niedziela, 15 września 2013

Rozdział 14: Piękny dzień z trucizną w tle

          Od tamtych wydarzeń minęły trzy dni, przez które również zdarzały się dziwnie, ale nie tak bardzo, jak tamtego dnia, rzeczy.
- Dzień doberek. - rzuciła się obok mnie, uśmiechnięta siostra.
- Coś ty taka wesoła? - zapytałam.
- A co mam być smutna? - uśmiechnęła się szerzej. - Przecież dziś jest taki piękny dzień. - odparła.
- Dzień, jak co dzień. - rzuciłam.
- A właśnie, że nie. Jak słodko, najwyraźniej zapomniałaś. Dzisiaj wypada ten cudowny dzień Pojedynków. - oznajmiła dziwnie gestykulując.
- Żartujesz. - powinno brzmieć, jak pytanie no, ale tak nie brzmiało.
- Nie. - zaprzeczyła.
- Cholera. - burknęłam w poduszkę.
            Zakładałam się z Orionem. Nie dość, że się nie odczepi, to będę musiała wystąpić?            Rzuciłam w Shannon poduszką i wstałam. Rozejrzałam się za lisicą, która tak, jak myślałam spała na parapecie. Pogłaskałam ją, a ona uchyliła powieki.
- Ines, uważaj... Niebezpieczeństwo. - wyszeptała, po czym znów zamknęła oczy.
            Ciągle powtarzała to kiedy tylko mnie zobaczyła. Nie wiem co, ale coś się z nią działo.
            Odeszłam od chowańca i zaczęłam przygotowywać się na zajęcia.

            Moją pierwszą lekcją była Kontrola. Na tych zajęciach ćwiczyłam kontrolę nad moimi wilczymi mocami. Choć sądziłam, że jest mi to zbędne, nauczyciel naciskał. Nie mogłam wytrzymać ciągłego powiadamiania mnie, że mam przyjść na zajęcia, więc zaczęłam na nie uczęszczać.
            Nauczyciel tego przedmiotu, Nathan Whole, był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli w szkole. Jeżeli nie był na pierwszym miejscu w owym rankingu, pomijając RPD (Ranking Popularności wśród Dziewczyn). Podobno nie pozwalał by jakikolwiek jego uczeń się odizolowywał. Mimo, że moim zdaniem nie uczęszczanie na jedne z zajęć, które wcale nie są ci potrzebne, nie jest odizolowywaniem się. Ale to moje zdanie, więc mogę wsadzić je sobie gdzieś.
            W szatni musieliśmy się przebrać w specjalne elastyczne stroje, które nie rwały się przy przemianie. Były wygodne.
            Zmieniłam się w wilka bez przeszkód. Trening przypominał każdy poprzedni. Mierzyliśmy swoje umiejętności. Dzisiaj wypadło na szybkość.
            Byłam szybsza niż każda z dziewczyn, mimo że z jedną miałam trudności. Naprawdę dawno nie biegałam. Przy kolejnych wyścigach nabrałam swoją normalną prędkość, a wtedy biegłam na równi z chłopakami. Mimo, że raz przegrałam.
            W chwili gdy skończyłam swój ostatni wyścig, moje przednie i tylne łapy zaczęły płonąć błękitem. Najdziwniejszy był fakt, że to bolało. Nigdy wcześniej nie parzył mnie własny ogień...
           Zdążyłam zmienić się w człowieka, zanim wszystko pokryła ciemność.
         
           - Upadła królowa...         
           - Kochanka Szatana...
           - Błękitna Demonica...
            Zobaczyłam czarnowłosą kobietę, która śmiała się szyderczo. Zbliżała się do mnie...
           - Będziesz następna... - odparła przeraźliwym głosem.
           

           Szybko się poderwałam.
           Co to był za sen?
- Hej, obudziła się. - usłyszałam czyjś głos.
             Rozejrzałam się. Obok łóżka, akademickiego szpitala, stał Orion, Lyon i Shannon.
- Co... Wy... Tu... Robicie? - ciężko było mi mówić.
- Zemdlałaś nagle na lekcji. A przed tym podobno twoje łapy płonęły. Co się stało? - zapytała Shannon.
- Nie... Wiem. - dlaczego nie mogłam mówić normalnie?
- Nic nie mów. - odparła lisica leżąca na moich kolanach. - Nadstaw rękę. - nakazała, a ja tak zrobiłam.
              W pyszczku Avie płonął błękitny ogień. Po chwili ugryzła mnie, przy czym ja syknęłam z bólu. Poczułam, jak z miejsca ugryzienia cieknie krew. Ale nie tylko.
              Lisica odsunęła się zionęła ogniem, tak by nikogo nie poparzyć.
              Po chwili czułam się wiele lżej...
- Co zrobiłaś? - zapytałam płynnie.
- We krwi miałaś truciznę. Jej efekt składa się z czterech stadium. Najpierw twoja moc się ogranicza i mdlejesz po raz pierwszy, później drugi przy czym tracisz zdolność płynnej mowy, za trzecim zanikają wszystkie zmysły, a kiedy próbujesz użyć któregoś z nich, odczuwasz ból, czwarte stadium to omdlenie na kilka minut, a następnie trwasz w agonii przez, co najmniej dwadzieścia cztery godziny, po czym następuje zgon. - wyjaśniła.
- Kto mógł... - zaczął Orion.
- Tego nie wiem. - odparł chowaniec. - Ciężko będzie to ustalić...
- Czyli Ines była otruta już od momentu...
- W starej bibliotece. Ona sama wyczuła niebezpieczeństwo i wcale nie chodziło jej o spadający regał. Ogień wyczuł truciznę. Ktoś był ostrożny i osłabił mnie, bym nie mogła wyciągnąć z niej tej cieczy. - powiedziała.
              Wtedy
 zrozumiałam słowa, które za każdym razem powtarzała.
- Jak udało ci się wyciągnąć z niej truciznę? - zapytała Shannon.
- Błękitny ogień sam w sobie neutralizuje wszelkie trucizny, u Ines nie jest jeszcze rozwinięty, więc tylko ostrzega. - oznajmiła.
- Mówiłaś, że ktoś cię osłabił. Jak wyszłaś z pod czaru? - odparł Orion.
- Silvus ściągnął czar, który miałam na sobie. - wytłumaczyła.
               Zaczęłam się podnosić.
- Ines! - krzyknęła trójka.
- No co? - zapytałam.
- Masz leżeć. - nakazała siostra.
- Jeszcze czego. Jestem już zdrowa, tak? - zapytałam lisicy, a ona mi przytaknęła. - Więc nie mam zamiaru dłużej tu być.
               Podniosłam się z łóżka, po czym wyłożyłam się na ziemi. Wybuchli śmiechem.
- Paraliż. - odparła Avie.
               Haha, bardzo śmieszne.
- Twój chowaniec jest podły. - odparł czerwonowłosy i podtrzymywał mnie.
               Zbliżył się do mojego ucha.
- Przegrałaś. - szepnął. - Przygotuj się. Od tej pory w ogóle się ode mnie nie uwolnisz. - uśmiechnął się.
               Zacisnęłam zęby, po czym prychnęłam.
- Już to widzę. - rzuciłam. - Razem ze swoim haremem?
               Czemu sobie nie pójdzie?
- Nie wierzysz mi? - zapytał. - Nie. To nie to. Ty... Jesteś zazdrosna? - zapytał, a ja zastygłam.
- Za trzy, dwa, jeden... - mówiła coś uradowana Shannon.
               Wybuchłam. Błękitnym ogniem pokryło się całe moje ciało. Oriona odrzuciło kawałek dalej.
- Mówiłeś coś? - zapytałam.
- Tak. - spojrzał na mnie lekceważącym wzrokiem. - Jesteś... Zaz-dro-sna.- uśmiechnął się.
                Rzuciłam w niego jedną z kul.
- Na czym wnioskujesz coś takiego? - zapytałam.
- Twoje zachowanie... Jest... Wystarczające. - mówił unikając ognia.
- Ty... - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, gdyż zamknął mi usta swoimi.
                C-Co?! 
- Słodka. - usłyszałam cichy komentarz kiedy się ode mnie oderwał.
                Że jak?! Słodka?
                Już by oberwał kulą, ale w ostatniej chwili zatrzymał ją.
- Nie panujesz nad nim. Jeśli nie zaczniesz go kontrolować... Nic mi nie zrobisz. - powiedział.
- To się jeszcze okaże. - odparłam.
- Czekam na twój występ. - oznajmił podchodząc do drzwi. - Wybierz coś ładnego. - dodał i zdążył schować się za drzwiami zanim dosięgła go moja kula.
                 

***

                  Południe. Odbywał się ostatni trening przed pojedynkami.
                  Mimo, że niby wszystko zostało wyjaśnione, nadal nie wiedziałam nic o tamtych wydarzeniach. Avie nic nie wspominała o przywidzeniach, ostrzach i tym podobnych dziwnych rzeczach. Nie miałam pojęcia co o tym myśleć.
                  Nawet nie miałam na to czasu. Na owym treningu pojawił się oczywiście Książę, którego tak bardzo kochałam...
- Jak długo masz jeszcze zamiar tu siedzieć, Yosey? - zapytałam.
- Jak nieładnie. Chcę słyszeć swoje imię. - stwierdził.
- Tam ciągle je słychać. Idź i słuchaj. - wskazałam tłum dziewczyn.
- Nie, to nudne. Chcę słyszeć, jak ty je wymawiasz. - powiedział.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się. - IDIOTA.
- Wredna. - burknął i zrobił minę, jak obrażone dziecko.
- Ines! - usłyszałam znajomy głos.
                    W moją stronę biegła Jenna.
                    Ona i reszta miała tu zostać to jutrzejszego wieczora, a dyrektor pozwolił im oglądać Pojedynki mimo, że obcych nie można na nie wpuszczać.
- Co jest? - zrobiłam kilka kroków w jej stronę.
                     Rzuciła się na mnie.
- Gratuluję. - uśmiechnęła się szeroko.
- Jenna? - zastanawiałam się o co jej chodzi.
- Jesteś wredna, jak mogłaś mi nie powiedzieć, że masz chłopaka. - zapytała.
                    Odwróciłam głowę w stronę czerwonowłosego.
- Kiedy się tego dowiedziałaś? - zapytałam, będąc ciekawa od kiedy trwa ta farsa.
- Orion mi dzisiaj powiedział. - oznajmiła.
- Ten debil. - szepnęłam.
- Co mówiłaś? - zapytała.
- Że nie jestem jego dziewczyną. - stwierdziłam odwracając się do Jenny.
- Ines, nieładnie kłamać. - usłyszałam za sobą, nie miałam zamiaru się odwracać.
- Walnę ci. - ostrzegłam. - I jeszcze raz powtarzam...
- Ines jest moją dziewczyną. - zatkał mi usta dłonią i dokończył za mnie.
- Okay, zostawiam was, mam jeszcze masę rzeczy do zrobienia. Pa. - odparła i odeszła.
- Pa. - pomachał jej Orion.
              Zdjął mi dłoń z ust.
- Zadowolony? - zapytałam.
- Bardzo. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Bardzo. - powtórzył ciszej wtulając się we mnie, a ja poczułam się gorzej niż dziwnie.

___________________________________
Hej.:P Tak, jak obiecałam jest rozdział.
Wiem, pewnie trochę później niż się tego spodziewaliście, ale dopiero co miałam czas wejść, dopisać trochę i opublikować. ;(
Jestem ciekawa czy taki rozwój sytuacji wam się podoba.Tego dowiem się po komentarzach. ;D
No i jedno wielkie DZIĘKI.;D Jestem mega wdzięczna za aż tyle wyświetleń. Kiedy zaczynałam i czytałam czyjeś blogi myślałam, że jeśli jakieś wyświetlenia będą, to znikome, ale jak widać jest o wiele, wiele lepiej niż się spodziewałam. ^-^
No i dziękuję za wasze wsparcie.;3
Pozdrawiam.;>