgniarka cię zbadała. Wiedziałem, że nie będziesz chciała zostać w skrzydle szpitalnym, więc przyniosłem cię tutaj. - wyjaśnił.
- Aha. - mruknęłam cicho.
           Chłopak na moje nieszczęście zauważył zgniecioną kartkę przy łóżku. Była to ta kartka z napisem "pamiątka", którą wczoraj zgniotłam i tam rzuciłam.
           Przeklęłam się w myślach i rzuciłam się, by wyrwać ją Yoseyowi, jednak na marne. Nie dość, że zdążył już ją odczytać, sięgnęłam po nią prawą ręką.
- Co to ma znaczyć?! - wściekły zgniatał kartkę oraz moją rękę, którą przed chwilą złapał.
             Odwróciłam wzrok.
- Nic. - powiedziałam.
           Wstał i szarpnął mną, po czym złapał mnie za podbródek. Teraz byłam zmuszona wpatrywać się w jego czarne oczy.
- Skąd to się na tobie znalazło?! - zapytał.
           Nie odpowiedziałam. Zadawał wiele pytań, w którymś momencie przestał zmuszać mnie do kontaktu wzrokowego. Jednak po chwili przegiął.
- No tak... Jesteś taka jak ona. Odziedziczyłaś wszystko po tej suce, no nie? - zakpił, nie panując w ogóle nad sobą. - To przecież było oczywiste, że nie można ci ufać. Byłem głupi, myśląc, że jesteś inna.
           Drgnęłam. W tej chwili poczułam zarówno ból, jak i gniew.
           Z oczu popłynęły pojedyncze łzy. Zacisnęłam pięści. Chciałam coś powiedzieć, coś zrobić, uderzyć go, cokolwiek. Jednak nie miałam na to siły.
           Gdzieś w głębi bałam się, że kiedyś usłyszę coś takiego. Byłam załamana. To było coś czego obawiałam się najbardziej. To był powód, dla którego nie chciałam nikomu o niczym mówić. Nigdy tak bardzo nie obawiałam się utraty zaufania.
- Hah. - odparłam po chwili, narzucając na twarz nikły ironiczny uśmiech. - Masz rację. Nie można mi ufać.
           Skorzystałam z tego, że wcześniej mnie puścił i teleportowałam się.
           Najwidoczniej była kolejna z obudzonych we mnie zdolności Daemon. Chciałam udać się, jak najdalej. Jednak nie miałam pojęcia gdzie. Wiedziałam, że nie chcę by mnie znaleziono. Po chwili moja moc, sama zaprowadziła mnie w jakieś całkowicie obce mi miejsce.
           Szybko zorientowałam się gdzie jestem. Stałam na obrzeżach miasta, tuż przy tabliczce z napisem "Daemon"... Potem zaczęłam przypominać sobie, dlaczego akurat tu się znalazłam...


                                                              ***


           Wszyscy szukali białowłosej dziewczyny, która "zaginęła" pół roku temu. Nie było nadnaturalnego, który nie wiedział o jej ucieczce. Nie widzieli w niej nic innego, jak zagrożenia. Szczególnie, gdy rozniosła się plotka o znamieniu na prawej dłoni, które było symbolem samego Króla Piekieł.
           Cały ten czas nie było po niej żadnego, chociażby najmniejszego śladu. Tak, jakby nagle rozpłynęła się w powietrzu. Nikt nie wiedział gdzie może się znajdować. Szukali wszędzie. Każde miasto, wioskę, zaczęli szukać jej w przeróżnych krajach, wymiarach, ale to wszystko spełzło na niczym. Dziewczyna zniknęła...

           W Akademii Logue panował chaos. Wszyscy dziwili się teraz, że ktoś taki został przyjęty do tej placówki. Reinkarnacja zepsutej Królowej, która uczęszczała wraz z nimi na różne zajęcia była głównym tematem. Nic w tej szkole nie przebiegało, tak jak miało przebiegać.
- To już pół roku. Naprawdę myślisz, że wróci? - zapytał Jin Ho, siedząc w pokoju z Shannon.
- Mam taką nadzieję, ale to w sumie nie jest nawet możliwe. Ścigają ją, a ona w dodatku nawet bez tego nie chciałaby wracać. - westchnęła białowłosa. - Nikt nie może jej wyczuć. Jest tyle cholernie dobrych Odkrywców, ale żaden nie potrafi nic zrobić. Nawet ten na dole nie może jej znaleźć. - stwierdziła.
- Skąd to wiesz? - zapytał, lekko zdziwiony.
- Gdyby tak było, nie chował by jej. Albo pochwaliłby się, że ją ma albo by ją zabił, czym również by się pochwalił. - stwierdziła ponownie.
- W sumie tak. - odparł chłopak.
           W szkole zaczął dzwonić jakiś alarm. Ktoś się włamał. Koreańczyk wraz z białowłosą wyszli na korytarz. Tam zauważyli biegnącą w jakimś kierunku, znacznie większą, lisicę. Jej pyszczek ukazywał nie do końca zrozumiałe emocje. Dopiero po chwili doznali olśnienia. Ines wróciła!
            Pobiegli za nią. Wiedzieli, że lisica na pewno do niej trafi...

                                                              ***


           Udało mi się przełamać szkolną barierę. Kiedyś wydawało mi się, że była cięższa do złamania, ale mniejsza z tym. Wślizgnęłam się do szkoły tylko z jednego powodu - Auras Guide.
           Niepostrzeżenie udało mi się dotrzeć do szkolnego budynku. Nikt nie mógł mnie znaleźć, a było to wyjątkowo trudne zadanie, gdy ściga cię każdy nadnaturalny jaki znajdował się w tej szkole. No nie tylko, ale zmniejszmy liczbę do jej okręgu.
            Poprawiłam swoje nieco dłuższe, biało-błękitne włosy. To samo zrobiłam ze swoim czarnym poszarpanym płaszczem, które powiewał na wietrze.
           Zaciągnęłam trochę powietrza, by wyczuć, czy ktoś zmierza w moim kierunku. Wszyscy biegali po akademii, co nie było mi na rękę. Teleportowałam się, zostawiając za sobą niewielką czarną mgiełkę, unoszącą się w miejscu gdzie stałam.
           Przemieniłam się w pełni w demona. Teraz byłą czystą reinkarnacją Daemon. Doskonale wiedziałam, czym się stałam i rozumiałam obawy ludzi w okół mnie. Opanowanie jakiejkolwiek zdolności, która należała do mojej poprzedniczki, było nie lada wyzwaniem. Zagrożenie jakie stanowiłam, mogło równać się z najgorszymi. Nie miało to jednak na mnie większego wpływu.
           Wyznaczyłam sobie pewne cele. Pamiętałam każde wcześniej wymazane, bądź zapomniane wspomnienia... Teraz wiedziałam o sobie wszystko. Nawet gdy byłam mała wiedzieli, czym jestem, jednak potem ukrywali moją tożsamość, gdyż Daemon nie słynęła z dobrych czynów. A ja jako jej reinkarnacja zostałam dopisana do tej samej kategorii. Nie wiedziałam co mogłoby się ze mną stać, gdybym dokonała swojego celu. Teraz już nikt nie mógł przeszkodzić mi w tym, co miałam zamiar zrobić.
           Pierwszym punktem moich odwiedzin była stara biblioteka. Domyślałam się, że księgi może tam nie być, jednak miałam cichą nadzieję, że będzie inaczej. To zaoszczędziło by mi kłopotu. Jednak oczywiście wszystko musiało iść na przekór i jej tam nie było. Ale to nic, przewidywałam taki zbieg wydarzeń.
           Tym razem miało być ciężej. Kolejne miejsca nie musiały być wcale bezpiecznie puste, szczególnie gdy alarm ciągle był włączony. Postanowiłam wybrać się do pokoju Shannon. Już dawno przestałam myśleć o tym miejscu, jak o naszym wspólnym.
           Znalazłam się w jego wnętrzu. Nie chciałam tam być, ale cóż mogłam poradzić. Po ostatniej scenie z czerwonowłosym, niechętnie szukałam księgi w pokoju. Myślałam, że może Shannon będzie chciała ją zatrzymać, ale najwidoczniej tak się nie stało. Westchnęłam i pomyślałam o kolejnym miejscu, w którym mogłaby się znajdować.
           Gabinet Silvusa. Już dawno wyczułam, że wyszedł z budynku, by pomóc w odnowieniu bariery, którą zniszczyłam.
           W pomieszczeniu na moje nieszczęście na byłam sama. Jednak było ono duże, więc jacyś podrzędni uczniowie nawet nie zdołaliby mnie wyczuć. Siedzieli tam wyjątkowo długo. Nie mogłam tracić czasu, czułam, że bariera w szybkim tempie jest odnawiania, a ponowne jej przerwanie, tym razem od środka, byłoby o wiele bardziej efektowne i wiedziałam, że wtedy dadzą radę mnie wyśledzić. Zacisnęłam pięści, po czym się rozluźniłam. Westchnęłam i wyszłam z kryjówki, ukazując się dwóm chłopakom.
- T-T-T-Ty. - wydukał jeden, pokazując na mnie palcem.
           Bali się mnie. Zrobiłam krok w ich stronę, a ich przerażenie rosło.
- Wynocha. - powiedziałam najostrzej, jak potrafiłam z wściekłością na twarzy.
           Minęli mnie, trzęsąc się. Szybko wybiegli, trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że zaraz rozpowiedzą, że ja tu jestem, a wtedy będzie jeszcze gorzej.
           Zajęłam się szybszym szukaniem księgi. Przeklęłam cicho, po raz kolejny jej nie znajdując.
           Wsłuchałam się w to co dzieje się w budynku. Nie miałam pojęcia, że tamta dwójka potrafiła roznieść, że tu jestem w ciągu kilku sekund, ale najwyraźniej szybko gadają, bo teraz mówiła o moim pobycie tutaj cała szkoła.
           Uderzyłam w ścianę. Miałam jeszcze kilka miejsc do sprawdzenia, ale nie byłam pewna czy zdążę choć do jednego. Szybko zdecydowałam się teleportować do najmniej odwiedzanego przez kogokolwiek  trzeciego Zakazanego Pokoju. Nawet sam dyrektor był tam może ze dwa razy. Nie wiem co mnie podkusiło, ale postanowiłam udać się właśnie tam.
           Jeśli jej tam nie będzie, zmarnuję moją jedyną szansę.
           Po chwili znalazłam się w pomieszczeniu. Od razu poczułam czyjąś obecność.
           Było to puste ciemne pomieszczenie, w którym okna zostały zabite deskami. Jedynie niektóre z desek zostały rozsunięte.
           Wzdrygnęłam się. Nie musiałam widzieć jego twarzy, czy słyszeć jego głosu, by wiedzieć, że to właśnie on. Podczas tych miesięcy, zdążyłam sobie uświadomić, że najbardziej bolało mnie to, że usłyszałam tamte słowa z jego ust...
- Tego szukasz? - usłyszałam za sobą.
           Odwróciłam się. Zmienił się, nawet jeśli tylko trochę. Miał dłuższe włosy, które upięte były w koński ogon. Na lewe oko zaś opadała z lekka przydługa grzywka. Jego wzrok wiercił we mnie dziurę, ale nie miałam zamiaru okazywać żadnych uczuć.
           W jego dłoni widniała księga, którą tak bardzo pragnęłam zdobyć. Nie odezwałam się jednak słowem na jego pytanie.
- Po tak długim czasie nie masz zamiaru nawet odpowiedzieć na moje pytanie? - zapytał, przybliżając się o kilka kroków.
           Na szczęście mimo jego przybliżenia, ciągle dzieliło nas kilka metrów.
           Nie miałam już czasu. Czułam, że jeśli zaraz nie zdobędę Auras Guide, to wszystko pójdzie na marne. Całe sześć miesięcy, przez które trenowałam. Czas czas, przez który szkoliłam się wewnętrznie i zewnętrznie. Wszystkie moje postanowienia, które sobie rzuciłam. Cały ten czas zostałby zmarnowany, a ja nie byłabym w stanie wykorzystać tego, co przez większość czasu nazywałam klątwą...
           Wyciągnął w moją stronę rękę, w której znajdowała się księga.
- Weź ją. Po całym tym czasie tylko dla niej tu jesteś. - powiedział.
           Nie miałam pojęcia czy mówi poważnie. Wyraz jego twarzy był obojętny, nie wyrażał żadnych emocji. Nie byłam pewna, ale jednak po chwili ruszyła w jego stronę. Gdy sięgnęłam po księgę, cofnął ją.
           Spojrzałam na niego.
- Sama do mnie podeszłaś. - powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno objął.
           Nie potrafiłam się ruszyć. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Przepraszam. - usłyszałam do chwili. - To co wtedy powiedziałem... Ja... - nie potrafił znaleźć słów.
           Trzymał mnie tak jeszcze przez chwilę. Potem odsunął się trochę. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Przez jego wyraz twarzy, zrobiło mi się go żal... Zapragnęłam go dotknąć...
           Zbliżyłam dłoń do jego policzka i pogłaskałam po nim. Wtedy zdziwienie zastąpiło jego smutek. Równie zdziwiona tym co zrobiłam, chciałam cofnąć dłoń, jednak on przytrzymał ją przy swoim policzku.
- Kiedy robisz coś takiego... Dajesz mi zbyt wiele nadziei, na wszystko... - odparł cicho.
           Teraz nie potrafiłam określić co czuł.
- Wszystko przeze mnie. Przez mój idiotyzm, przez to, że powiedziałem coś takiego. Myślałem nad tym wszystkim i chyba nigdy nie byłem w stanie zapewnić ci jakiegokolwiek szczęścia czy chociażby uśmiechu na twarzy... - mówił.
           Przez te sześć miesięcy to właśnie wspomnienia twoich wygłupów, sprawiały mi radość.
           
Szczerze przez cały ten czas zastanawiałam się, kiedy powoli zaczęłam coś do niego czuć...
- Żadne moje przeprosiny, nie mogą tego naprawić. Nic nie może tego naprawić. Wszyscy chcą cię za... - położyłam mu wolną rękę na ustach.
- Takie gadanie wcale nie pociesza. - powiedziałam, co wywołało u niego wielkie zaskoczenie, jakby pierwszy raz słyszał mój głos. - Nie zapomniałam jak się mówi.- odpowiedziałam na wyraz jego twarzy.
           Ściągnęłam dłoń z jego ust oraz z policzka.
- Powiedz coś jeszcze. - polecił z błyskiem w oku.
- Ty na pewno dobrze się czujesz? - zapytałam.
- Jeszcze. - polecił po raz drugi.
- Tobie chyba napra... - nie dokończyłam zdania.
           Nie mogłam, nawet jeśli bym chciała, gdyż moje usta pokrył swoimi. Wywołało to u mnie nie małe zaskoczenie. Na początku miałam zamiar stawić mu opór, ale po dłuższej chwili zamiast się sprzeciwiać postanowiłam zacząć odwzajemniać jego pocałunki. Niedługo później odsunęliśmy się od siebie. Zaczerwieniona spuściłam wzrok, nawet jeśli moje położenie raczej nie pozwalało mi na takie zachowanie.
- Za bardzo się za tobą stęskniłem. - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Bez względu na to co chcesz zrobić, masz wrócić. Nie mogę być pewny tego co zamierzasz, ale nic nie poradzę, nie? - uniósł mój podbródek, lekko się uśmiechając.
           Pokręciłam przecząco głową.
- Więc nie zostaje nam nic innego, jak pójść z tobą. - uśmiechnął się szerzej.
           Spojrzałam na niego pytająco. Pociągnął mnie w stronę okna, z którego odrzucił resztę desek. Wyjrzałam przez nie. Zamarłam.
           Shannon, Lyon, Jin Ho, Mariell, Mark, Anna, Connor, Lilla i Rafe. Wszyscy czekali...
           Wyskoczyłam szybko przez okno. Spojrzałam na nich groźnie.
- Czy wam do cholery odbiło? - zapytałam zdenerwowana.
- Kotek, chyba nie myślałaś, że pozwolimy ci iść samej, co? - zapytał czarnowłosy, wieszając na mnie ramię.
- Jeśli dowiedzą się, że mieliście ze mną jakikolwiek kontakt...
- Aleś ty marudna. Wybacz pani wspaniałomyślna, która z chęcią skończy swój żywot bez żadnego rezultatu, ale my również mamy do pogadania z tymi na dole. - wyrzuciła z siebie Anna.
- Nawet jeśli zginiecie? Mi to obojętne, bo gdzie się nie pokażę, będą chcieli mnie zabić. - odparłam, zrzucając z siebie ramię Rafe'a. - Nie mam zamiaru pozwolić się wam narażać.
- A co zrobisz bez księgi? - zapytał czerwonowłosy, machając mi nią przed nosem.
- Przeginasz. Oddaj mi ją, bo pożałujesz. - odparłam poważna.
- Nic mi nie zrobisz. - uśmiechnął się. - I doskonale wiesz, że nie mówię o twojej sile...
           Zaczęłam się zastanawiać za czym tak bardzo w nim tęskniłam.
           Zacisnęłam pięści.
- Naprawdę tego chcecie? - zapytałam.
- Sama tam nie pójdziesz. - stwierdzili równo.
           Dość niespotykane zjawisko, szczególnie, gdy stoi przed tobą dziesięć osób, a mówią to jak wcześniej wyuczony wierszyk.
- Od razu mówię, że to ja będę z nim walczyć. Nie radzę wam się w to nawet wtrącać. - ostrzegłam. - Sama zabiję Lucyfera.

_______________________________
Oto ten rozdział. ^_^
Nie jestem pewna, czy nie zabijecie mnie za tak szybki rozwój akcji. Wiem, że może nie przypaść wam to do gustu, ale niestety nie miałam więcej pomysłów. TT^TT Przykro mi.
No, ale ciągle przepraszać nie będę, bo stanie się to moim odruchem. xD Nic więcej pisać nie będę, bo i tak pewnie nie chce wam się czytać mojej nudnej paplaniny.
Za niedługo tak, jak mówiłam (a raczej pisałam) możecie spodziewać się końca opowiadania. Nie wiem ile rozdziałów mi to zajmie, ale na pewno nie dużo. :P Ciekawa jestem czy się cieszycie czy wolelibyście, żeby trwało nadal.
Pozdrawiam. ;>

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 20: Symbol

            Chodziłam po nieznanym mi obszarze. Stała przede mną wielka czarna budowla, przypominająca zamek. Niebo było czerwone... Nie miałam pojęcia, gdzie mogłam się znajdować...         
           Po niedługim czasie udało mi się dotrzeć do ogromnych drzwi, które otworzyły się przede mną. Przy nich stało dwóch strażników.
- Witaj z powrotem, królowo. - ukłonili się.
           Weszłam niepewnie do budowli. W środku górowała czerń i czerwień. Niedaleko przede mną znajdowały się kolejne ogromne wrota. Podeszłam do nich, a one również się otworzyły. Tym razem przed moimi oczami ciągnął się czerwony dywan, na końcu którego znajdowało się podwyższenie oraz tron.
           Siedziała na nim pewna osoba. Długie czarne włosy, pozłacany czarny płaszcz... Czerwone oczy...
           Wzdrygnęłam się.
- Witaj. - jego usta wykrzywiły się w coś na pozór uśmiechu. - Nie spodziewałem się, że tak szybko obudzisz w sobie tę zdolność, ale jak widać jesteś wyjątkowa. Z resztą taka się urodziłaś. - spojrzałam na niego, nie rozumiejąc.
- To oczywiste, że tego nie pojmujesz. Robię wszystko, by jak najszybciej cię wybudzić. Byś wiedziała, gdzie jest twoje miejsce i, że jest ono przy mnie, Aare. - zszedł z tronu i zaczął iść w moją stronę. - To jedna z jej zdolności, Daemon, ale teraz najwidoczniej wszystko powoli dziedziczysz.
           O co tu... Chodzi...
- Czemu tu jestem? - zapytałam.
- Nadal nie rozumiesz? - spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony. - Bo tego chcesz. Jesteś tu, ponieważ tego chciałaś. Jesteś tu... Z własnej, nie przymuszonej woli, kotku. Twój umysł, chciał znaleźć ci, jak najbezpieczniejsze miejsce. I popatrz, przyszłaś do mnie. - stał tuż przy mnie z uśmiechem na twarzy.
- To niemożliwe... - odparłam. - Kłamiesz.
- Tak? A niby po co miałbym to robić? A może sam cię tu przyprowadziłem? Wybacz, ale twój pobyt tutaj nie jest mi na rękę. Mimo, że jesteś bardzo ważna, teraz zajmowałem się czymś innym, a ty przychodzisz i mi przeszkadzasz. Nieładnie Aare, nie zostałaś najwidoczniej należycie wychowana. - odpowiedział.
           Patrzyłam na niego z przerażeniem. Położył rękę na moim policzku i pogłaskał po nim.
- Nie bój się mnie. - powiedział. - Tobie nic nie zrobię...
           Zbliżył się do mnie. Ujął moją dłoń i pocałował jej wierzch.
- Twój pobyt tutaj pobiegł końca. - puścił mnie, a potem wszystko zaczęło się rozmywać.

                                                             ***


           Ocknęłam się w swoim pokoju. Zdezorientowana rozejrzałam się po nim. Nikogo oprócz mnie tam nie było.
           Na dworze było ciemno. Zdziwiłam się, byłam pewna, że zemdlałam, a wtedy na pewno nie leżałabym w swoim pokoju. Po chwili doszłam do wniosku, że musiałam zasnąć, a wszystko było tylko snem.
           Otarłam pot z czoła i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki. Zapaliłam światło i postanowiłam obmyć sobie twarz dla rozbudzenia. Po chwili wróciłam do pokoju. Na biurku zauważyłam jakąś zagubioną kartkę.
- Pamiątka. - odczytałam na głos wiadomość, która się na niej znajdowała.
           Nie rozumiałam o co chodzi, dopóki na mojej dłoni nie wypalił się jakiś znak.
           Znałam ten symbol. Należał do niego... Do Lycyfera.

_______________________________
Rozdział krótki, ale tak miało być. ^^
Dziękuję za wszelkie komentarze. ;D
Pozdrawiam.;>

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 19: Noce i dnie

           Siedziałam w sali 109, przeglądając jakąś książkę, którą wręczyła mi Mariell. Była o halucynacjach jakie może wywołać zaćmienie, ale również o innych rzeczach związanych z Mroczną Rasą.
           Nie wiem, kiedy ani dlaczego zostaliśmy tak nazwani. I nie jestem pewna, czy chciałabym się tego dowiedzieć.
           Westchnęłam i odłożyłam książkę na bok. Już od dłuższego wiedziałam, że ktoś jest ze mną w sali. Dobrze wiedziałam kto, cały czas się na mnie gapił.
- Nudzi ci się? - zapytałam patrząc na Koreańczyka.
- Trochę. - odparł i usiadł obok mnie. - Wolno mi zadać pytanie?
- Zależy jakie. - powiedziałam.
- Co widziałaś, że użyłaś takiej ilości mocy? - zapytał.
           Drgnęłam. Nigdy nie odpowiadałam na to pytanie. Nie chciałam odpowiadać. Wolałabym o tym zapomnieć.
- A czy to ważne? - westchnęłam i chciałam wstać, jednak Jinho mnie zatrzymał, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Ważne. Nigdy nie widziałem, aby ktoś tak zareagował. - odpowiedział.
- Więc nie widziałeś jeszcze wielu rzeczy. Puścisz mnie? Obiecałam Shannon, że jej pomogę. Macie wyjazd, nie? - usprawiedliwiłam się, wymijająco.
           Brązowowłosy puścił mnie.
- Okay. Masz rację, sam też powinienem się spakować. Idź już, bo twoja siostra mnie zabije. - powiedział.
           Wyszłam z ulgą.
           Cały czwarty rok, na którym znajdowali się oboje miał wyjazd szkoleniowy. Mieli tam spędzić około kilku tygodni, bo trzeba było zająć się prawdziwym zdarzeniem, a nie udawanym jak to robimy w szkole. Podobno coś stało się w jakimś mieście, ale nie było to zbyt poważne, więc postanowili pozwolić wykazać się uczniom.
           Skierowałam się do "opuszczonego działu", w którym znajdował się nasz pokój. Musiałam się pospieszyć, jeśli nie chciałam, stracić słuchu przez późniejsze krzyki Shannon, że jej nie pomogłam.
           Kiedy szłam jednym z korytarzy wpadłam na jakiegoś chłopaka. Upadliśmy oboje, a z jego nosa spadły okulary. Podniosłam je i chciałam mu podać, ale gdy spojrzałam na jego twarz zamarłam. W transu wyrwał mnie jego głos.
- N-Nic ci nie jest? - zapytał, widząc moją minę.
           Zatkało mnie... Przywidzenie?
- N-Nic, przepraszam. - odparłam i podałam mu okulary.
           Chłopak podziękował i odszedł.
          Czemu, do cholery, przez chwilę widziałam twarz Lucyfera, zamiast twarzy tamtego chłopaka?
           Stałam, jak wryta jeszcze jakiś czas dopóki Shannon nie zaczęła machać mi rękami przed oczami.
- Ej, a tobie co? Wiesz ile na ciebie czekam? Ruszysz swój tyłek, czy sama mam to zrobić? - powiedziała lekko wkurzona.
- C-Co? - tyle byłam jej w stanie odpowiedzieć.
- Ja ci dam "co". Rusz się i chodź mi w końcu pomóc. - odparła i pociągnęła mnie.
           Miałam przywidzenia?

                                                           ***

           Zasnęłam dosyć wcześnie. Po tym jak pomogłam Shannon się pakować, zostałam sama, bo dyrektor stwierdził, że dobrym pomysłem będzie zabrać tam Avie.
           Przebudziłam się jednak w nocy, słysząc jakieś kroki w pokoju. Szybko zerwałam się z łóżka rozglądając się po pomieszczeniu, ale nikogo nie zauważyłam. Westchnęłam, stwierdzając, że musiałam się przesłyszeć.
           Położyłam się z powrotem na łóżku. Okryłam się kołdrą i powoli zasypiałam. Poczułam, że ktoś za mną stoi, jednak coś kazało mi udawać, że śpię. Ten ktoś nachylił się nade mną.
- Słodkich snów... - usłyszałam głos, na który zadrżałam.
           Odwróciłam się szybko, jednak za mną nikogo nie było. Wątpiłam, w to, że się przesłyszałam, ale... To było jedyne sensowne wyjaśnienie.
         
           Resztę nocy nie mogłam zasnąć...

                                                             ***

           Następnego dnia starałam wyrzucić sobie z głowy te dziwne wydarzenia. Mimo ciągłych wątpliwości, zmuszałam się do wierzenia sobie w te wyjaśnienia.
           Siedziałam z Mariell z starej bibliotece.
           Mówiła, że zawsze chciała tam przyjść, ale trochę się bała. Kiedy ją tam przyprowadziłam skakała z radości i mówiła, że była strasznie głupia, że wcześniej tam nie poszła. Zafascynowana przeglądała wszystkie książki po kolei.
           Uśmiechnęłam się, widząc jej entuzjazm.
           Sama poszłam poszukać pewnej książki, którą ostatnio tu widziałam. Auras Guide. Mimo, że nie wiedziałam skąd miałabym znać jej nazwę, miałam pewność, że tak ona brzmi.
           Po niedługich poszukiwaniach znalazłam to, czego szukałam. Wyciągnęłam księgę i usiadłam na podłodze. Zaczęłam przewracać strony. Zamarłam kiedy zobaczyłam ich zawartość... A raczej ich brak...
           Zaczęłam nerwowo przeglądać księgę w szybkim tempie. Nic... Nic nie było. Żadnych liter, obrazków... Niczego...
           Zamknęłam ją i odsunęłam od siebie. Założyłam sobie ręce na głowę. Co do cholery!? Czemu nic w niej nie ma!?
- Co jest, Innie? - zapytała, podchodząc do mnie ze zmartwieniem w głosie.
           Od samego początku zwracała się tak do mnie. Pierwszego dnia miałam co do tego mieszane uczucia, ale potem się przyzwyczaiłam.
- Ahh, n-nic. - odparłam, podnosząc się. Uśmiechnęłam się słabo.
           Jednak ona nie patrzyła już na mnie.
- Co to jest?! Co to tu do cholery robi?! - krzyczała, patrząc na księgę.
- To, to... - nie wierzyłam, że Mariell potrafi krzyczeć.
            To było coś naprawdę nieoczekiwanego. Zawsze była spokojna i próbowała wszystkich godzić. Mimo, że znałyśmy się zaledwie około dwóch tygodni poznałam ją bardzo dobrze.
- Odsuń się od tego gówna! - nakazała, po czym sama mnie pociągnęła.
           Wyciągnęła mnie z biblioteki.
- Co ten kretyn sobie myśli?! Jak mógł pozwolić, by znalazło się to w twoim otoczeniu?! Jest ułomny czy jak? - zaczęła zadawać pytania i ciągnąć mnie w jakimś kierunku.
           Szybko okazało się, że owym kierunkiem jest Zakazany Pokój, w którym często wszyscy mieli zwyczaj siedzieć.
- Orionie Yosey, lepiej się wytłumacz, bo źle się to dla ciebie skończy! - ryknęła na czerwonowłosego.
- O co ci chodzi, jeśli wolno mi wiedzieć? - zapytał spokojnie.
- O co mi chodzi? - zakpiła. - Dlaczego Ines ma taki łatwy dostęp do tej pieprzonej książki? - zapytała.
           Była wściekła. Bardzo wściekła.
- Jakiej książki? - czerwonowłosy najwidoczniej nie wiedział o co jej chodziło.
- Auras Guide. - rzuciła, a chłopak wytrzeszczył na nią oczy.
            O co chodzi?
- Co to tu robi? - zapytał, niedowierzając.
- Właśnie pytam! - stwierdziła głośno Mariell.
- Nie miałem pojęcia... W ogóle tego nie wyczułem... Najwyraźniej Kedan musiał mieć z tym coś wspólnego... Gdzie ona jest? - zapytał, patrząc na Mariell poważnym wzrokiem.
- Chwila. - przerwałam. - Najpierw MI powiecie o co w tym chodzi. - zaakcentowałam odpowiednie słowo.
            Spojrzeli na mnie nerwowo.
- Ta księga... Ona należała do Daemon. Ona sama ją napisała... Nikt jednak nie wie do czego została stworzona... A Daemon jej nie dokńczyła... Jest teoria, że zrobiła to by zabić Lucyfera i zgarnąć jego pozycję. - wyjaśniała Mariell. - Ale jeśli ta teoria miałby być prawdziwa to jaki jest sens dawać księgę tobie?
- Bo tylko ona będzie w stanie ją odczytać. - usłyszeliśmy głos Lyona, który wszedł do pomieszczenia.
- Mówisz poważnie? - zapytał Yosey.
- Na pewno miałeś ją w rękach chociażby raz. I na pewno nie znalazłeś nic oprócz pustych stron. - stwierdził.
- Taa, nic nie było. - zgodził się.
- Razem z Shannon tamtego wieczora, chcieliśmy złamać zaklęcie ją chroniące, ale jak wiesz to się nie udało. - zwrócił się do mnie.
- Czyli tylko Innie może ja odczytać? - zapytała Mariell.
- Nie. - odparłam. - Nie mogę.
           Wszyscy patrzyli ma mnie zdziwieni.
- Przecież to...
- Nie potrafię. Wszystko co widziałam, to puste kartki. - odpowiedziałam stanowczo, przerywając Lyonowi.

                                                             ***

            Nie spałam kilka nocy z rzędu. Za każdym razem słyszałam ten głos i za każdym razem, gdy się odwracałam lub rozglądałam, nikogo nie było. Opadałam z sił.
           Żeby było ciekawiej dołożyli nam więcej ćwiczeń, treningów i tym podobnych. Naprawdę ledwo się trzymałam. To było ponad moje siły.

           Szłam, jak zombie przez szkolny korytarz. Tego dnia czułam się jeszcze gorzej niż poprzednio. Oczywiście nie spałam, bo nie mogłam zasnąć.
           Było mi strasznie gorąco i zimno jednocześnie. Kręciło mi się w głowie, a obraz powoli mi się rozmazywał przed oczami.
           Wpadłam na kogoś i zemdlałam.

_______________________________________
A oto rozdział^^
Jesteście niesamowici *v* Nie wiedziałam, że będzie tyle wyświetleń. ;D
Pozdrawiam. ;>

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 18: Skutki

           C-Co on tu robi?! Co tu do cholery robi sam Lucyfer?!
         Przeszły mnie ciarki. Nie miałam pojęcia co zrobić... Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa...
- Nie bądź taka spięta. Jestem ci niezmiernie wdzięczny za użycie swojej mocy. Ci debile ustanowili na tobie barierę i nie potrafiłem się do ciebie nijak zbliżyć, jednak dzięki temu, że użyłaś płomieni mogę teraz być przy tobie. - powiedział zadowolony.
          Wstrzymałam oddech. Uczucie jakie we mnie siedziało było nie do określenia. W życiu nie czułam takiego strachu. Dopiero po chwili zaczęłam znów powoli oddychać.
           O to chodziło? O to żeby mnie nie znalazł? To przez to byłam zagrożeniem?
- C-Czemu inni... cię nie widzą? - zapytałam niepewnie, będąc pewna, że nie odpowie.
- Iluzja. Wszyscy aktualnie myślą, że walczysz, a raczej to widzą. - wyjaśnił.
           Iluzja?
           
Spróbowałam się skupić, zamykając przy tym oczy.
           Od czasu do czasu ćwiczyłam z Lyonem i Lydią. Kazali mi łamać różne bariery za pomocą brutalnej siły płomieni (gdyż nie znaliśmy innego ich zastosowania). Iluzję też. To również bariera, tylko bardziej skomplikowana. Całkowicie opierała się na potencjale twórcy. W zależności od jego siły, iluzja była bardziej realna lub mniej. Jednak obydwie były ciężkie do złamania.
           Rzuciłam się na głęboką wodę próbując znaleźć punkt zaczepienia w iluzji samego Szatana. Nie było to dla mnie łatwe. Miałam trudności przy Lyonie, a co dopiero przy nim. Dodatkowo nie potrafiłam się zbytnio uspokoić.
- Czuję ją. - odparł. - Przepływa tuż pod twoją skórą. - przysunął swoją twarz do mojej szyi. - Boska energia... Nie potrafisz jej opanować. Dopiero zaczynasz... - on mnie wąchał? -... ją poznawać. - poczułam jego język na swojej skórze.
           Wzdrygnęłam się. Co to do cholery ma być?           Wstrzymałam oddech. Poczułam się dziwnie... To uczucie pustki...
           Głowa znów opadła bezwładnie. Zaczęłam ciężej oddychać. Z moich ust znów głuchy ochrypły odgłos. Po chwili zaczęło mi piszczeć w głowie. Moje oczy zapłonęły, a ja zaczęłam piszczeć, wybuchając płomieniami. Chciałam wyrzucić z siebie, jak największą ilość energii. Tak żeby złamać tą iluzję... Jednak to co zobaczyłam różniło się od tego czego się spodziewałam.
           Opadłam na kolana. Przede mną leżała ledwo oddychająca Erin, pokryta płomieniami, które po chwili wygasły. Cały teren areny pokryty był błękitem oraz kilkoma ciałami.
           Co... Co to... Jest? Czemu ci ludzie są tak poranieni? O co... Tu chodzi?
           Z oczu zaczęły płynąć łzy. Uświadomiłam sobie... Co się stało... Wpływ zaćmienia, był halucynacją...
            Zrobiło się z tego wielkie zamieszanie. Zabierano z areny wszystkie ciała. Ludzie z widowni nie wierzyli w to co widzieli... Sama w to nie wierzyłam. Nie wierzyłam, że byłam tak głupia. Nie wiedziałam, jak jeszcze siebie określić.
            Mówili mi... Mówili o zagrożeniu... Wiedzieli...
            Wokół mnie stanęło kilku nadnaturalnych. Chcieli sprawdzić, czy ciągle stanowię zagrożenie.
            Nie ruszyłam się. Siedziałam tak, jak wcześniej. Łzy zaczęły płynąć o wiele intensywniej.
            Kolejna katastrofa... Kolejna przeze mnie...

                                                          ***


           Wieczór. Od dnia Pojedynków minął tydzień. Na szczęście wszyscy ranni wyszli ze stanu krytycznego.
           Siedziałam bezwładnie na parapecie w pokoju. Od tamtego dnia nie ruszałam się z pokoju. Praktycznie nic nie piłam i byłam oporna co do jedzenia, które Shannon przynosiła do pokoju wbrew zasadom panującym w akademiku.
           Rafe, Lydia, Jenna i reszta wrócili do siebie. Dyrektor próbował utrzymać mnie w szkole, a reszta zajęła się rozwiązywaniem tego co się stało. Zastanawiałam się, czy nie lepiej będzie, jak ucieknę. W sumie to nie był najgorszy pomysł. Ale moc by nie zniknęła. To i tak by nic nie dało.
           Usłyszałam pukanie do drzwi, ale nawet nie miałam zamiaru wstać by je otworzyć. Po chwili do środka wszedł Orion.
- Wyjdź. - powiedziałam, odwracając się w stronę szyby.
- Niestety nie mogę spełnić twojej prośby. - zamknął za sobą drzwi i usiadł na moim łóżku. - Jestem tu w bardzo ważnej sprawie.
- Co? Mam się pakować? - zapytałam obojętnym tonem.
- Pamiętasz nasz zakład? - zignorował mnie. - Chłopak, który wygrał chce się z tobą spotkać.
- To powiedz mu, że to niemożliwe.- odparłam.
- On... Też pochodzi z Mrocznej Rasy. - wyprostowałam się na te słowa.
- Co powiedziałeś? - spojrzałam na niego.
- Twoje Źródło na pewno ci powiedziało o tym kim jesteś, więc dalsze udawanie, że nic nie wiemy nie ma sensu. Ten chłopak powiedział, że prawdopodobnie jest w stanie ci pomóc. - oznajmił.
- Czuję się, jakbyś mówił, że potrzebuję psychiatry. - wstałam z parapetu.
- Chodzi o to, że podobno każdy z waszej rasy musi oswoić się z mocą, bo źle wykorzystywana przynosi niezbyt ciekawe skutki... - powiedział.
           Westchnęłam.
- Ten chłopak prosił, żebyś przyszła pod 109. Poszedłbym z tobą, ale muszę się czymś zająć. Nie jestem ufny wobec niektórych, dlatego weź Avie. - polecił.
- Od kiedy mówisz mi co mam robić? - zapytałam, wywracając oczami.
           Nie odpowiedział i wyszedł. Usiadłam na łóżku, zastanawiając się czy pójść tam gdzie mówił. Równie dobrze mógł sobie żartować, chociaż wątpię. Nawet on w takiej sytuacji by nie żartował.
           Podrapałam się po głowie.
- Avie. - zawołałam lisicę, decydując się, że jednak tam pójdę.

                                                            ***

          Przede mną znajdowały się drzwi z napisem 109. Niechętnie pchnęłam je i weszłam do środka.
           Moim oczom ukazała się sala przypominająca kolejny z Zakazanych Pokoi. Wszędzie widać było złote zdobienia, które komponowały się z czernią ścian. Sufit oraz podłoga błyszczały bielą.
           Zrobiłam krok rozglądając się po pomieszczeniu. Avie szła tuż za mną. Po chwili naprzeciw wyszła nam jakaś dziewczyna, uśmiechając się promiennie.
           Miała długie, zielone włosy oraz tego samego koloru oczy, które przeplatały się lekko z czernią. Na ręce miała czarno-zielony tatuaż.
- Czekaliśmy na ciebie, chodź. - powiedziała.
            Zobaczyłam jeszcze kilka osób. Dziewczyna pociągnęła mnie w ich stronę w szybkim tempie, ciągle się uśmiechając.
- Przyszłaś. - odparł, jakby zadowolony z samego siebie jeden z chłopaków.
           Po przyjrzeniu się, byłam w stanie stwierdzić, że był to Azjata, a mianowicie Koreańczyk. Miał brązowe włosy, sięgające do połowy szyi i tego samego koloru oczy, a dokładniej ujmując jedno oko, zaś drugie odznaczało się szarą barwą.
- To ty gadałeś z tym idiotą, no nie? - od razu zwróciłam się do niego.
- We własnej osobie. - odparł. - Jestem Kang Jin Ho*. - przedstawił się.
- Ines Monaghan. - odpowiedziałam tym samym.
- Aaaa. Ja się nie przedstawiłam. - odparła nagle dziewczyna, która mnie tu przyprowadziła. - Mariell Konn. - wyciągnęła do mnie rękę.
           Uścisnęłam ją.
           Oprócz nich były tam jeszcze cztery osoby. Dwóch chłopaków i dwie dziewczyny.
- To Anna, Lilla, Mark i Connor. - przedstawił ich po kolei brązowo włosy.
           Anna była długowłosą blondynką o złotych oczach, która zdecydowanie miała charakter ostrzejszy niż zielonowłosa. Lilla miała ciemno-różowe włosy z białymi pasemkami, które sięgały trochę za ramiona, a jej oczy natomiast były szare. Patrzyła na mnie nieufna. Mark był czarnowłosym typkiem z czerwonymi oczami, który wydawał się być z lekka przerażający, a blond włosy Connor całkowicie nieobecny, patrzył swoimi czarnymi oczami gdzieś przed siebie.
- Po co chciałeś, bym tu przyszła. - skierowałam do niego kolejne pytanie.
- Bo jesteś taka, jak my. Nawet jeżeli inni próbowali cię zrozumieć, wesprzeć czy pocieszyć, nie będą potrafili. Oni nigdy tego nie przeżyli. Nie znają uczuć, które targają tobą w chwili gdy nie możesz zaufać samej sobie. Kiedy widzisz cierpiących lub umierających ludzi. A wszystko jest twoją winą. - powiedział, a ja zacisnęłam pięści, spuszczając głowę. - Każdy z nas przez to przeszedł. Dlatego ci pomożemy.
- A jaki jest haczyk? - zapytałam.
- Nie ma żadnego haczyka. - odparł.
- Jasne. Darujmy sobie ten wstęp. Czego chcesz w zamian? - zapytałam, patrząc na niego ostro.
- Luzuj, chcemy ci tylko pom... - przycisnęłam go do ściany.
- Nie jestem głupia! Pomóc? - w moim głosie słychać było kpinę.
- Zabierz ręce. - odpowiedział spokojnie.
- Powiedziałam coś wcześniej. - stwierdziłam.
- Chcę ci pomóc dlatego, że przypominasz mi mnie. Obserwowałem cię od dłuższego czasu. Zachowujesz się tak samo, jak ja się zachowywałem. Myślałaś nad tym, no nie? Nad tym by uciec, by się schować. - zatkało mnie, przez co go puściłam.
- To i tak by nic nie dało. - odpowiedzieliśmy równo.
           Chłopak uśmiechnął się i zmierzwił mi włosy.
- Dobra dziewczynka. - odparł.
- Naprawdę masz zamiar mi pomóc? - zapytałam.
- Wszyscy ci pomożemy. - odparła Mariell, wieszając się na mnie.



*W Azji ludzie najpierw przedstawiają się nazwiskiem, zaznaczając tym samym, że to z jakiej rodziny pochodzi jest ważniejsze od imienia - w tym przypadku Kang. Zaś imiona składając się z dwóch sylab, które tworzą jedność - w tym przypadku JinHo.;D
_______________
Yo.:D Więc zastanawiam się, czy aby trochę nie namieszałam. Jeśli znajdą się jakieś pytania dotyczące niezrozumiałych części w fabule, to piszcie postaram się to naprawić. ;P
Oczywiście pochodzenie owego cudzoziemca, nie jest przypadkowe. xD Interesuję się Azją, więc nie zabrakło jej również tutaj, mimo, że z tym walczyłam, pragnienie wkręcenia tu jakiegoś Koreańczyka przezwyciężyła. Uwielbiam Koreę Południową i jakoś tak samo to wychodzi. *_*
Uff, chciałam zająć się rozdziałem wcześniej, ale to był mój pierwszy tydzień po feriach i bardzo to odczułam, gdy nagle ni stąd ni zowąd pojawiło się tyle sprawdzianów, o których nie miałam pojęcia. O.o
Ech, dobra nie zanudzam, bo mi zaśniecie. xD Udanego weekendu. ;)
Pozdrawiam. ;>

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 17: Walka

             Stanęłam naprzeciw Logue z nienawiścią w oczach. Miałam ochotę ją zamordować i sprawić, aby cierpiała przy tym, jak najdłużej.
- Erin Logue i Ines Monaghan. - wypowiedziano nasze nazwiska.
           Przebrana w specjalny strój od razu dokonałam przemiany. Automatycznie rzuciłam się na Erin. Zdążyła jednak się obronić. Nie panowałam nad sobą. Kierował mną gniew.
           Po kilku nieudanych próbach ataku, uspokoiłam się trochę i zaczęłam myśleć. Kiedy chciałam wykonać kolejny ruch... Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam się ruszyć.
           Zaczęło mi piszczeć w głowie. Niemiłosierny dźwięk, który sprawiał mi okropny ból. Nie wiedziałam co to, ale łatwo było się domyślić, że to jedno z zaklęć Logue.
- Boli, wilczku? - zakpiła. - Podpowiem, jeśli wrócisz do wcześniejszej formy nie będzie boleć. Nie chcę walczyć z tobą, jako wilkiem. - odparła.
- No to... masz problem. - powiedziałam z trudem. - Nie mam zamiaru zmieniać formy.
- No weź, nie bądź nudna... Aa, przypomniałam sobie o czymś. Mój czar na twojej przyjaciółecce, będzie trwał jeszcze dwadzieścia trzy godziny. Jestem ciekawa, co mogę kazać jej zrobić w tym czasie... - zaczęła się zastanawiać.
- Nie mieszaj jej... do tego.- nakazałam.
- Bo co? Zawarczysz na mnie? - zaśmiała się.
          Opanowało mnie dziwne uczucie. Rozluźniłam się. Nic mnie nie blokowało. Uczucie pustki, jakby nic nie miało znaczenia. Jakby wszystko się wyciszyło... Cisza przed burzą...
         Nie chciałam zmieniać się z powrotem w człowieka, jednak po chwili całe moje wilcze ciało pokryły płomienie. Parzyły, tak jak wcześniej. Zmieniły moją formę.
         Leżałam na ziemi. Patrzyłam na zaćmione słońce.
        Czytałam, że zaćmienie słońca trwa tutaj o wiele dłużej niż normalnie. Przez wzgląd na otoczenie i tym podobne. Było tam również napisane , że potrafi odmiennie wpływać na nadnaturalnych, albo pomaga niektórych namierzyć.
          Dziwne uczucie narastało. Podniosłam się, chwiejąc. Głowa cały czas skierowana była na zaćmione słońce. Prychnęłam.
- No, no. Coś dotarło do twojej pustej główki? - zapytała Logue.
- Jesteś irytująca. - odparłam, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
          Erin mnie zaatakowała. Odrzuciło mnie spory kawał. Przeturlałam się po ziemi. Rudowłosa podeszła do mnie i rzuciła jakieś zaklęcie przez, które zaczęłam zwijać się z bólu.
- Eeh, nuda. Wysil się trochę. Wiem, że jesteś silniejsza. - powiedziała kpiąco, kucając i bawiąc się piaskiem.
          Nie miałam zamiaru nic robić. Nie chciałam z nią walczyć, a nawet jeślibym chciała nie miałam jak. Gdy usiłowałam zmienić się w wilka, nie udawało mi się to. Czekałam tylko aż skończy się ta "walka".
          Atakowała mnie z coraz większą siłą.
- No dalej! Chcę zobaczyć twoją prawdziwą siłę. Rusz się w końcu! - zaczęła mnie kopać.
         Uderzyłam dłonią o ziemię, a Erin odleciała spory kawałek.
- Nie denerwuj mnie. - odparłam tylko.
         Nie wytrzymałam, to zaczęło mnie naprawdę denerwować.
         Wstałam. Chciałam zrobić krok do przodu, ale zatrzymałam się.
         Co to było? Nie użyłam ognia. Chwila... Użyłam...
         Kiedy uderzyłam dłonią w ziemię, tuż przed uderzeniem pojawił się na niej płomień, a jego energia odrzuciła moją przeciwniczkę.
         Spojrzałam na dłoń i znów usłyszałam w głowie słowa Lyona. Zagrożenie...
           Erin znów chciała mnie zaatakować.
- Nie, stój! Nie atakuj mnie. - poleciłam jej.
         Zatrzymała się.
- A to niby dlaczego? - zapytała. - Całkiem cię pogięło? - zaatakowała.
         Przede mną powstała ściana ognia. Nie rozumiałam o co chodzi. Ja nic nie zrobiłam...
         Po chwili ściana zaczęła rozpadać się małymi kawałkami w stronę Logue.
         Co tu się dzieje?
         
Poczułam czyjąś obecność. Rozejrzałam się. To nie było normalne...
- Tylko ty... - usłyszałam czyjś szept nad uchem.
         Obróciłam głowę w stronę szeptu. Ujrzałam mężczyznę... Bardzo młodego, można by powiedzieć, że miał nie więcej jak dwadzieścia lat. Miał długie czarne włosy i... małe rogi? Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Tylko ty mnie widzisz, dlatego nie rozglądaj się tak... Moja mała Daemon. - przytulił mnie, a ja zrozumiałam kto to jest.

_______________________________________________
Rozdział krótki i po dość długim czasie, za co przepraszam. TT-TT
Chyba co rozdział będę was zasypywać moimi przeprosinami, jestem beznadziejna... Ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. xD
Wow! Ponad 11 000 wyświetleń, normalnie nie wierzę. Jestem za to mega wdzięczna. Uwielbiam was. Ja na swoim miejscu już dawno przestałabym czytać tego bloga. ;D
Bardzo wam dziękuję za komentarze i uwagi, które bardzo mi pomagają.
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam.;>

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 16: Potrafisz wybrać? Więc wybierz pomiędzy złem a złem...

              Położyłam rękę na jego torsie, po czym odsunęłam się. On się przysunął, ja znów się odsunęłam i tak kilka razy dopóki nie znalazłam się pod ścianą. Czerwonowłosy położył na niej rękę.- Dlaczego ode mnie uciekasz? - zapytał... smutnym głosem?
- O co ci...
- Nienawidzisz mnie? - zapytał.
- Jak długiego leczenia ci potrzeba? - spojrzałam na niego rozkojarzona.
- Odpowiedz. - odparł, przybliżając się. - Nienawidzisz mnie? - przybliżył się jeszcze bardziej.
- Cofnij się. - nakazałam, ale nie słuchał.
              Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Czemu miałbym to zrobić? - zapytał.
- Bo tak powiedziałam? - zasugerowałam.
- Słaby argument. - stwierdził.
- Ty...
              Odsunął się.
- Później mi odpowiesz. Ktoś na ciebie czeka. - powiedział i spojrzał w bok.
               Zrobiłam to samo. Zauważyłam Logue.
               Czego ona tu szuka?
               
Yosey odszedł zostawiając mnie i rudowłosą same.
- Potrzebujesz czegoś? - spytałam, gdy się zbliżyła.
- Wybacz, musiałam przeszkodzić... - odparła kpiąco.
- Powiesz czego chcesz czy mogę już sobie iść? - westchnęłam znudzona.
- Nie domyślasz się? - zapytała.
- Oświeć mnie. - nakazałam.
- Wyzywam cię. - oznajmiła dość poważnie.
- Co proszę? - zapytałam zdziwiona.
- To co słyszałaś. - uśmiechnęła się. - Spotkamy się na arenie. - minęła mnie.
- A kto powiedział, że będę z tobą walczyć? - zapytałam, nie odwracając się.
- Będziesz. Mogę ci to zagwarantować. - odparła i weszła do akademika.
- Co to niby miało być? - powiedziałam cicho pod nosem i po chwili również wróciłam do akademika.
            Szłam długim korytarzem. Kierowałam się do swojego pokoju, ale oczywiście nie udało mi się tam dotrzeć. Shannon mnie zatrzymała.
- Co jest? - zapytałam.
- Gdzie idziesz? - spojrzała zdziwiona.
- Do pokoju, a co? - odpowiedziałam.
- Hej... Ty zwariowałaś czy jak? Ruszaj się i idziemy. - powiedziała i zaczęła mnie ciągnąć.
- Gdzie? - nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
- Chcę ci coś pokazać. - oznajmiła. - A raczej muszę. I pójście do pokoju nie będzie teraz najlepszym pomysłem.
            Po kilku minutach dotarłyśmy na główny korytarz. Zebrało się tam naprawdę dużo ludzi. Zdziwiło mnie to, bo została tylko godzina to rozpoczęcia Pojedynków.
            Nie powinni się przygotowywać, czy coś?
- Co tu się dzieje? - zapytałam siostrę.
- To? Ostateczne rozstrzygnięcie waszego zakładu... Znaczy się twojego i Oriona. - wyjaśniła.
- Że jak? - byłam zaskoczona.
- Wow... Masz sporo fanów... - zignorowała mnie.
- Hej! - szarpnęłam lekko jej rękę.
- Chodź, chodź. - znów ignorując co mówię, pociągnęła mnie na przód.
            Stały tam dwie urny, przy jednej siedziała dziewczyna, przy drugiej chłopak i taki sam był podział, wbrew pozorom, kolejek. Jedna męska, druga damska.
- Jak długo to trwa? - zapytałam.
- Od około czterech godzin. Orion najwidoczniej dał ci fory i sam też zaczął odliczanie wyznań później. - uśmiechnęła się.
- Jaki miłosierny... - prychnęłam.
- W sumie jest to trochę inne od waszego zakładu. Są dodatkowe funkcje.- powiedziała.
- Co masz na myśli? - spojrzałam na nią.
- Jak zauważyłaś są dwie urny. Twoja i Oriona. Ludzie siedzący przy urnach dają waszym "fanom" numerki. Później bedzie jakieś tam losowanie i wybiorą po jednym numerku. "Szczęśliwy numerek" ma prawo do spędzenia dnia z wami. Dodatkowa opcja dodana przez waszych wielbicieli. Nieważne czy wygrasz czy przegrasz i tak będziesz musiała się z kimś spotkać. - wyjaśniła. - Mimo, że komuś to chyba nie bardzo odpowiada. - dodała trochę ciszej.
- Idę do pokoju. Po jaką cholerę w ogóle zgadzałam się na ten zakład? - zapytałam samą siebie.
- Aa, Ines... Ty... Będziesz walczyć z Erin? - zatrzymała mnie.
- Nie... Chyba... Nie wiem. Chwila... Skąd to wiesz? - spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Ona nakręca się na tę walkę od ponad tygodnia. Nawet była u mnie. Tłumaczyłam, że to nieodpowiedni moment, ale powiedziała, że to nic nie zmienia. Szkoda, że nie jest blondynką. - odparła.
- Norma. Idę do sali ćwiczeń. - pożegnałam się z siostrą i poszłam w odpowiednim kierunku.
            Obok wejścia do sali spotkałam Lyona.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Czekam na ciebie.- odpowiedział.
- A dlaczego? - zadałam kolejne pytanie.
- Musimy o czymś pogadać. - odparł i wszedł do sali.
             Weszłam za nim.
- O co chodzi? - oparłam się o ścianę, krzyżując ręce.
- Pojedynki zaczyna zaćmienie, wiedziałaś? - zapytał.
- Nie. A co to ma do rzeczy? - nie rozumiałam go.
- Rozmawiałaś z nią, no nie? Ze Źródłem. - powiedział.
- Skąd to wiesz? - zapytałam
- Na pewno wiesz o Daemon i Mrocznej Rasie. - stwierdził.
- Skąd to wiesz? - powtórzyłam pytanie.
- Na pewno powiedziała ci dużo... - kolejne stwierdzenie.
- Lyon, do cholery! Gadaj o co ci chodzi. - nakazałam.
- Hmm? Tracisz kontrolę? Łatwo cię zdenerwować. - uśmiechnął się. - Okay. Przejdę do rzeczy. - przybliżył się. - Nie waż się dzisiaj walczyć. Nie wolno ci nawet spróbować użyć najmniejszego płomienia. Jesteś zbyt dużym zagrożeniem. - odparł i wyszedł.
          W tamtym momencie zrobiłam się naprawdę wściekła. Uderzyłam z pięścią w ścianę, w której zrobiło się wgniecenie. Przykucnęłam i złapałam się za głowę.
           Dlaczego do cholery jestem taka wściekła?
           Podniosłam się i spróbowałam uspokoić. Zaczęłam normalnie oddychać i usiadłam w pełni spokojna.

                                                              ***

           Na arenie zebrało się mnóstwo ludzi. Nie miałam zielonego pojęcia, że tyle jest nas w tej akademii. Usiadłam na jednym z miejsc koło Lydii, Rafe'a i Seana.
- Gdzie Jenna? - zapytałam chłopaka.
- Nie wiem, ale zaraz powinna tu być. - odpowiedział.
- Yhym. - mruknęłam.
- Lyon i Orion, będą walczyć, prawda? - zapytała Lydia.
- Chyba. Nie jestem pewna, ale raczej tak. Mimo, że nie wiem kto mądry postawił by im wyzwanie. Może jakoś specjalnie nie darzę ich sympatią, ale są naprawdę silni. - stwierdziłam.
- Nie dziwię się. Taka aura to nie byle co. - odpowiedział Rafe.
            Po chwili usłyszeliśmy głos dyrektora.
- Witajcie, moi drodzy. - przywitał się, stojąc na środku areny. - Za chwilę na tej oto arenie, rozpocznie się najważniejsze wydarzenie roku w Akademii Logue. Zobaczycie wspaniałe walki, które przyniosą zarówno zwycięstwa jak i porażki. Jestem wdzięczny za obecność gości z poza naszej szkoły. Przede wszystkim chciałbym powitać Miriona Louge, założyciela tej jakże wspaniałej akademii. - powiedział, a wszyscy zaczęli klaskać.
            Starszy mężczyzna ubrany w odświętną szatę wstał i ukłonił się, po czym usiadł.
- By nie przedłużać i nie kazać wam więcej czekać... Pojedynki Akademii Logue uważam... Za oficjalnie rozpoczęte. - ukłonił się i skierował na swoje miejsce.
            Po nim na arenę weszły dwie osoby. Zaraz po ich przedstawieniu, ustawiły się na środku, po czym rozpoczęła się ich walka. Kiedy skończyło się już kilka walk, zaczęło się zaćmienie. Chwilę potem na arenę weszły kolejne osoby, a mnie zamurowało.
- Erin Logue i Jenna Seaker. - przedstawiono uczestników.
- Co do cholery? - spojrzałam na nią.
- Mówiłam, zagwarantuję ci tę walkę. Nawet jeśli będę musiała cię zmusić. - wyczytałam z ruchu warg Erin, która potem uśmiechnęła się złośliwie.
            Spojrzałam na Jennę. Była pod urokiem...
            Walka się zaczęła. Jenna miała na sobie specjalny strój przeznaczony dla wilkołaków, więc od razu się zmieniła. Chwila... Powinnam chyba wprowadzić minimalną poprawkę. To nie była walka. To były tortury na Jennie.
             Miałam ochotę wejść na arenę i zrobić coś Erin, ale w głowie ciągle miałam słowa Lyona... "Jesteś zbyt dużym zagrożeniem..."
             
Ledwo oddychającą Jennę, uniosła w górę i upuszczała tak kilka razy.
             Jesteś zbyt dużym zagrożeniem.
             Jenna była w krytycznym stanie, a Erin nie miała zamiaru przestać.
             Zagrożenie... Jestem zagrożeniem...
             
Podniosłam się. Erin chciała zadać właśnie ostatni ruch.
- STÓJ!! - krzyknęłam.
             Wszyscy zwrócili się w moją stronę. Erin również.
- Ja będę z tobą walczyć!! - dodałam po chwili, a słońce zostało całkowicie zaćmione...

________________________________
Oto jest obiecany rozdział. ;D
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam dodając go po takim czasie. xD Cieszę się, że znalazło się tyle osób czytających moje opowiadanie. Jestem mega wdzięczna za odwiedzanie i komentowanie postów oraz ogólnie za wszystko. ;P Dzięki.^^
Z góry przepraszam za wszelkie literówki. :3
Pozdrawiam.:>