piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 16: Potrafisz wybrać? Więc wybierz pomiędzy złem a złem...

              Położyłam rękę na jego torsie, po czym odsunęłam się. On się przysunął, ja znów się odsunęłam i tak kilka razy dopóki nie znalazłam się pod ścianą. Czerwonowłosy położył na niej rękę.- Dlaczego ode mnie uciekasz? - zapytał... smutnym głosem?
- O co ci...
- Nienawidzisz mnie? - zapytał.
- Jak długiego leczenia ci potrzeba? - spojrzałam na niego rozkojarzona.
- Odpowiedz. - odparł, przybliżając się. - Nienawidzisz mnie? - przybliżył się jeszcze bardziej.
- Cofnij się. - nakazałam, ale nie słuchał.
              Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Czemu miałbym to zrobić? - zapytał.
- Bo tak powiedziałam? - zasugerowałam.
- Słaby argument. - stwierdził.
- Ty...
              Odsunął się.
- Później mi odpowiesz. Ktoś na ciebie czeka. - powiedział i spojrzał w bok.
               Zrobiłam to samo. Zauważyłam Logue.
               Czego ona tu szuka?
               
Yosey odszedł zostawiając mnie i rudowłosą same.
- Potrzebujesz czegoś? - spytałam, gdy się zbliżyła.
- Wybacz, musiałam przeszkodzić... - odparła kpiąco.
- Powiesz czego chcesz czy mogę już sobie iść? - westchnęłam znudzona.
- Nie domyślasz się? - zapytała.
- Oświeć mnie. - nakazałam.
- Wyzywam cię. - oznajmiła dość poważnie.
- Co proszę? - zapytałam zdziwiona.
- To co słyszałaś. - uśmiechnęła się. - Spotkamy się na arenie. - minęła mnie.
- A kto powiedział, że będę z tobą walczyć? - zapytałam, nie odwracając się.
- Będziesz. Mogę ci to zagwarantować. - odparła i weszła do akademika.
- Co to niby miało być? - powiedziałam cicho pod nosem i po chwili również wróciłam do akademika.
            Szłam długim korytarzem. Kierowałam się do swojego pokoju, ale oczywiście nie udało mi się tam dotrzeć. Shannon mnie zatrzymała.
- Co jest? - zapytałam.
- Gdzie idziesz? - spojrzała zdziwiona.
- Do pokoju, a co? - odpowiedziałam.
- Hej... Ty zwariowałaś czy jak? Ruszaj się i idziemy. - powiedziała i zaczęła mnie ciągnąć.
- Gdzie? - nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
- Chcę ci coś pokazać. - oznajmiła. - A raczej muszę. I pójście do pokoju nie będzie teraz najlepszym pomysłem.
            Po kilku minutach dotarłyśmy na główny korytarz. Zebrało się tam naprawdę dużo ludzi. Zdziwiło mnie to, bo została tylko godzina to rozpoczęcia Pojedynków.
            Nie powinni się przygotowywać, czy coś?
- Co tu się dzieje? - zapytałam siostrę.
- To? Ostateczne rozstrzygnięcie waszego zakładu... Znaczy się twojego i Oriona. - wyjaśniła.
- Że jak? - byłam zaskoczona.
- Wow... Masz sporo fanów... - zignorowała mnie.
- Hej! - szarpnęłam lekko jej rękę.
- Chodź, chodź. - znów ignorując co mówię, pociągnęła mnie na przód.
            Stały tam dwie urny, przy jednej siedziała dziewczyna, przy drugiej chłopak i taki sam był podział, wbrew pozorom, kolejek. Jedna męska, druga damska.
- Jak długo to trwa? - zapytałam.
- Od około czterech godzin. Orion najwidoczniej dał ci fory i sam też zaczął odliczanie wyznań później. - uśmiechnęła się.
- Jaki miłosierny... - prychnęłam.
- W sumie jest to trochę inne od waszego zakładu. Są dodatkowe funkcje.- powiedziała.
- Co masz na myśli? - spojrzałam na nią.
- Jak zauważyłaś są dwie urny. Twoja i Oriona. Ludzie siedzący przy urnach dają waszym "fanom" numerki. Później bedzie jakieś tam losowanie i wybiorą po jednym numerku. "Szczęśliwy numerek" ma prawo do spędzenia dnia z wami. Dodatkowa opcja dodana przez waszych wielbicieli. Nieważne czy wygrasz czy przegrasz i tak będziesz musiała się z kimś spotkać. - wyjaśniła. - Mimo, że komuś to chyba nie bardzo odpowiada. - dodała trochę ciszej.
- Idę do pokoju. Po jaką cholerę w ogóle zgadzałam się na ten zakład? - zapytałam samą siebie.
- Aa, Ines... Ty... Będziesz walczyć z Erin? - zatrzymała mnie.
- Nie... Chyba... Nie wiem. Chwila... Skąd to wiesz? - spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Ona nakręca się na tę walkę od ponad tygodnia. Nawet była u mnie. Tłumaczyłam, że to nieodpowiedni moment, ale powiedziała, że to nic nie zmienia. Szkoda, że nie jest blondynką. - odparła.
- Norma. Idę do sali ćwiczeń. - pożegnałam się z siostrą i poszłam w odpowiednim kierunku.
            Obok wejścia do sali spotkałam Lyona.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Czekam na ciebie.- odpowiedział.
- A dlaczego? - zadałam kolejne pytanie.
- Musimy o czymś pogadać. - odparł i wszedł do sali.
             Weszłam za nim.
- O co chodzi? - oparłam się o ścianę, krzyżując ręce.
- Pojedynki zaczyna zaćmienie, wiedziałaś? - zapytał.
- Nie. A co to ma do rzeczy? - nie rozumiałam go.
- Rozmawiałaś z nią, no nie? Ze Źródłem. - powiedział.
- Skąd to wiesz? - zapytałam
- Na pewno wiesz o Daemon i Mrocznej Rasie. - stwierdził.
- Skąd to wiesz? - powtórzyłam pytanie.
- Na pewno powiedziała ci dużo... - kolejne stwierdzenie.
- Lyon, do cholery! Gadaj o co ci chodzi. - nakazałam.
- Hmm? Tracisz kontrolę? Łatwo cię zdenerwować. - uśmiechnął się. - Okay. Przejdę do rzeczy. - przybliżył się. - Nie waż się dzisiaj walczyć. Nie wolno ci nawet spróbować użyć najmniejszego płomienia. Jesteś zbyt dużym zagrożeniem. - odparł i wyszedł.
          W tamtym momencie zrobiłam się naprawdę wściekła. Uderzyłam z pięścią w ścianę, w której zrobiło się wgniecenie. Przykucnęłam i złapałam się za głowę.
           Dlaczego do cholery jestem taka wściekła?
           Podniosłam się i spróbowałam uspokoić. Zaczęłam normalnie oddychać i usiadłam w pełni spokojna.

                                                              ***

           Na arenie zebrało się mnóstwo ludzi. Nie miałam zielonego pojęcia, że tyle jest nas w tej akademii. Usiadłam na jednym z miejsc koło Lydii, Rafe'a i Seana.
- Gdzie Jenna? - zapytałam chłopaka.
- Nie wiem, ale zaraz powinna tu być. - odpowiedział.
- Yhym. - mruknęłam.
- Lyon i Orion, będą walczyć, prawda? - zapytała Lydia.
- Chyba. Nie jestem pewna, ale raczej tak. Mimo, że nie wiem kto mądry postawił by im wyzwanie. Może jakoś specjalnie nie darzę ich sympatią, ale są naprawdę silni. - stwierdziłam.
- Nie dziwię się. Taka aura to nie byle co. - odpowiedział Rafe.
            Po chwili usłyszeliśmy głos dyrektora.
- Witajcie, moi drodzy. - przywitał się, stojąc na środku areny. - Za chwilę na tej oto arenie, rozpocznie się najważniejsze wydarzenie roku w Akademii Logue. Zobaczycie wspaniałe walki, które przyniosą zarówno zwycięstwa jak i porażki. Jestem wdzięczny za obecność gości z poza naszej szkoły. Przede wszystkim chciałbym powitać Miriona Louge, założyciela tej jakże wspaniałej akademii. - powiedział, a wszyscy zaczęli klaskać.
            Starszy mężczyzna ubrany w odświętną szatę wstał i ukłonił się, po czym usiadł.
- By nie przedłużać i nie kazać wam więcej czekać... Pojedynki Akademii Logue uważam... Za oficjalnie rozpoczęte. - ukłonił się i skierował na swoje miejsce.
            Po nim na arenę weszły dwie osoby. Zaraz po ich przedstawieniu, ustawiły się na środku, po czym rozpoczęła się ich walka. Kiedy skończyło się już kilka walk, zaczęło się zaćmienie. Chwilę potem na arenę weszły kolejne osoby, a mnie zamurowało.
- Erin Logue i Jenna Seaker. - przedstawiono uczestników.
- Co do cholery? - spojrzałam na nią.
- Mówiłam, zagwarantuję ci tę walkę. Nawet jeśli będę musiała cię zmusić. - wyczytałam z ruchu warg Erin, która potem uśmiechnęła się złośliwie.
            Spojrzałam na Jennę. Była pod urokiem...
            Walka się zaczęła. Jenna miała na sobie specjalny strój przeznaczony dla wilkołaków, więc od razu się zmieniła. Chwila... Powinnam chyba wprowadzić minimalną poprawkę. To nie była walka. To były tortury na Jennie.
             Miałam ochotę wejść na arenę i zrobić coś Erin, ale w głowie ciągle miałam słowa Lyona... "Jesteś zbyt dużym zagrożeniem..."
             
Ledwo oddychającą Jennę, uniosła w górę i upuszczała tak kilka razy.
             Jesteś zbyt dużym zagrożeniem.
             Jenna była w krytycznym stanie, a Erin nie miała zamiaru przestać.
             Zagrożenie... Jestem zagrożeniem...
             
Podniosłam się. Erin chciała zadać właśnie ostatni ruch.
- STÓJ!! - krzyknęłam.
             Wszyscy zwrócili się w moją stronę. Erin również.
- Ja będę z tobą walczyć!! - dodałam po chwili, a słońce zostało całkowicie zaćmione...

________________________________
Oto jest obiecany rozdział. ;D
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam dodając go po takim czasie. xD Cieszę się, że znalazło się tyle osób czytających moje opowiadanie. Jestem mega wdzięczna za odwiedzanie i komentowanie postów oraz ogólnie za wszystko. ;P Dzięki.^^
Z góry przepraszam za wszelkie literówki. :3
Pozdrawiam.:>