niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 4: To mój koniec?


           "Cierpienie jest surowym, ale uczonym mistrzem dla tego,kto umie przyjąć od niego niezawodne lekcje..."
                                                                                                          Michel Quoist

                                                                           
                                                      
  Nie spałam cała noc. Nie potrafiłam usnąć wiedząc, że to koniec. Mój koniec...
 W końcu jednak uświadomiłam sobie, że muszę się z tym pogodzić. Nie powstrzymam tego. Nic nie zmienię więc jaki sens ciągle mieć tą nadzieję? Rafe nie wróci, przynajmniej nie przed przemianą, która zacznie się za kilkanaście godzin. Wyrok zapadł. On go zadał...
  Wstałam i podeszłam do okna, które otworzyłam. Niebo bardzo powoli zaczynało się rozjaśniać. Wciągnęłam głęboko chłodne powietrze, przez które przeszły mnie ciarki. Wpatrywałam się w las, w jezioro, z którego mała sarna czerpała wodę, przy czym ostrożnie rozglądała się na wszystkie strony.
  Zamknęłam okno, usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w szybę, po której zaczęły spływać pojedyncze kropelki. Uśmiechnęłam się na ich widok. Przypominały mi te wszystkie deszczowe dni, które spędziłam z ojcem. Po chwili jednak uśmiech przekształcił się w grymas, bo przypomniałam sobie ten wieczór gdy wybiegłam za Rafe'em nie wiedząc czemu. Teraz jednak wiedziałam i brzydziłam się tego. Wezwanie Alfy. Gdy w pobliżu zmiennego jest jego Alfa, serce zaczyna bić całkiem inaczej. Nie szybko ani też wolno. Po prostu jakby czuło się, że jest blisko ktoś kto ma nad nami władzę. I właśnie dlatego się tym brzydziłam. To najgorsze co może być... Nie jest coś o wiele gorszego. To uczucie, że wiesz, że ma nad tobą władzę i może zrobić z tobą co chce. Myślałam, że Alfa ma się opiekować swoją sforą, ale tak naprawdę bawi się nimi. Do przemiany jest wszystko cudownie i kolorowo, ale dopiero potem dostrzegasz jak bardzo uległy jesteś. Ja to zauważyłam wcześniej, mimo, że Sylvia ciągle powtarzała, że jest pod wrażeniem, że mogę tak zachowywać się wobec niego. Że mogę mu powiedzieć co o nim myślę bez żadnych zbędnych skrupułów. Bez hamowania się. Jednak dla mnie nie było to czymś nadzwyczajnym. Nie miałam zamiaru słuchać się jak reszta, być potulna i tym podobne bzdety. Oprócz tego dziwnego bicia, nie czułam, że należę do jego sfory. Nie czułam by był moim Alfą...
  Podeszłam do biurka i sięgnęłam po szkicownik z ołówkiem. Zaczęłam wszystkie rysunki, które tam były. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na obrazek, na którym był Saver. Patrząc na jego twarz nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak on potrafi być taki podły, a w rzeczywistości był tylko taki.
  Rzuciłam mocno szkicownikiem na biurko czym obudziłam Jennę.
- Co się... stało?- patrzyła na mnie zaspanymi oczami.
- Nic, śpij.- odparłam łagodnie, by nie dać jej do zrozumienia, że...
- Ines?- powiedziała twardym głosem.
- Idę wziąć prysznic.- rzuciłam i sięgnęłam po rzeczy, które przygotowałam sobie około godziny temu.
  Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi. Rzeczy położyłam na jednej z półek. Stanęłam przed lustrem. Moje błękitne oczy były zmęczone i spuchnięte. Ściągnęłam z siebie ubrania i wrzuciłam je do kosza na brudy. Weszłam pod prysznic. Nie chciałam z tamtąd wychodzić...
  Pod prysznicem siedziałam ponad godzinę, choć mi wydawało się jakby to było zaledwie kilka minut. Ubrałam się w szare rurki i czarny T-shirt z jakimś nadrukiem, sięgający połowy ud. Włosy spięłam w wysoką kitkę, a rzęsy pociągnęłam mascarą.
  Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Jenna siedziała przy oknie, gdy weszłam jej wzrok powędrował na mnie.
- Pada.-odparła krótko, gdy zakładałam na nogi krótkie skarpetki oraz czarne trampki.
- Wiem.-odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
  Jenna przyglądała się obrazowi za szybą. Zdziwiło mnie trochę, że się tak uśmiecha. Podeszłam do okna. Ujrzałam czerwonowłosą postać szeroko uśmiechającą się w naszą stronę.
  Zeszłyśmy na dół. Gdy dotarłyśmy do salonu Lydia wraz z Sylvią już w nim siedziały. Kobieta uśmiechnęła się ponownie na nasz widok. Podeszła i przyciągnęła nas do siebie.
- Mam kilka nowych informacji na twój temat i ogólnie zmiennych.-odparła siadając na fotelu na przeciwko Sylvii.

  Ja wraz z Jenna usadowiłam się na kanapie.
- Co wiesz?- zapytała Sylvia.
  Lydia uśmiechnęła się w moją stronę.
- Nie jesteś normalna.-powiedziała to z niemałym entuzjazmem.
  Spojrzałam na nią dziwnie.
- Nie jesteś normalna. Nie potrafię tego rozszyfrować. Nosisz srebro,a zmienni nie mogą nosić srebra nawet przed przemianą.-odparła przyglądając się naszyjnikowi.
- Przecież Rafe też nosi srebro.-stwierdziłam, a Lydia wstrzymała oddech.
- Tak nosi, ale to inna bajka.-odpowiedziała.
- To mi ją opowiedz.-nakazałam.
  Nie lubiłam gdy ktoś próbował coś jawnie przede mną zataić...
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.-głos zabrała Sylvia.
- Czemu? Chcę to usłyszeć.- powiedziałam lekko podniesionym tonem.
- Jak wróci sam ci o tym opowie.-powiedziała cichym głosem Lydia.
- Jak wróci? Czyli jak zginę?-zapytałam z kpiną w głosie.
- Właśnie nie wiadomo czy zginiesz...-usłyszałam zawahanie w jej głosie, gdy z ust wychodziły te słowa.
  Jak to nie wiadomo czy zginę? To jakiegoś rodzaju żart?
- Do czego zmierzasz?- rzuciłam jej gniewne spojrzenie.
- Nie wiem czym jesteś więc nie do końca idzie przeważyć twój los. Jesteś zmienną, ale nie wiem czy tylko.-opowiedziała spokojnie ignorując moje spojrzenie.
- Czyli sugerujesz, że mogę być czymś jeszcze?- nie wiem czemu, ale nie potrafiłam opanować złości, którą było słychać w moim głosie.
  Że niby jestem czymś jeszcze? Niby czym? Nie dość, że dowiedziałam się, że nie jestem zwykłą nastolatką to na dodatek nie byłam zwykłą zmienną? Co jest ze mną nie tak?
  Nie kryłam złości. Nie potrafiłam jej opanować i wiedziałam, że słusznie mną zawładnęła. Ciągle miałam nadzieję, że był to marny żart ze strony Lydii, która myślała, że mnie tym rozśmieszy.
  Spojrzała na mnie z lekkim zdenerwowaniem.
- Ines możesz mi wyjaśnić o co ci chodzi?- zapytała zdziwiona moją reakcją.
- O co chodzi? Serio? Pytasz mnie o co chodzi?- nie mogłam uwierzyć w słowa, które wypowiedziała szarooka. Tak po prostu...
- Ines uspokój się.- nakazała Sylvia. Spojrzałam na nią wrogo. Ta speszyła się tylko widząc moje nastawienie.
  I to jej zostałam przydzielona? Nawet przed przemianą się przede mną ugina.- prychnęłam na tą myśl.
  Lydia przyglądała się mi badawczo i nie potrafiłam tego wytrzymać. Zapragnęłam znaleźć się jak najdalej stąd, czując, że otaczają mnie wariaci. Chociaż sama też nie byłam żadnym wyjątkiem. No, ale po cholerę wmawia mi, że mogę przeżyć i jestem czymś więcej niż tylko zmienną? Co ją w tym bawiło? Była taka jak Rafe czy to może on, to po niej odziedziczył?
  Wstałam nie patrząc już ani na Sylvia ani na Lydię, a nawet na Jennę. Po prostu chciałam wyjść...


                                                             ~*~

  Spacerowałam po wszystkich możliwych miejscach w Dead Falls, a nawet kilkakrotnie miałam ochotę przekroczyć jego granice. Nie zrobiłam tego jednak wiedząc, że gdy to zrobię znajdę się w całkowicie nieznanym mi terenie i mogę przypadkowo trafić gdzieś, gdzie nie powinnam, a dodatkowo przecież zbliżał się zmierzch. A wraz z nim blask tarczy księżyca, który  był moim katem.
  Potarłam nerwowo czoło zauważając, że musiałam źle skręcić i zamiast do znanego mi lasu trafiłam do zupełnie mi obcego. Podążyłam wyznaczoną ścieżką, którą i tak już z ledwością dostrzegałam. Miałam nadzieję, że na jej drugim końcu znajdę wybawienie. Miejsce, które znam i trafię na czas do domu, bo jeśli nie będzie nieciekawie.
  Przyspieszyłam powoli zaczynając truchtać. Po chwili jednak zamiast tego biegłam najszybciej jak mogłam. Zwolniłam dopiero gdy zauważyłam, że las się kończy, a wraz z nim ścieżka. Spokojnie wyszłam w nadziei, że nie będę musiała więcej błądzić. Jednak moim oczom zamiast tego co chciałam ukazał się dom... Savera. Nerwowo podeszłam do werandy. Stanęłam na jednym z jej schodków i przeszły mnie dreszcze. Nie wiedziałam czemu, ale czułam jakbym wstępowała na teren prywatny... Jakbym weszła na teren innej sfory.
  Od razu chciałam dla pewności sięgnąć po symbol, ale nie było go na mojej szyi.
  Idiotka!- skarciłam się w myślach przypominając sobie, że przecież wyrzuciłam go zaraz po wyjściu z domu, bo za bardzo mi ciążył. Czułam się wtedy jakby ważył tonę i wiedziałam, że nadal bym to czuła.
  Nacisnęłam przycisk, a do moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk. Po chwili stała przede mną brunetka. Uśmiechnęła się na mój widok i wskazała dłonią bym weszła do środka. Weszłam, a przede mną stanęła Sylvia.
- Zostało mało czasu. Niebo robi się coraz ciemniejsze.- mówiła to z poważną miną, a ja zrozumiałam jej postawę.
  Zaraz miało się wszystko zacząć, a w moim przypadku raczej skończyć.
  Resztę czasu siedziałyśmy co chwilę zaczynając wspominać każdą spędzoną razem chwilę. Wiedziałam, że jest to pewna forma pożegnania. Nie chciałam się żegnać, nie chciałam nikogo zostawiać. Chociaż czy tak naprawdę ktoś czułby po mnie stratę? Brakowałoby mnie komuś? Może Jennie lub Sylvii, ale szczerze wątpiłam, że komuś jeszcze. Oprócz nich nie miałam nikogo mi bliższego. To one zastępowały mi rodzinę. Choć tak naprawdę to w pewnej części wszystkie ją sobie zastępowałyśmy. Żadna z nas nie miała już rodziny. Miałyśmy tylko siebie...
  Spojrzałam przez okno. Niebo już prawie całkiem pokryła ciemność co zwiastowało, że muszę  wyjść na dwór. Przecież nie przemienię się w domu.
  I właśnie to było najbardziej intrygujące. Przechodzi się przemianę, a zaraz potem się umiera. W postaci wilka. Umiera? Strach przed swoją postacią jest podobno nie do opanowania i zmienny chcąc się tego pozbyć, nie zważając już na to co robi, rozszarpuje siebie zębami i pazurami. Byle tylko pozbyć się nowo przybranej postaci. Jednak może też umrzeć z powodu wcześniejszego bólu. Po prostu nie wytrzymać go. Tylko nie zawsze jest to takie proste. Zazwyczaj chcieli by to cierpienie się skończyło i nie trwało dłużej. Woleli zginąć niż trwać, w zdającej się wiecznej, agonii. Potem ze strachu przed swoją drugą postacią, chcieli się jej pozbyć i właściwie to sami się zabijali.
  Tak było zanim zrozumieli, że wilki muszą żyć w stadach, by wzajemnie sobie pomagać. Zanim zrozumieli, że sami sobie nie poradzą. Ci co przeżywali gardzili tymi, którzy nie potrafili zapanować nad sobą. Potem postanowili, że zrobią z nich sługi, pomagając im przeżyć przemianę. Z biegiem czasu najsilniejszego oznaczyli mianem Alfy, pierwszego w stadzie. Mianem przywódcy, który nimi pokieruje. Poprowadzi ich i pomoże w byciu zmiennym.   Zaopiekuje się nimi. I tak o to przenosimy się do czasów współczesnych, gdzie Alfa w każdej chwili może zdecydować o twoim życiu. Łaską jest dla niego pomóc ci przeżyć. Powróciły czasy, w których Alfa potrafi potraktować stado jak służących. I nie mówię, że tylko ja tak trafiłam. Sylvia opowiadała mi o wielu Alfach, którzy porzucili swoich podopiecznych...
  Wstałam i spoglądałam to na Jennę to na Sylvię. Poczułam ukłucie gdy przypomniałam sobie myśl, która była oceną Sylvii. Wtedy czułam pogardę do jej osoby, ale teraz sama nie wiedziałam czemu właśnie tak ją oceniłam.
  Objęłam je obie po czym szybko udałam się na zewnątrz. Spojrzałam w górę. Niebieskawa tarcza świeciła prosto na mnie. Poczułam jakby się ze mnie śmiał. Jakby był świadomy tego, że to on zada ostateczny cios. Że to on pokieruje moim strachem i bólem.
  Poczułam lekki skurcz na całym ciele. Zrzuciłam z siebie skórzaną kurtkę i zdjęłam trampki. Wiedziałam, że jest to dość dobre posunięcie. Po chwili poczułam mrowienie. Najpierw na karku. Potem powoli rozciągało się po całym ciele. Sylvia i Jenna wyszły na zewnątrz stojąc ze mną twarzą w twarz.
  Mrowienie nasiliło się tym razem sprawiając mi ból. Skrzywiłam się mimo, że nie był on dość mocny. Jednak dopiero od tamtej chwili rozpoczął się prawdziwy koszmar. Opadłam na kolana, a moje ciało wygięło się w łuk. Stłumiłam krzyk, który ciągle miał ochotę wyjść na zewnątrz. Poczułam, że muszę walczyć z bólem. Nie uginać się pod jego ciężarem. Nie poddawać się bez walki.
  Wstałam prostując wygięte ciało. Ból jednak wciąż napierał. Walczyłam z nim, jednak po chwili znów opadłam na kolana. Tym razem skuliłam sie w przód ignorując trudność, z którą to zrobiłam. Palce zatopiłam w ziemi i poczułam przyjemność, którą mi to sprawiło. Nie miałam ochoty już się podnosić. Kręgosłup wygięłam w górę. Po chwili czułam jakby ktoś miał ochotę mnie zmiażdżyć. Trzask kości wywołał, że po policzku spłynęła pojedyncza łza. Jednak nie miałam zamiaru krzyczeć. Nawet wtedy gdy w co niektórych miejscach skóra zaczęła się mocno rozciągać sprawiając wrażenie, że zaraz pęknie.
  Spojrzałam na Jennę, która zalana była łzami widząc tą scenę. Gdy spojrzałam na Sylvię, ta wpatrywała się we mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili jednak nie mogłam już wytrzymać. Mój przeraźliwy krzyk zagłuszył ciągły trzask łamanych kości. Następnie przerodził się w wycie... W stronę tarczy, a ja stałam w jego obliczu już jako wilk. To nie miał być koniec. Czekałam na najgorsze. Na to jak zacznę rozszarpywać samą siebie. Po kawałeczku, świadomie wiedząc co robię. 

   Stałam ciągle w świetle księżyca nie czując nic prócz wspaniałego uczucia zmienienia formy.Myślałam, że poczuję strach, ale nie. Poczułam tylko i wyłącznie przyjemność.
   Zrobiłam niepewny krok, który po chwili przerodził się w bieganinę pomiędzy drzewami. Widząc uśmiech na twarzy Sylvii zdałam sobie z czegoś sprawę.
   Żyję! Żyję! Żyję!- zaczęłam wesoło podskakiwać nie przerywając biegu.
  Przez chwilę myślałam, że to jest niemożliwe, ale gdy Sylvia razem z Jenną rzuciły się na mnie wiedziałam, że to jednak prawda. Poczułam się jak nowo narodzona...

                                                                    
                                                              ~*~

  Gdy zaczęło świtać z powrotem przybrałam wcześniejszą formę. Zmiana nie przyniosła ponownego bólu, była wręcz przyjemna. Stałam naga tyłach domu, na szczęście Sylvia przyniosła tutaj jakieś moje ubrania. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
  Weszłam do salonu ciągle szarpiąc się z gałązkami wplątanymi we włosy. Widząc to, Sylvia o niemal spadła z krzesła śmiejąc się. Moje policzki zalał rumieniec.
- Nie wyglądasz gorzej niż ja po powrocie do ludzkiej formy...- ciągle się śmiała.
- Więc co cię tak bawi?- zapytałam z zainteresowaniem.
- To ciągły szok, że żyjesz.-powiedziała próbując się opanować.- Jakim cudem wytrzymałaś ten ból? Ja mimo, że przeszłam przemianę z Alfą, myślałam, że nie wytrzymam. Ledwo powstrzymała mnie przed wgryzieniem się we własne ciało. Po prostu czułam, że muszę to zrobić. Ten cholerny strach zawładnął mną.Mało tego ledwo utrzymała mnie przy życiu, bo przez ten cały ból nawet bym nie dożyła do przemiany.- powiedziała z podziwem w głosie.
   Sama nie wiedziałam jak bym postąpiła, gdybym miała przejąć na siebie znów ten sam ból. gdybym to ja była czyjąś Alfą.Jednak po chwili wiedziałam. Zrobiłabym to.  Dlatego, że ja przeszłam przez to sama i nie chciałam by ktoś jeszcze skazany był na takie cierpienie.
  Dopiero po chwili dotarło do mnie w jakiej formie mówiła o swoim Alfie...
- Ona? Twoim Alfa jest kobieta?-zapytałam nie dowierzając.
- Tak. I znasz ją.-odparła tylko co wprawiło mnie w rozmyślanie.
  Szczerze, nie miałam pojęcia kto to mógł być...
- Lydia. Ona jest moją Alfą.-odpowiedziała widząc jak się tym trudzę.
- Ale jak to możliwe? Przecież...
- Zabiła swojego Alfę.-odpowiedziała na moje pytanie.
  Przed oczami pojawił mi się obraz czerwonowłosej i nawet na myśl by mi nie przyszło, że potrafiła kogoś zabić. Wiem, że po odejściu ojca ktoś go zastąpił, ale nie miałam pojęcia, że Lydia zabiła tego zastępcę.
- Nie jest z tego dumna, ale nie miała wyjścia. Był nieodpowiedzialnym dupkiem.-odparła tłumaczącym tonem.- Szczerze? Wolałabym zginąć niż być pod jego władaniem.
- To wydaje mi się, że nie był dobrym Alfą.-odparłam domyślając się, że czerwonowłosa nie miała innego wyboru.
- Uwierz nie chciałabyś go poznać.-zapewniła mnie, a po wyrazie jej twarzy uwierzyłam jej.
  Usiadłam na przeciwko niej i poczułam jakiś zapach. Był taki delikatny. Skojarzył mi się z Jenną.
- Co to?- zapytałam wciągając go.
- Jenna.-odpowiedziała, a ja zesztywniałam.
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że zmysły się wyostrzają? Węch, słuch i cała reszta? Węch wyostrza się najbardziej. Kiedy poznajesz czyjś zapach od razu możesz go skojarzyć.-odparła i podała mi talerz zasypany kanapkami.
- Głodna?- zapytała, a ja poczułam jak burczy mi w brzuchu.
  Sięgnęłam po jedną z nich, a potem sięgałam po kolejną. Gdy talerz stał już pusty nadal byłam głodna. Sylvia uśmiechnęła się do mnie.
- Pójdę dorobić więcej.-powiedziała i miała już wychodzić do kuchni.
  Złapałam ją mocno za rękę. Poczułam jak ktoś wstępuje na teren domu. Na mój teren, choć dom nie należał do mnie. Jakby zakłócał mój obszar.
  Sylvia widząc jak zareagowałam wprawiła się w zakłopotanie. Próbowała mnie zatrzymać, ale ja wyrwałam się jej i podbiegłam do tylnego wyjścia. Ujrzałam tam znajomą mi osobę...
- Czego chcesz?- warknęłam do bruneta, który przyglądał mi się zdenerwowany i zdziwiony za razem.
- Ty żyjesz.-stwierdził, a ja prychnęłam i zaczęłam zbliżać się w jego stronę.
   Miałam ochotę go rozszarpać. Za to, że bałam się, że zginę i za to, że miał czelność patrzeć mi prosto w oczy. Bo właśnie to uporczywie robił.
- Co na pewno nie jest twoją zasługą.-warknęłam stojąc z nim twarzą w twarz.- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czego tu chcesz?- powtórzyłam się ostrym tonem.
- Jakbyś nie zauważyła to mój dom.- stwierdził i chciał mnie minąć.
  O nie, tak łatwo mu to nie pójdzie...

  Rękę położyłam mu na torsie. Zdziwiony spojrzał na nią, potem na mnie, a na moich ustach pojawił się złowieszczy uśmiech. Odrzuciłam go na jedno z drzew. Osunął się na ziemię ze zdziwienia, po czym wstał i ze złością na twarzy skierował się w moją stronę. Myślałam, że się zmieni, a on złapał mnie za nadgarstki i przyszpilił do drzewa rosnącego obok mnie. Spojrzał w moje oczy, które były wręcz przepełnione nienawiścią co do jego osoby. Był pewny, że ma nade mną władzę, ja jednak wyrwałam nadgarstki z pod jego dłoni i uderzyła z impetem w jego twarz. Zapiekła mnie ręka. Wykorzystałam chwilę gdy stał nie ruchomo i tym razem to ja go przyszpiliłam tylko, że do ziemi. Patrzył mi w oczy.
- A teraz odpowiesz mi na jedno proste pytanie. Dlaczego postanowiłeś mi nie pomagać przy przemianie?- mój głos przelewał się złością.
  Spokojnie patrzył na mnie. Po chwili jednak się uśmiechnął.
- Bo jesteś dla mnie nikim.-powiedział pełnym radości głosem.- Nie jesteś nic warta więc niby po co miałbym skazywać się na takie cierpienie? Na darmo? Nie było takiej opcji. Całym sobą pragnąłem byś zginęła. Tylko nie szybko i bezboleśnie. Wolałem byś się męczyła. Zaczęła wgryzać się sama w siebie. Mieć świadomość co robisz i nie móc się opanować. Tak bardzo chciałem twojej śmierci, kotku. Jednak lubisz psuć mi przyjemność.- zaśmiał się szyderczo, a mi po prostu opadła szczęka.
  Teraz już nie potrafiłam się opanować. Wstałam, pozwalając na to samo brunetowi. Na twarzy ciągle miał uśmiech. Odwrócił się i zaczął iść ku drzwiom. Był pewny, że odpuściłam. Ja jednak dopiero zaczynałam.
   Rzuciłam się na niego już jako wilk. Wgryzłam się w jego ramię. Po chwili on również się zmienił i zrzucił mnie z siebie. Szybko podniosłam się i zaczęłam go okrążać. Przyglądał mi się bacznie. W końcu nie wytrzymał i rzucił się na mnie. Tylko mnie przewrócił, a ja w zamian znów się w niego wgryzłam. Dodatkowo zbiłam pazury rozcinając mu skórę jak najgłębiej. Potem rolę się odwróciły teraz to on zatapiał we mnie pazury. Ja jednak nie pozwalałam mu na to zbyt długo. Szybko wskoczyłam na niego chcąc wgryźć się w jego kark. Chciałam to zrobić. Chciałam go zabić, rozszarpać, za to co powiedział. Za to co mi zrobił. Tak mocno mnie to kusiło...
   Jednak odpuściłam i z niego zeszłam...
   Nie, nie mogłam być taka jak on. Mimo, że chciałam jego śmierci nie zabiłabym go. Choć dałam mu satysfakcję, że jego słowa na mnie zadziałały. Wywołały we mnie oczekiwaną przez niego złość. Sprowokował mnie przy czym chciał mieć okazję, by ze mną skończyć. A było odwrotnie. To ja ledwo się opanowałam przed zabiciem go...

                                                 ________________________

Okaaaaaaaaaaaaaaaay.;> I  tak oto mamy czwarty rozdział.;3 Mam nadzieję, że zbytnio nie namieszałam.xD
Chciałam dodać go jeszcze dzisiaj, bo w najbliższych dniach to w ogóle będę miała mało czasu i nie mam pojęcia kiedy by się pojawił...
W końcu Ines przeszła przemianę, ale to jeszcze nie koniec.;3 Reszty dowiecie się w kolejnym rozdziale, który nie mam pojęcia kiedy się ukaże.;( Mam kilka pierwszych zdań, ale na razie tylko tyle. Wiem, że będzie trzeba trochę poczekać, a więc proszę o waszą cierpliwość.;)
Pozdrawiam;>

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 3: Zniknięcie

  Hm... Jak to wytłumaczyć? Czy ktoś może tak nagle zniknąć? A jakże! Minęło kilka tygodni od tego jak Sean powiedział, że Niko zginął, a potem co? Poszliśmy do domu wyjaśnić to całe zamieszanie. Tylko, że oni woleli załatwić to gdzie indziej. Gdzie? Nie mam pojęcia! Zniknęli i nie ma z nimi kontaktu. Ani ja ani Jenna, a nawet Sylvia nie możemy się z nimi w żaden sposób skontaktować. No, a jutro moja przemiana. Sylvia pociesza mnie tym, że jeśli nie będzie przy mnie mojego Alfy, zginę...
  Super, nie? Wiedziałam, że Rafe za mną nie przepada...


  Siedziałam spokojnie na lekcji ciągle myśląc nad tym co zrobię. Nie zatrzymam przemiany to pewne. Nigdzie nie ma mojego Alfy więc zapewne nie przeżyję...
- Panno Monaghan, jaka będzie odpowiedź?- usłyszałam zniecierpliwiony głos Gravesa, nowego nauczyciela historii.
  Pracował tu zaledwie trzy dni, a już miał stado adoratorek...
  Spojrzałam na niego zdziwiona, a on posłał mi wrogie spojrzenie.
- Radzę ci się pilnować.-odparł i kontynuował lekcję.
  Przez resztę historii nie dawał mi spokoju. Gdy usłyszałam dzwonek poczułam ulgę. Gdybym miała zostać tam choć chwilę dłużej...
- Monaghan zostań proszę.-powiedział spokojnym głosem nauczyciel, a ja westchnęłam.
  Podeszłam do niego nie mając pojęcia, o co mu chodzi.
- Tak?-zapytałam.
  Graves był wysokim, niebieskookim, blondynem. Miał około dwudziestu pięciu lat. Ta, nauczyciel, który zachwycał swoje uczennice... z jednym białowłosym wyjątkiem.
- Coś się stało?- zapytał tonem, którym zwracał się do większości dziewczyn.
- Nic.-odparłam twardo.
  Wyszło trochę ostrzej niż powinno...
- Możesz mi powiedzieć.- zachęcił mnie.
  No tak. Każda dziewczyna, która miała z nim lekcje spowiadała mu się ze swoich "problemów". Jak zazdrościłam Jennie, że nie ma z nim lekcji...
- Przecież powiedziałam, że nic się nie stało.-powtórzyłam twardym tonem.
- Nie kłam.- spojrzał mi w oczy.- Widzę, że coś jest nie tak...
- To nie pana sprawa, a teraz pan wybaczy, ale muszę już iść.-odparłam i odwróciłam się w stronę drzwi.
- Rafe...- usłyszałam szept nauczyciela.
- Proszę?- odwróciłam się w stronę Gravesa.
- Tak?-zapytał rozkojarzony.
- Mówił pan coś?- zapytałam.
- Nie.-odparł krótko, a ja minęłam próg klasy.
  Najwidoczniej mi się wydawało...
  Skierowałam się w stronę szafki. Wyciągnęłam z niej moją skórzaną kurtkę i wyszłam z budynku.
  Na zewnątrz czekała już na mnie Jenna, z którą spędzałam cały swój wolny czas. Prawie wszystkie lekcje miałyśmy razem. Prawie, bo Jenna nie miała historii z Gravesem. Przenieśli mnie do niego, bo miałam zbyt duże braki by nadążyć z materiałem u innych nauczycieli.
- To już jutro.-odparłam.
- Nie przejmuj się. Może uda ci się przeżyć. Są zawsze jakieś wyjątki.- powiedziała Jenna tłumaczącym tonem.
- I tak w to nie wierzę. Wiedziałam, że Rafe za mną nie przepada.-potwierdziłam i założyłam kask.
- Nie mam pojęcia co sie stało, że do tej pory nie wrócili.-zaczęła zastanawiać się Jenna.
- Wiesz co? Zmieńmy temat, bo jakoś nie mam ochoty rozmawiać o tym, że jutro zginę.-odparłam twardym tonem.
- Dobra. Sylvia dzwoniła i powiedziała, że dzisiaj gdzieś nas zabierze.- powiedziała i ruszyła.
  Po kilku minutach dojechałyśmy do domu. Sylvia siedziała w kuchni i robiła naleśniki.
- Hej dziewczyny.-mruknęła nie odrywając oczu od patelni.
- Hej. Gdzie chcesz nas zabrać?-zapytałam siadając na jednym z krzeseł.
- Tajemnica.-odparła.
- No weź należy nam się ta wiedza.- dodała obrażonym tonem Jenna.
- Nic z tego.-powiedziała Sylvia i podała nam talerze.- Dowiecie się później. A tak po za tematem będę szła na cmentarz, idziecie ze mną?-zapytała.
  Obie skinęłyśmy głowami. Przydałoby się w końcu tam pójść. Od pogrzebu ojca nie odwiedzałam tego miejsca...
- Okay.-mruknęła i poszła do salonu.
- Jak myślisz co kombinuje?-zapytała szeptem Jenna.

- Nie mam pojęcia.- odparłam.

                                                                      ***
  Na grobie położyłam wiązankę różnych kwiatów. Obok mnie stała Jenna i Sylvia. Obie bacznie mi się przyglądały, jakbym mogła zrobić coś głupiego. Mogłabym. I to do mnie docierało. Gdybym wiedziała, że to coś da zaczęłabym, łkać i błagać by wrócił, albo coś jeszcze gorszego. Brakowało mi go, ale wiedziałam, że zrobienie takiej sceny nie przyniesie za sobą żadnych skutków. Nie zwróciłoby ojcu życia.
  Spojrzałam przed siebie. Słyszałam tylko szum wiatru i nic więcej. Ciągle miałam nadzieję, że usłyszę Rafe'a, ale było to tylko nadzieją, która już prawie całkiem mnie opuściła.
  Cofnęłam się o krok i odwróciłam w stronę wyjścia. Jenna i Sylvia zrobiły to samo.
- Jeśli przeżyję to zabiję Savera.-odparłam mijając wyjście.
- O, a ja ci w tym pomogę.-dołączyła się Jenna.
- Niezłe plany.-powiedziała Sylvia uśmiechając się.
- A co cię tak w tym bawi?- zrobiłam obrażoną minę.
- A dużo rzeczy.-odparła.
- Ciekawe jakich.-dodała dociekliwym tonem Jenna.
- Ciekawych.-powiedziała wymijająco.- Dobra, a teraz na poważnie. Chciałabym was gdzieś zabrać.
- I nie powiesz nam gdzie?-zapytałam z nadzieją, że to zniej wyciągnę.
- Dowiecie się na miejscu.-powiedziała i uśmiechnęła się triumfalnie.
- Dobre i tyle.-odparła Jenna i westchnęła.
  Kilka minut później stałyśmy przed jakimś starym, ale ładnym domem. Weszłyśmy do środka gdzie z szerokim uśmiechem na twarzy przywitała nas szarooka, kobieta z długimi włosami koloru krwi.
- Witaj Sylvio.-objęła ją.
- Witaj Lydio.-odparła.- To jest Ines Monaghan.-powiedziała Sylvia i wskazała na mnie ręką.
- Monaghan?- zapytała wyraźnie zdziwiona.
- Tak.-potwierdziłam.
- Byłam z twoim ojcem w jednym stadzie i nawet nie wiedziałam, że ma córkę.-powiedziała i mocno mnie objęła po czym podeszła również do Jenny, którą również widziała po raz pierwszy. Potem udałyśmy się do salonu.
- Co was do mnie sprowadza? Nie wyjaśniłaś mi powodów waszej wizyty.- stwierdziła Lidia.
- Czy można przejść przemianę bez swojego Alfy?- zapytała Sylvia.
- Zależy o kogo chodzi. Jeśli o mężczyznę to tak, ale jeśli o kobietę to nie. Czemu pytasz?- opowiedziała Lydia, a ja poczułam jakby kolejny raz rzucono na mnie ten sam wyrok.
- Nie było żadnych przypadków, że kobiety przeżyły bez Alfy?-zapytała Sylvia z widocznym zdenerwowaniem w głosie.
- Sylvia o co chodzi?- zapytała szarooka.
- O mnie.-odparłam krótko skupiając na sobie wzrok Lydii.- Mój Alfa zniknął bez słowa i nie mam z nim żadnego kontaktu, a przemianę mam przejść jutro.
- W takim razie co to za Alfa? Jak można zostawić samice ze stada przed przemianą?-i dokładnie w tym momencie przyjrzała się naszyjnikowi.- Rafe?
- Właśnie dlatego do ciebie przyszłam. Nie masz z nim żadnego kontaktu?-zapytała Sylvia.
- Mój syn? Zostawił samice przed przemianą? Czy on w ogóle myśli?-zadawała pytania do samej siebie.
   Syn!? To jest matka Rafe'a???
- Lydia jest matką Rafe'a?-zapytałam niedowierzająco Sylvii.
- Tak.-odparła krótko.
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś?-zapytałam.
- A czy było to do czegoś potrzebne?-nie czekała na moją odpowiedź.- Lydia, nie masz z nim kontaktu?
- Nie. Nie mogę go wyczuć.- powiedziała zrezygnowanym tonem i spojrzała na mnie.- Nie martw się. Może poradzisz sobie bez Alfy, który jak tylko wróci zostanie chyba rozszarpany.- nie wiem czemu, ale te słowa znacznie poprawiły mi humor.
  Uśmiechnęłam się. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Dobra. Wiemy, że to tylko opcja przyboczna więc może zrobimy coś innego niż liczenie mi godzin do śmierci?- zaproponowałam za co zostałam nagrodzona jeszcze bardziej zdziwionymi spojrzeniami.
- Tak, masz rację. Mam pewien pomysł.- powiedziała Lydia i sięgnęła po jedną z książek leżących w biblioteczce.- Zabawy takimi małymi drobiazgami poprawiają humor.- powiedziała i odczytała jakieś słowa w innym języku.
  Po chwili zgasło światło, a w górę uniósł się jakiś kolorowy, błyszczący pył, który wyłonił sie z książki. Zaczął krążyć po całym salonie, co serio poprawiało humor.
- Co to jest?- zapytałam.
- Kilka magicznych sztuczek.-odpowiedziała Lydia.- Są to proste sztuczki, których często używa się podczas pokazów magicznych wykonywanych przez specjalistów, którzy kiedyś mieli w swojej rodzinie jakiegoś czarodzieja. Teraz już wszyscy wyginęli, a takie o to sztuczki wykonywane są przez istoty nadprzyrodzone. Czyli na przykład zmiennych. Spróbuj.-powiedziała i wskazała mi słowa, które mam przeczytać.
  Po ich wypowiedzeniu pył ukształtował się w wilka, a potem jeszcze w kilka innych zwierząt. I właśnie tak spędziłyśmy kilka godzin...
  Gdy wracałyśmy do domu była północ. Mimo, że niebo spowiły ciemne chmury wiedziałam co się za nimi kryje. Wiedziałam, że jutro ukaże mi swoją władzę nade mną. Ja to po prostu czułam.
  Tępo wlepiałam oczy w owe miejsce na niebie. Nie uszło to uwadze Jenny.
- Ines...
- Wiem, ale ja go nie mogę zignorować. Czuję jaką ma nade władzę i nie potrafię tego zignorować. Chciałabym zapomnieć o tym, że to już jutro, ale nic nie pozwala mi o tym zapomnieć.- powiedziałam jednym tchem.
- Hej, wierzę w ciebie. Dasz radę. Przeżyjesz zobaczysz, a potem skopiesz tyłek Saverowi.-odparła pocieszająco.
- Tak, jeśli przeżyję to będzie gorzko tego żałował.-poparłam ją i jakimś cudem udało mi się wydusić uśmiech.
- A Lydia ci tym pomoże.-dodała Sylvia.
  Weszłyśmy do domu i rozsiadłyśmy się  w salonie. Sylvia poszła do kuchni, a po chwili wróciła masą różnych rzeczy. Popcorn, żelki, chipsy itp. Uśmiechnęła się szeroko.
- Wieczór filmowy?- dobrze znała odpowiedź na te pytanie.


                                                                      ***
  Głośno krzyknęłam czym obudziłam Jennę. Spojrzała na mnie zaniepokojona.

- Co się stało?- zapytała.
- Nic. Tylko koszmar.- odparłam czym ją uspokoiłam.
- Myślisz, że nic im nie jest? W sensie, że chłopakom.-zapytała.
- Nie mam pojęcia. Możliwe, że coś im się stało i nie maja jak wrócić, a ja tu obwiniam Rafe'a, że go tu nie ma.- zastanawiałam się.
- Możliwe, ale to nie znaczy, że nie mogli się z tobą skontaktować.-zaprotestowała brunetka.
- Nie jestem jeszcze całkowicie zmienną. Może empatia nie działa jeszcze do końca.-to przecież było logiczne.
- No tak, ale Lidia też nie mogła złapać z nim połączenia.- stwierdziła.
- Tym bardziej może potwierdzić się moja hipoteza z tym, że coś im jest.-odparłam.
- No właśnie nie. Gdy coś ci jest tym łatwiej jest się z tobą połączyć.-powiedziała Jenna.
  Blokuje się. On to robi specjalnie i świadomie. A miałam chwilową nadzieję, że choć trochę go obchodzę...
                                              


                                       _________________________
Wiem, wiem. Krótki. ;/ Ale taki miał wyjść. xD
I jak? Rozczarowani czy nie? Nie wyjaśniłam "Kim jest Niko?", ale na wszystko jeszcze przyjdzie czas.
A no i dziękuję za miłe słowa.;3 Motywują do dalszego pisania.
I wracając do komentarzy. Jeśli jesteście i czytacie to proszę o komentarze. Przyjmuję każdą opinię.;3
I nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział.;/ Ale już zaczynam go pisać.;D
Pozdrawiam.;>





  

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 2: Że jak?

 Obolała podniosłam się. Poczułam przeszywający ból w kostce, którą zapewne musiałam skręcić podczas upadku z motoru, który leżał przewrócony niedaleko mnie...
  Świetnie, po prostu cudownie. Nie wiem co stało się z Jenną, która zniknęła mi z pola widzenia przez co nie dość, że bałam się o nią to czułam, że ktoś stoi tuż za mną. Ktoś, a raczej... Coś.
  Obróciłam lekko głowę. Jednak dzięki ciemnym chmurom zasłaniający całkiem półksiężyc, który był mi jedynym oświetleniem nie była w stanie nic zobaczyć. Usłyszałam ciche warknięcie...
  Wilk? W Dead Falls są wilki... Jest ich całe mnóstwo, ale podobno nie atakują ludzi bez powodu. A takowego nie miał... No chyba, że wystarczającym powodem jest wejście na jego terytorium... Na które z pewnością weszłam, a raczej wpadłam...
   Moje serce zaczęło bić coraz mocniej...
  Wystarczyło kolejne warknięcie bym usiłowała uciekać. Jednak było to trudniejsze niż myślałam. Skręcona kostka wcale nie ułatwiała mi czegokolwiek. Próbowałam nie zważać na ból. Zaczęłam lekko truchtać.
  Ponowne warknięcie, przez które wcale nie udało mi się zapomnieć o bólu. Wręcz przeciwnie jeszcze stał się jeszcze bardziej uciążliwy...
  Ciągnęłam się przez ulicę. Po której z obu stron widać było tylko las. Nie wiedziałam gdzie usiłuje dotrzeć, ale wiedziałam, że wilk jest tuż za mną... Co wcale mnie nie pocieszało.
  Cudownie. Ze skręconą kostką usiłuję uciec przed wilkiem przed którym nie uciekłabym nawet w pełni sił. Zostawiłam tam Jennę...
  Odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie. Prosto do wilka...
  Nie było to zbyt mądre, ale co miałam zrobić? I tak bym nie uciekła, a wolałam dowiedzieć się chociaż czy żyje...
  Wilk powoli zbliżał się do mnie warcząc i kłapiąc pyskiem. Dopiero teraz zauważyła, że jest on brązowy i wydawał się być za duży jak na zwykłego wilka... Albo po prosu mi się wydawało. W co wątpię. Spojrzał na mnie zdziwiony...
  Nie... Chwila... Co? Że wilk patrzył na mnie zdziwiony? Niby czemu?
  Przyjrzałam mu się jeszcze raz. Ani śladu żadnego zdziwienia, czyli zdawało mi się, a ja przyglądając mu się podeszłam jeszcze bliżej...
   Potem była już tylko ciemność...
                                                                 


  Obudziłam się. Przetarłam oczy i rozejrzałam po pomieszczeniu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w swoim pokoju.
  Odkryłam się i  zauważyłam bandaż, który zakrywał cały mój brzuch. Jęknęłam. Nie wiedziałam jak duża rana kryła się pod bandażem, ale wiedziałam, że ciągle sączy się z niej krew.

  Podniosłam się do pozycji siedzącej, co nie było najlepszym pomysłem. Cicho jęknęłam i położyłam się z powrotem...
   Super. Po prostu świetnie szkoda tylko, że nie będę tak leżeć...
    Znów usiadłam i od razu stanęłam, ale straciłam równowagę i upadłam. Złapałam za krzesło, które stało obok łóżka, i podciągnęłam się.
  Idiotko masz skręconą kostkę!-skarciłam się w myślach i powoli dotarłam do drzwi.
  Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę schodów.
  Właśnie, schody! Jak ja niby po nich zejdę?
  Pomijając górę dziwnych pomysłów na zejście po nich, zaczęłam powoli schodzić. Nie było to przyjemne, ale trudno.
  Jestem zbyt uparta by wrócić i się położyć. Co powinnam zrobić, ale to, że powinnam nie oznacza, że to zrobię...
  Po kilku minutowej męczarni w końcu dotarłam do salonu. Myślałam, że zastanę tam Sylvię, ale myliłam się. Na stoliku leżały jakieś dokumenty. Nie wiem czemu, ale czułam, że muszę je przejrzeć.
  Sięgnęłam po nie i zaczęłam czytać. Po chwili jednak dokumenty wypadły mi z rąk. Z bólem schyliłam się po nie i przeczytałam ponownie...
  Sylvia Woods, zamieszkała w Dead Falls na Main Street, zgadza się zaopiekować Ines Monaghan, córką Tima Monaghana oraz przyszłą członkinią stada, w celu wyszkolenia...
  Co przyszło mi na myśl kiedy to przeczytałam? A co by wam przyszło?
  Członkinią stada?
  W celu wyszkolenia?
  To jakaś sekta?
  Mój ojciec był w to zamieszany?
  Czy ktoś do cholery może mi to wyjaśnić?
  W tej samej chwili do domu weszła Sylvia wraz z jakimś chłopakiem. Widząc mnie czytającą owy dokument zamarła...
  Posłałam jej wrogie spojrzenie...
- Wytłumacz mi to!-nakazałam, ale zrobiłam to szeptem, bo na nic więcej nie było mnie stać.
-Ines to nie jest takie proste.-odparła próbując mnie uspokoić.
  Nie wiem czemu, ale poczułam, że powinnam być spokojna, ale tak jak mówiłam to, że coś powinnam nie oznacza, że to zrobię.
   Odrzuciłam od siebie to uczucie, a Sylvia spojrzała na mnie zaskoczona.
- Żartujesz.-odparł zadowolony chłopak do Sylvii.
   On jest nienormalny?
- A co w tym trudnego?-zapytałam z kpiną.
-Nie rozumiesz...
-No właśnie dlatego masz mi to wytłumaczyć!-ryknęłam na nią.
  Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni...
- Nic nie mówi ci to co jest tu napisane?!-zapytała podchodząc i wskazując na dokument.- Członek stada, szkolenie...
-O czym ty do cholery mówisz?-byłam już totalnie wściekła.
-Mamy to w genach.-wskazała na siebie i chłopaka.-Ty również.
- Ale co?-i właśnie po tym pytaniu nastała głucha cisza.
  Chcieli bym sama sie domyśliła, ale ból i gniew, który czułam uniemożliwiał mi logiczne myślenie...
-Co macie w genach?-kolejne krzyknięcie przez, które musiałam złapać się za brzuch...
  Jak głęboka była ta rana, że nie mogłam przez nią mówić?
  Nie odpowiedzieli. Stali jeszcze chwilę w swoich miejscach, a potem wyszli na tyły domu. Powędrowałam za nimi.
  Zaczęli ściągać z siebie ubrania, a ja patrzyłam się na nich jak wariatka. Lecz nie odzywałam się, bo byłam bardzo ciekawa o co im chodzi...
   Stanęli jakiś kawałek przede mną, ale tak bym dokładni ich widziała. Chwilę potem zmienili się w wilki. Tak po prostu...
   Przysunęłam sie jak najbliżej drzwi. Miałam ochotę krzyczeć, uciekać, ale co by mi to dało?
   Od dawna nie czułam takiego strachu jak wtedy stojąc przed nimi... Ludzie nie zmieniają się od tak w wilki... To niemożliwe!
   Dokładnie!
   To niemożliwe, a więc ja śnie!
    To sen! A raczej koszmar!
    Zaraz się obudzę i zapomnę o tym wszystkim.
    O tym chorym śnie. Tak. Tak właśnie zrobię!
    Cofałam się i z zamachem uderzyłam barkiem o futrynę. Bolało i to mocno...
    Chwila, chwila... W snach nie odczuwa się bólu!
    Czyli to prawda? Nie, na pewno nie. To nie może dziać się na prawdę! Nie może!
    Usiadłam pod ścianą i założyłam ręce na kark. Nie zwracałam uwagi na ból. Był niczym w porównaniu z tym co działo się w mojej głowie...
     Brązowy, przerośnięty wilk podszedł do mnie i polizał mnie po ręce. Spojrzałam na niego ze smutkiem...
      Czy to nie... To ten wilk mnie zaatakował!
      Miałam ochotę podnieść się i uciec, ale zrozumiałam, że to Sylvia...
      Sylvia mnie zaatakowała?
      Wilk wrócił na swoje poprzednie miejsce. Zebrał ciuchy pyskiem i odszedł w krzaki. To samo zrobił drugi...
   Ten drugi był złocisty. Jego sierść cudnie mieniła sie w świetle półksiężyca, aż chciałoby się mieć go w ramionach...
    Ludzie o czym ja myślę?!
   Kilka chwil później stanęła przede mną Sylvia wraz z tym chłopakiem.
   Kim on w ogóle jest? Jest starszy ode mnie, ale na pewno nie od Sylvii. Skąd ja to niby wiem skoro nawet nie mam pojęcia ile Sylvia ma lat?
-Chodź. Trzeba zmienić ci opatrunek.-powiedziała uśmiechnięta szatynka i wyciągnęła do mnie rękę.
   Podciągnęłam się za jej pomocą...
- To ty mnie zaatakowałaś.-odparłam oskarżycielskim tonem.
- Nie, to nie ja. To moja siostra, którą już dawno powinnam zabić...-zatkało mnie na te słowa.
- Zabiłaś ją?-zapytałam zaskoczona.
- Musiałam.- odparła beznamiętnym tonem.- Zabijała ludzi, bo uważała, że nikt poza naszą rasą nie ma prawa żyć. Ona była chora, Ines.- wytłumaczyła i dała do zrozumienia, że nie chce dalej toczyć tego tematu.
   Usiadłyśmy na kanapie, a chłopak z jakąś torbą poszedł do pokoju gościnnego znajdującego się naprzeciwko salonu.
- Czym wy jesteście?-zapytałam.
- Wilkołakami, zmiennokształtnymi... Jest wiele określeń na ludzi zmieniających się w wilki.-odparła spokojnym i miłym głosem...
   Stop. Czy oni nie powiedzieli, że... Ja...
   Spojrzałam na nią przerażona.
- Nie bój się. To nic takiego...
- To nic takiego?!- znów wybuchłam.- Nic takiego?! Właśnie powiedziałaś mi, że jestem... Że nie jestem człowiekiem!- krzyknęłam na nią.
   Nie potrafiłam nazwać siebie tym czymś!
   Jestem człowiekiem! Oni może i nie są ludźmi, ale ja jestem. Nie zmieniam się w ani w wilka ani w żadne inne zwierzę, bo jestem człowiekiem!
- Nie to jakaś pomyłka. Ja się  w nic nie zmieniam!-tłumaczyłam jej.
- Boże, dziewczyno. Nie oglądasz filmów ani nie czytasz książek? Nie zmieniamy sie od dziecka. Dziewczyny najczęściej pierwszą przemianę przechodzą pomiędzy szesnastką a siedemnastką. A chłopcy pomiędzy siedemnastką a osiemnastką.- odparła zafascynowanym tonem sięgając do apteczki, którą trzymałyśmy w salonie.
- Ale niby skąd wiesz, że ja też się zmienię? Przecież nie muszę być taka jak wy. Mogliście się pomylić.- ciągnęłam dalej.
- Kotku, w tych sprawach się nie mylimy.- odparła.- Zdejmij koszulkę.
  Sylvia zmieniła mi opatrunek. Tak jak myślałam rana na brzuchu nie była mała...
- Dlaczego to zrobiła.-powiedziałam znacząco patrząc na brzuch.
- Nienawidziła Tima, bo wybrał Cathrinę zamiast niej. Była za to wściekła.- powiedziała gestykulując.
- I to nie była zwykła zazdrość. Cathrina nie była tylko wilkiem. Była mieszańcem ras. Mogła zmieniać się w wiele drapieżników. Związek jej i Tima uważała za niszczenie tradycji, bo była zdania, że wilk może wiązać się tylko z wilkiem. Żadnych dodatkowych opcji. Dla reszty Cathrina była czymś co trzeba chronić, że nie wolno jej tknąć. Jednak moja siostra była tak obsesyjnie zazdrosna, że napadła ją gdy miała cię urodzić. Zadała dość poważne rany. Cathrina urodziła, ale jej samej nie udało się przeżyć. Jedyne co powiedziała to: "Wychowaj ją jak najlepiej. Pod każdym względem.". To samo powiedział mi twój ojciec gdy was znaleźliśmy. Ledwo słyszalnym głosem wyszeptał to co jego ukochana na łożu śmierci.-odparła i przeniosła na mnie swój wzrok.- Myślałam, że już się więcej nie pojawi, ale jednak. Całkiem zmieniła sie w zwierzę. Poczuła tylko lekko woń Cathriny w tobie i uznała, że Cathrina nadal żyje. Jej zamysły wobec tego, jak cię zabić były po prostu okropne.- odparła ze łzami w oczach, ale żadnej nie uroniła.
- Byłyście w tym samym wieku?-zapytałam.
- Nie. Była ode mnie o szesnaście lat starsza. W wieku Tima.-powiedziała i odłożyła apteczkę na miejsce.
 - Masz dwadzieścia lat?-zapytałam zaskoczona na co Sylvia odpowiedziała śmiechem.
- Nie wyglądam?-zapytała z udawanym oburzeniem.
- Od razu wydawało mi się, że nie jesteś ode mnie o wiele starsza.-odparłam usprawiedliwiającym tonem.
- Jak byłyśmy młodsze często bawiłyśmy się razem.-powiedziała.
- Serio? Coś mi mówiło, że nie widzimy się pierwszy raz.- powiedziałam i wyszczerzyłam zęby.
- O, widzę, że nieźle się bawicie.-odparł chłopak, z założonymi rękami na klatce piersiowej, opierając się barkiem o ścianę.
  Był to dobrze zbudowany, brązowooki blondyn, który nie wiem czemu mnie zaintrygował...
- Ines to Niko. Mój młodszy brat.- przedstawiła go Sylvia.
  Brat? To ona ma brata?
  Jak widać ma. Stoi i wlepia we mnie oczy, które jakby próbowały odczytać coś z mojego spojrzenia...
  Nie, chwila... Patrzy na mnie jak na wariatkę, która nie potrafi oderwać od niego wzroku.
  Natychmiast spuściłam wzrok czym wywołałam uśmiech na jego twarzy. Wrócił do pokoju.
- On będzie z nami mieszkał?-zapytałam obojętnym tonem.
- Musi.-odparła z jakimś dziwnym zakłopotaniem.
- A jaki jest tego powód?
- Tamta odpowiedź musi ci wystarczyć.- odparła i wzruszyła ramionami.

   Później opowiedziała mi resztę rzeczy, które miałam wiedzieć o zmiennokształtnych.
   Bardziej podobało mi się określenie wilkołak, ale ta nazwa od razu zwraca uwagę. "Zmienni" też, ale nie tak bardzo jak tamto słowo. Przecież może znaczyć wiele rzeczy.
   Miałam co sobie poukładać. To było naprawdę dużo jak na jeden dzień.
   Sylvia musiała pojechać do kliniki, bo ktoś przyjechał ze zwierzęciem z stanie krytycznym. Opowiadała mi o swoim zawodzie. Podobno weterynarz to najlepszy zawód dla takich jak my...
   Postanowiłam położyć się spać. Stanęłam przed schodami i głośno westchnęłam.
   Tak zejść nie było łatwo, a co dopiero wejść...
   Stanęłam na pierwszym stopniu, ale od razu z niego zeszłam.
    I co będę tak stała? Wątpię...
    Zrobiłam to samo co wcześniej. Z jednym małym wyjątkiem. Przeraźliwym krzykiem.
    Czemu? Bo nagle ni stąd ni zowąd poczułam czyjąś rękę na mojej talii...
- Chcesz żebym dostała zawału?- zapytałam powoli uspakajając się.
- Co ty właściwie robisz?- zapytał z zaciekawieniem, tonem przez, który przeszły mi ciarki.
- Wchodzę na górę.-odparłam i wskazałam ręką mój cel.
- W takim stanie?- zapytał z niepokojem.
- Jakim stanie? Mam tylko skręconą ko...- nie dokończyłam, bo wziął mnie na ręce.
- Co ty robisz?-zapytałam oburzona, ale on nie odpowiedział. Tylko wniósł mnie do pokoju i położył na łóżku.
   Spojrzałam na niego dziwnie.
- Nie ma za co.-odparł, uśmiechnął się i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
   Ha ha. Na prawdę bardzo śmieszne. Nie wiem czemu w ogóle bawiło go to, że chciałam tu wejść. Jeśli tym co przed chwilą zrobił chciał mnie zdenerwować, to mu się udało...
   Leżałam jeszcze trochę rozmyślając nad tym czego się właściwie dowiedziałam. Dopiero wtedy to do mnie dotarło...
   To, że nie jestem człowiekiem...


                                                                       ***
  Minął miesiąc, a moje rany są już prawie całkiem wygojone, a powinny goić się trochę dłużej.
  Jedna z cech zmiennych. Po przemianie rany goją się jeszcze kilka razy szybciej.
  Cały czas oczywiście siedziałam w domu. No nie do końca, bo większość czasu spędzałam na tyłach domu i rysowałam wszystko co wpadło mi w punkt widzenia.
  Dowiedziałam się również mnóstwa rzeczy o zmiennych. Na przykład tego, że za miesiąc w kolejną pełnię mam wyznaczony termin na pierwszą zmianę.
   To brzmi jakbym była z kimś umówiona. I w zasadzie jestem. Z księżycem...
    Siedziałam i obracałam w palcach naszyjnik od Jenny. Zastanawiałam się jak by zareagowała gdyby wiedziała, że od kolejnej pełni będę zmieniać się w wilka...
- Skąd go masz?- zapytał zdenerwowanym tonem Niko.
    Czy on musi się tak cicho poruszać?
- A co ci do tego?-odparłam z kpiną i nadal się nim bawiłam.
- Wiesz w ogóle co to jest?- zapytał, a raczej krzyknął.
- Możesz na mnie nie krzyczeć?- wstałam i odkrzyknęłam mu w twarz.
     Poczułam coś dziwnego. Zawsze czułam to w jego obecności, ale nie wiedziałam co to było.
    Teraz już wiem. Pociągał mnie i to niewiarygodnie mocno...
     Zbliżyliśmy się do siebie, tak, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów...
    Chęć pocałowania go, zwyciężyła nade mną...
    Oboje oddaliśmy się pocałunkowi, a gdy oderwaliśmy się od siebie tak po prostu wróciliśmy na swoje miejsca. Ja usiadłam, na ławce, a on wrócił do budynku...
    Nie wiedziałam co myśleć na temat tego zdarzenia...


    Kilka godzin później siedziałam na parapecie w swoim pokoju i wpatrywałam się w obraz za oknem. Tamten pocałunek nie dawał mi spokoju.  Ciągle czułam się jakbym kogoś zdradziła.
    Nie, nie kogoś tylko JEGO. Rafe'a...
    Tylko czemu? Przecież nie byliśmy parą ani niczym w tym stylu. Nie byliśmy przyjaciółmi ani nawet nie kolegowaliśmy się...
     Czułam się jakbym zdradziła totalnie obcego mi chłopaka. Albo wariuję albo już zwariowałam.  I jest to raczej ta druga opcja. Przecież uparcie wmawiałam, że nienawidzę Niko, a potem się z nim całowałam? To nie ma najmniejszego sensu...
- O czym myślisz?
   O wilku mowa. I to dosłownie...
- O wszystkim. Pełnia, moja wilcza rodzina, Sylvia... Ty.- odparłam ostatnie wymawiając z trudnością.- To dużo jak na tak krótki czas...
- Sam dziwię się, że dajesz radę.- odparł siadając obok mnie.- Wiesz czemu tu przyjechałem?-zapytał patrząc na mnie.
- Nie.-odparłam krótko.
- Dla ciebie.- powiedział, a mnie zatkało.
   Spojrzałam mu w oczy.
- Dla mnie?- zapytałam nadal nie wierząc w to, co usłyszałam.
- Śniłaś mi się. Każdej nocy po przemianie. Przyjechałem tu czując, że coś ciągnie mnie do tego miasta. Mieszkałem kilkadziesiąt kilometrów stąd więc nie było to czymś niemożliwym. Zobaczyłem ciebie i poczułem, że moje poszukiwania dobiegły końca. Że to ty jesteś kimś kogo szukałem, Ines.- powiedział to z przeplatanymi emocjami w głosie.
   Serce zaczęło mi dziwnie bić, a tak moje ciało reagowało na obecność tylko jednej osoby...
   Spojrzałam za okno i ujrzałam Rafe'a...
   Mimo tego co przed chwilą powiedział mi Niko wybiegłam z pokoju, zbiegłam po schodach i również biegiem minęłam próg tylnych drzwi.
    Padało i to mocno, a ja stałam boso, w krótkich spodenkach i topie na ramiączkach. Widziałam, że wchodzi do lasu więc pobiegłam w jego stronę...
- Co ty tu robisz?- zapytałam stojąc naprzeciw niego.
- Ciekawy strój na taką pogodę.-odparł i zaczął iść dalej.
- Odpowiedz.- nakazałam.
- Nie powinnaś wrócić przypadkiem do Woods'a? Podobno jest tu dla ciebie.-odparł z kpiną.
- Niby skąd to wiesz?- zapytałam, a on spojrzałam na mnie z sarkastycznym uśmiechem.
- Nie jesteś jedyna, kotku.-odparł i wszedł głębiej w las.
   A ja za nim...

- Odpowiedz na moje.. Pytanie.- powtórzyłam swój wcześniejszy nakaz z przerwą, bo gałąź wbiła mi się w stopę.
   Co prawda nie głęboko, ale jednak...
   Wyciągnęłam ją i nadal ciągnęłam się za Saverem.
- Wracaj do Woods'a.-powiedział to z... Zazdrością.
- A jeśli nie chcę. Jeśli wolę iść z tobą?- odpowiedziałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie powinnaś tego chcieć... Powinnaś wrócić.-odparł i ciągle mi się przyglądał.
    Nie wiem czemu. Może zadowalał go widok mnie ciągnącej się za nim w taką ulewę.
- To, że coś powinnam nie oznacza, że to zrobię.-odparłam i założyłam ręce na klatkę piersiową.
- Jesteś pewna tego co mówisz?- zapytał z niepokojem.
- Nigdy niczego nie byłam bardziej pewna.-odparłam.
   Ściągnął z siebie kurtkę i kazał mi ją nałożyć oraz odsunąć się trochę. Tylko ostrożnie. Oraz to, że gdy się zmieni mam na niego wsiąść...
   Spojrzałam na niego zdziwiona, a on zmienił się w czarnego wilka i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Żartowałeś, tak?- zapytałam w pełni tego przekonana.
  To chcesz iść ze mną czy nie?-usłyszałam głos i teraz już wiedziałam, że cały czas słyszałam jego głos.
   Słyszałaś mój głos?-zapytał.
   Zawsze gdy byłeś gdzieś blisko.- odparłam w myślach.
   Myślałem, że ta zdolność pojawia się dopiero po przemianie...-odparł i spojrzał na mnie.
   Na co czekasz? Wsiadaj albo wracaj do domu.-odparł zniecierpliwionym tonem.
    Podeszłam do niego i zrobiłam to co chciał. Ruszyliśmy. Trzymałam się mocno jego szyi. Gdyż gdybym się puściła najzwyczajniej w świecie bym spadła.
    Dotarliśmy do domu znajdującego się w środku lasu.
    Zeszłam z niego, a on uderzył łapą kilka razy w drzwi. Otworzył nam ten blondyn na którego wpadłam pierwszego dnia szkoły.
     To Sean, mój brat.-odparł Rafe.
      Sean spojrzał na mnie zdziwiony, a potem na Rafe'a. Wpuścił nas do środka. Rafe jeszcze jako wilk, poszedł się ubrać, a z jednego z pokoi wyszła Jenna...
       Wymieniłyśmy się zdziwionymi spojrzeniami.
- Ines? Co ty tu robisz?- zapytała podchodząc do mnie.
- Przyszła z Rafe'em.- odparł Sean, a ja nadal gapiłam się zdziwiona na Jennę.
- Mieszkam z chłopakami.-odparła tłumacząc tym swoją obecność tutaj.
   W tej samej chwili wrócił Rafe...
- Co to jest?- zapytałam wskazując na naszyjnik.- Niko był wściekły gdy to zobaczył...
- Chwila. Niko? Niko Woods?- zapytał zdziwiony Sean.
- No tak.-odparłam.
- I mieszka razem z wami, tak?- zapytał zaniepokojony.
- Tak. Do czego zmierzasz?- zapytałam.
- To nie jest Niko Woods.- odparł przekonany tym, że sie nie mylił.
- Jak to nie on?- zapytał równie zdziwiony Rafe.
- To nie jest Niko Woods. Niko Woods zginął kilka miesięcy temu w wojnie watah w Oscodzie...



                                                 _________________________
I jest drugi rozdział.;D Hm... Mam nadzieję, że jest to zrozumiałe, bo ten pomysł cały czas krążył mi po głowie.;P Oczywiście proszę o komentarze na ten temat.;)
Pozdrawiam.;>

 


niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 1: Początek

  Od śmierci ojca minął zaledwie tydzień, ale chyba całkiem zwariowałabym gdybym nadal siedziała w domu. Jeśli mogę go nazwać domem. Kuratorium przeniosło mnie do Sylvii, mojej jedynej żyjącej rodziny, której nigdy wcześniej nie widziałam na oczy.
  Niby jest moją rodziną, ale czuję się nieswojo w jej obecności. Po prostu jakby... Och, nie wiem jak jeszcze to opisać. Jest dziwna i to bardzo, choć w jej oczach to pewnie ja jestem dziwna. Tak jak w oczach osób, które widziały mnie po przyjeździe do Dead Falls.
  Nieźle, nie?
  Była szósta dwadzieścia więc nie musiałam się za bardzo spieszyć. Wstałam z dwuosobowego brązowego łóżka i podeszłam do okna z parapetem do siedzenia, które znajdowało się po drugiej stronie pomieszczenia.
  Pokój może nie był ogromny, ale taki mi wystarczał. Podłoga mieniła się brązem tak jak i sufit, zaś ściany pokryła biel... Po części, bo większość każdej ściany była zajęta przez moje rysunki. Beżowa szafa stała w pobliżu okna, a naprzeciw szafy ustawione było również beżowe biurko, które zasypane było stertą rysunków, których nie miałam gdzie ułożyć...
  Rok szkolny rozpoczął się około trzech dni temu. Wiem, że wiele osób skorzystało by z tego, że ma jeszcze dwa tygodnie wolnego, ale ja już nie potrafiłam... To mnie coraz bardziej dobijało.
  Zaczął padać deszcz. Odeszłam od okna i przystanęłam przy szafie. Wyciągnęłam ciemne rurki i czarną obcisłą bluzkę. Ubrałam się i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i muszę przyznać, że wyglądałam okropnie. Moje sięgające do połowy pleców, prawie białe włosy były makabrycznie potargane, błękitne oczy zmęczone, a całą resztę pozostawię bez komentarza.
   Gdy jakimś cudem udało mi się poprawić mój wygląd, choć nadal nie był zachwycający, wróciłam do pokoju. Wygrzebałam z pod biurka moją torbę na ramię i spakowałam do niej zeszyt, szkicownik i zestaw ołówków. Telefon schowałam do przedniej prawej kieszeni spodni, a z krzesła ściągnęłam swoją czarną skórzaną kurtkę z kapturem. Założyłam moje czarne trampki, wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach znajdujących się naprzeciw drzwi frontowych. Skręciłam do salonu.
  Mieściła się w nim czarna skórzana kanapa oraz dwa fotele po obu jej stronach. Naprzeciw kanapy stał stolik, a za stolikiem znajdował się kominek, nad którym wisiał telewizor plazmowy.
  Poszłam do kuchni. Sylvia kończyła właśnie przygotowywać śniadanie.
  Była to długowłosa szatynka o ciemnobrązowych oczach. Wysportowana, a po jej sylwetce widać było, że ćwiczyła.
   Spojrzała na mnie niepewnie...
-Jesteś pewna?-zapytała kładąc przede mną talerz.
-Tak. Powinnam zacząć normalnie funkcjonować, nie sądzisz?-odpowiedziałam.
-Niby tak, ale... Wiem, że sądzisz, że jestem dziwna...
  Czy aż tak dałam to po sobie poznać?
-Co mnie nie dziwi. Dziwiłoby mnie gdybyś sądziła inaczej. Trafiłaś do mnie w ogóle mnie nie znając...
-Ale ty mnie znasz, bo kuratorium potrzebowało twojej zgody.-stwierdziłam oskarżycielskim tonem.
-Tak, znam.-usta wykrzywiła w prowizoryczny uśmiech.-Gdy się urodziłaś i Cathrina umarła, pomagałam Timowi zajmować się tobą. Byłam jego kuzynką, ale po pewnym incydencie straciliśmy ze sobą kontakt.-opowiedziała szatynka.-Wracając do tematu, nie jestem do końca przekonana, że to dobry pomysł, ale zły również nie jest. Twój wybór.-odparła.
  Ja już wiedziałam co wybieram...
-Zawieziesz mnie?- zapytałam.
 Spojrzała na mnie jakby pytała czy jestem aż tak tępa. Nie, no przecież sama spokojnie trafię do szkoły w całkowicie obcym mi mieście... Idiotka.
-To chyba oczywiste.-odparła i skończyłyśmy jeść.
  Założyłam kurtkę i wyszłyśmy. Wsiadłyśmy do srebrnej Kii należącej do Sylvii i odjechałyśmy. Droga do szkoły była dość długa ale łatwa do. Będę musiała jeździć autobusem szkolnym albo chodzić pieszo. Sylvia przecież pracuje, tylko jak na razie ma wolne. Ze względu na mnie. I z pewnością będę chodzić pieszo, nienawidzę szkolnych autobusów...
  

  W sekretariacie kręciło się kilka uczniów oraz nauczycieli. Podeszłam do młodej kobiety siedzącej za biurkiem.
-Dzień dobry.-przywitałam się.
-Dzień dobry, w czym mogę ci pomóc?-zapytała miłym tonem kobieta.
-Jestem nową uczennicą i...
-Ty jesteś Ines Monaghan?-usłyszałam za plecami wysoki kobiecy głos.
  Obróciłam głowę w tył i spostrzegłam dość wysoką, szczupłą blondynkę wlepiającą we mnie swoje matowo niebieskie oczy...
-A jeśli tak, to?-zapytałam z kpiną.
-Jednak nic.-nie rozumiałam o co jej w ogóle chodziło.
  Obróciłam głowę z powrotem do sekretarki.
-Jestem nową...
-I potrzebujesz planu. Proszę.-odparła i podała mi kartkę.- Potrzebujesz również kogoś, kto pokaże ci szkołę... Poczekaj chwilkę.-mruknęła i zaczęła coś sprawdzać na komputerze.-Jest! Hm...-mruknęła i włączyła mikrofon.- Jenna Seaker proszona do sekretariatu.
  Po chwili w drzwiach stanęła szarooka brunetka, mniej więcej mojego wzrostu.
-Tak?-spytała podchodząc do sekretarki.
-Zajmiesz się Ines. Macie takie same plany więc jest ci to na rękę.-odparła sekretarka do dziewczyny.

-Okay. Chodź.-zwróciła się do mnie i wyszłyśmy.- Ines Monaghan, tak?
-Czy wszyscy tu mnie znają?-zapytałam zirytowana.
-Jesteś nowa. Wiesz sensacja i takie tam. Jenna Seaker, ale zdaje się, że wiesz.-powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę.
-Ines Monaghan, ale to wie najwidoczniej każdy.-odparłam i uścisnęłam ją.
  Mam nadzieję.-usłyszałam wewnątrz głowy. I na pewno nie był to mój głos...
-Słyszałaś?-zapytałam z nadzieją, że nie zwariowałam.
-Ale co?-spojrzała na mnie dziwnie.
  A jednak...
-Nieważne...-odparłam.
  Poczułam na sobie masę spojrzeń. Było to dziwne uczucie jakby... Spostrzegłam chłopaka, który natarczywie mi się przyglądał.
   Przystojny zielonooki brunet z włosami sięgającymi do połowy szyi. Ubrany na czarno...
Szczerze mówiąc poczułam jakby coś ciągnęło mnie w jego stronę...
  Oby uważała...-odezwał się znowu głos.
  Wydawało mi się jakby słowa te pochodziły od tego chłopaka, ale on miał cały czas zamknięte usta...
  Potrząsnęłam energicznie głową co spowodowało, że wpadłam na czarnookiego blondyna, który uważnie mi się przyglądał...
  To ona...-usłyszałam inny niż wcześniej głos...
  Jego spojrzenie jakby wierciło we mnie dziurę...
  Nie wiem czemu, ale obejrzałam się za siebie. Napotkałam spojrzenie bruneta, który przyglądał się tej sytuacji z niepokojem...
  Wróciłam spojrzeniem do blondyna, który skinął głową w stronę bruneta.
  Minęłam go i poczułam ulgę...
  Kretynie czy ty masz mózg?-usłyszałam i odruchowo odwróciłam głowę w tył...
 Bruneta ani blondyna nie było...
  Co mnie to w ogóle obchodziło? Może to jego jakby dzikie spojrzenie gdy na mnie patrzył... Nie wiem. Po prostu to było dziwne...
  

                                                  ***
  Siedziałam na parapecie i zaczęłam rysować... Jego... Tego bruneta.
  Nie wiem co mnie napadło, ale tak jakoś wyszło. Cały czas o nim myślałam. To jak mi się przyglądał było niepokojące, ale jakby mnie zadowalało...
-Ines do ciebie.-usłyszałam głos Sylvii.
  Wyszłam z pokoju. Przy drzwiach frontowych stała Jenna. Uśmiechnęłam się. Mimo, że znam ją od kilku godzin polubiłam ją...

-Chodź.-powiedziałam i razem z Jenną udałyśmy się do mojego pokoju. Gdy zobaczyła moje ściany zatkało ją...
-To... Twoje?-zapytała z niedowierzaniem.
-Lubię rysować, to mnie uspakaja.-odparłam i usiadłam na łóżku.
  Wówczas Jenna rozglądała się po pokoju... A ja zostawiłam tamten rysunek na parapecie...
  Wstałam i chciałam go zabrać, ale było za późno...
-No, no. Rafe Saver. Hm... Komuś się spodobał?-zapytała rozbrajającym tonem.
-Co? Nie. Po prostu...-dlaczego zawsze brakowało mi słów w takich momentach?
-Hm... Niech ci będzie. Ale i tak będę snuła na ten temat jakieś teorie.-odparła i wyszczerzyła zęby.
 - Po prostu lubię rysować, a jego obraz nie daje mi spokoju. Gapił się na mnie jakby... Mnie znał. I... Cieszył się, że żyję?-myślałam na głos.
-Cieszył się, że żyjesz? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że miałaś jakiś wypadek czy coś?-zapytała z powagą.
-Miałam wypadek razem z ojcem... Tylko jemu... Nie udało się przeżyć...-odparłam.
  Nie miałam łez w oczach, bo by mnie to tylko zirytowało. Już i tak przez ostatnie dni wylałam dużo łez...
-Tak mi przykro... Ja nie wiedziałam.-odparła i objęła mnie.
-Wiem...-szepnęłam, bo jej uścisk był trochę za mocny.-Em... Jenna?
  Zakłopotana puściła mnie i uśmiechnęła się przepraszająco.
   Jenna zgarnęła wcześniej rysunki z biurka i rzuciła je na łóżko. Usiadłyśmy na nim.      Jenna oglądała każdy z uśmiechem na twarzy...
-Narysujesz coś dla mnie?-zapytała z nadzieją.
-Ale co?-zapytałam.
  Wyciągnęła z kieszeni naszyjnik. Był piękny. Srebrna głowa wilka z uniesionym pyskiem za pewne do księżyca...
-To.-powiedziała i wręczyła mi go.-Jest dla ciebie, a ja chcę mieć jego rysunek. Mam podobny.-wyciągnęła naszyjnik z pod bluzki.-Ale twój to co innego...
  Przyjrzałam się jeszcze raz naszyjnikowi. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Jennę.
-Jesteś pewna, że chcesz mi go oddać?-zapytałam ciekawskim tonem.
-Nie inaczej pasuje do ciebie. Szczególnie do twoich włosów. Właśnie farbujesz je? Nigdy nie widziałam takiego naturalnego koloru.-powiedziała to z zazdrością.\

-Nie, nie farbuję. To naturalny kolor. Sama też nie widziałam naturalnie białych włosów. Siwe, ale nigdy nie białe.-odparłam z lekkim zachwytem.
-Lubisz imprezy?-zapytała znienacka.
-Niby tak, ale ostatnio nie ruszałam się z domu.-odparłam niepewnym tonem.-A czemu pytasz?
  Próbowała być tajemnicza, ale ten zdradziecki uśmiech w niczym jej nie pomógł.
-Kiedy?-zapytałam domyślając się o co chodzi.
-Za godzinę. Bal na rozpoczęcie roku szkolnego. Pójdziesz ze mną?-zapytała jak małe dziecko proszące o lizaka...
  Zrobiła przy tym minę jak kot ze Shrek'a co mnie totalnie rozwaliło...
-Okay. Pójdę.-powiedziałam śmiejąc się. Jenna też się roześmiała.
  Zaczęłyśmy się szykować. Moje rzeczy leżały dosłownie wszędzie i wiedziałam, że jak wrócę będę musiała to ogarnąć. Włączyłyśmy muzykę z mojego laptopa i zaczęłyśmy śpiewać razem z nim. Po kilkunastu minutach byłyśmy gotowe. Ja zdecydowałam się na czarne rajstopy, czarną sukienkę na ramiączkach sięgającą do połowy ud oraz ciemny żakiet u którego podwinęłam rękawy. Nieźle współgrało to z białymi włosami, choć muszę przyznać sama miałam wcześniej co do tego wątpliwości. Jenna wzięła granatową sukienkę bez ramiączek, a na to czarną koszulę, którą zostawiła rozpiętą. Do tego wzięła jeszcze moje czarne buty na lekkim obcasie, zaś ja wolałam moje czarne trampki. Nigdy nie lubiłam chodzić na obcasach. Z łóżka zabrałam naszyjnik i skórzaną kurtkę...
 Zeszłyśmy na dół. Telefon ciągle trzymałam w dłoni, ale schowałam go do kieszeni kurtki.   Sylvia spojrzała na nas uśmiechnięta.
-Bal rozpoczęcia?-zapytała.
-Nie inaczej.-odparła wesoło Jenna.
  Uśmiechnęłam się, a Sylvia spojrzała na mnie jakby ją zatkało...
-Czekaj, ty się uśmiechasz? Muszę ci zrobić zdjęcie. Wam obu. Świetnie wyglądacie.-odparła i zrobiła nam kilka zdjęć.
   Po sesji wyszłyśmy na dwór. Przed domem stał motor i łatwo przyszło się domyślić do kogo on należy...
-Jedziemy na nim, prawda?-zapytałam choć tak na prawdę nie musiałam pytać.
  Jenna uśmiechnęła się szeroko i podała mi kask z bagażnika...
-Tylko trzymaj się, bo spadniesz.-odparła z zadowoleniem.


  Dwadzieścia minut później byłyśmy w szkole. Na parkingu nie było już praktycznie miejsca, ale jakoś się wcisnęłyśmy. Jak na niedużą szkołę znajdowało się w niej masa osób.
  Jak na niedużą? Nawet jak na dużą szkołę było tu sporo osób. A myślałam, że jest w niej tak mało uczniów...
   Weszłyśmy na sale gimnastyczną, która robiła za salę balową. Choć była to bardziej dyskoteka. Usiadłyśmy na jednej z ławek ustawionych pod ścianą. Ludzie cały czas jeszcze kręcili się i coś poprawiali, a niektórzy już nawet tańczyli...
  Chłopak, który odpowiedzialny był za muzykę ogłosił rozpoczęcie balu. Parkiet w ciągu chwili wypełnił się tańczącymi ludźmi. Kilku chłopaków kręciło się po sali i podchodziło do dziewczyn w celu proszenia o taniec, ale nijak im to wychodziło.
  Nagle zrobiło się ciemno. No wcześniej jasno nie było, ale teraz było serio ciemno. Wszystko zgasło. Po chwili jednak znów się rozjaśniło. Chłopak od muzyki nie miał najlepszej miny...
-Ekhm... Skasowały się wszystkie piosenki i chyba będziemy musieli skończyć teraz...-odparł z grymasem i pokręcił przecząco głową.
  Po sali rozbrzmiały odgłosy niezadowolenia...
-Ines?-szepnęła w moją stronę Jenna.
-Tak?-byłam ciekawa o co chodzi.
-Masz muzykę na telefonie?-zapytała z tajemniczym uśmiechem.
  Nie miałam pojęcia czego mam się spodziewać po tym pytaniu...
-Mam, ale...-nie zdążyłam dokończyć, bo odeszła.
  Śledziłam ją wzrokiem. Podeszła do tego chłopaka od muzyki i zaczęła z nim rozmawiać. Odwróciłam wzrok, bo nawet nie chciałam wiedzieć co kombinuje.
  Mój wzrok padł na tego bruneta. On również na mnie patrzył. Nie potrafiłam przerwać tego połączenia. Jego oczy po prostu przyciągały moje. To spojrzenie. Znałam je. To je widziałam zanim... Trafiłam do szpitala. Mogłabym przyrzec, że było ono identyczne.
   A może mi się zdawało? Przecież przed oczami przemknął mi jakiś cień, a potem mrugnęło coś zielonego... Nie znaczy to przecież, że widziałam jego. To nie ma najmniejszego sensu...
 Za dużo książek, Ines...-skarciłam się w myślach.
  Nim się obejrzałam Jenna stała przede mną z tym chłopakiem od muzyki. Spojrzałam na nich, a potem znów chciałam spojrzeć na bruneta. Jednak jego już tam nie było.
  Jak on w ogóle się nazywał?
  Jenna przyglądała mi się z szerokim uśmiechem.
-Jestem Josh.-odparł ten od muzyki.-Słuchaj słyszałem, że nieźle śpiewasz...
  Od razu posłałam Jennie wrogie spojrzenie.
  Jestem tu pierwszy dzień, a poza tym nigdy nie śpiewałam poza swoim pokojem. Czy jej totalnie odbiło?
-To nie jest najlepszy pomysł...-odparłam w nadziei, że da mi spokój.
-Ines, proszę jesteś naszym jedynym ratunkiem...-ciągnął Josh.- Ten bal i tak już ledwo się trzyma.
  Miał rację. Większość osób wyszła, ale to nie znaczy, że będę śpiewać!!!
-Wątpię by to miało w ogóle jakiś sens...-odparłam, ale oni nie dawali za wygraną.-W telefonie mam muzykę. Pożyczę ci go i...
-Nawalił cały sprzęt. Mam w magazynie dwa wzmacniacze, ale żeby dobrze chodziły ktoś musi śpiewać. Inaczej cały czas będą się...
-Chwila. Może nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale chyba nie ma czegoś takiego...-ciągnęłam.

  Serio. Nigdy nie słyszałam by coś takiego było...
-Nie są w pełni sprawne...
-Człowieku, a czy jest tu cokolwiek co dobrze działa?-zapytałam zirytowana.
-Tak.-odparł.
-Co?
-Mikrofon.-odparł z uśmiechem.-Dobra grałyby normalnie, ale bez słów piosenek. Niby żaden szczegół, nikt i tak ich nie słucha jak tańczy itp. no, ale to sztuczne... Ines, pro...
-O ludu. Dobra niech wam będzie.-odparłam i wstałam.
  Poszli w stronę "sceny", a ja powędrowałam za nimi. Josh wszedł na nią, a ja też sama się na to skazałam... Świetnie. Uśmiechnął się szeroko w stronę uczniów i chwycił mikrofon...
-Mamy wyjście z tej sytuacji. Jedno pytanko. Nie przeszkadzałoby wam śpiewanie na żywo i rockowe piosenki?-zapytała, a poczułam nutkę nadziei, że się z tego wykręcę.   Jednak po chwili upłynęła ze mnie całkowicie, bo słychać było zadowolenie.
  Cudownie...
-No to przed wami Ines Monaghan...- usłyszałam oklaski co było normalne w stosunku do tego jak bardzo zadowoleni byli z nie zakończenia balu.
  Niepewnie podeszłam do Josha. Wzięłam mikrofon, a on oddalił się by włączyć muzykę. Skinął głową na co ja odpowiedziałam tym samym.
  Rozpoczęła się melodia Crushcrushcrush-Paramore, a ja zaczęłam śpiewać...



I got a lot to say to you
Yeah, I got a lot to say
I noticed your eyes are always glued to me
Keeping them here
And it makes no sense at all

They taped over your mouth
Scribbled out the truth with their lies
Your little spies
They taped over your mouth
Scribbled out the truth with their lies
Your little spies

Crush
Crush
Crush
Crush, crush
(Two, three, four!)

Nothing compares to a quiet evening alone
Just the one, two I was just counting on
That never happens
I guess I'm dreaming again
Let's be more than this

If you want to play it like a game
Well, come on, come on, let's play
Cause I'd rather waste my life pretending
Than have to forget you for one whole minute

They taped over your mouth
Scribbled out the truth with their lies
Your little spies
They taped over your mouth
Scribbled out the truth with their lies
Your little spies

Crush
Crush
Crush
Crush, crush
(Two, three, four!)

Nothing compares to a quiet evening alone
Just the one, two I was just counting on
That never happens
I guess I'm dreaming again
Let's be more than this now

Rock and roll, baby
Don't you know that we're all alone now?
I need something to sing about
Rock and roll, hey
Don't you know, baby, we're all alone now?
I need something to sing about
Rock and roll, hey
Don't you know, baby, we're all alone now?
Give me something to sing about

Nothing compares to a quiet evening alone
Just the one, two I was just counting on
That never happens
I guess I'm dreaming again
Let's be more than
No, oh

Nothing compares to a quiet evening alone
Just the one, two I was just counting on
That never happens
I guess I'm dreaming again
Let's be more than
More than this


  
  Potem śpiewałam jeszcze kilka piosenek z karaoke. Po moim występie Josh uznał, że należy mi się taniec oraz lekki odpoczynek. Śpiewanie nie było za bardzo męczące, ale fakt zatańczyć chciałam. Josh włączył jakiś utwór i sam go zaśpiewał.
  Podły oszust. Sam miał niezły głos, a mi kazał śpiewać. Miał szczęście, że teraz to zrobił.
 Zaczął śpiewać wolna piosenkę. Rozpoznałam ją, bo również była puszczana z mojego telefonu. Miałam nadzieję, że się nie rozładuje...
  Śpiewał piosenkę Enrique Iglesiasa "Hero". Była to ulubiona piosenka mojego ojca więc ostatnimi czasy często jej słuchałam...
  On to zrobił specjalnie. Mianowicie chodzi o wybór piosenki przez Josha. Wolna piosenka, wolny taniec... Ja go zabiję.
  Zebrała się przy mnie grupka chłopaków i zaczęłam myśleć jak zabić Josha...
-Mogę prosić.-rozległ się głęboki męski, ochrypły głos za moimi plecami...
  Serce zaczęło mi bić szybciej. Choć nigdy wcześniej nie słyszałam tego głosu domyśliłam się kto stoi za mną...
  Powoli obróciłam się w jego stronę. Miałam odpowiedzieć, ale zabrakło mi tchu więc tylko skinęłam głową. Odciągnął mnie od chłopaków i zaczęliśmy tańczyć. Cały czas patrzył mi w oczy. Czułam jak jego oczy sprawiają, że przechodzą mnie dreszcze. Przyjemne dreszcze. Czułam się bezpieczna, a za razem jakbym trwała w śmiertelnym uścisku. Jakby mógł mnie ochronić przed wszelkim niebezpieczeństwem oraz jakby to on był dla mnie największym zagrożeniem... Po prostu coś ciągnęło mnie do niego. Od tamtej chwili chciałam by mnie nie opuszczał, by ten taniec trwał wiecznie...
-Kiedy przyjechałaś?-zapytał przez co znów przeszedł mnie dreszcz.
  Niezła reakcja na jego głos...
-Eee... Trzy dni temu.-odparłam.
-Przykro mi z powodu twojego ojca.-odparł znienacka.
  Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie...
-Jestem ciekawa ile osób wie kim jestem i kim byłam.-odparłam zrezygnowanym tonem.
-To chyba nie jest tajemnicą?-zapytał zdziwiony.
-Nie, nie jest. Po prostu dziwię się swoja sławą tutaj. Jestem tu pierwszy dzień i...
  Spojrzał na mój naszyjnik co go trochę zatkało...
-Co?-zapytałam i sama spojrzałam na naszyjnik.

-Jenna?-zapytał znacząco.
-Tak. Dała mi go dzisiaj. Coś z nim nie tak?-zapytałam zdziwiona..
-Nie nic. Po prostu myślałem, że dostaniesz go trochę później...-powiedział, a usta wykrzywił w prowizoryczny uśmiech.-Do zobaczenia, Ines.-odparł i ulotnił się.
  Obok mnie stanęła Jenna. Uśmiechnęła się znacząco.
-O nie. To tylko taniec.-odparłam...
-Yhy... Takie bajeczki to komu innemu...-odparła mnie i zaczęłyśmy tańczyć do energicznej piosenki.


   Wracałyśmy do domu. Jechałyśmy spokojnie aż do chwili gdy motor Jenny nie poślizgnął się na czymś śliskim... Ja wylądowałam przy drzewie, a Jenna...
   Gdzie do cholery jest Jenna?
_________________________________________________________________________
Heh, trochę późno, ale mam nadzieję, że się podoba.;>  Trochę krótki, ale taki miał być... Następny będzie dłuższy... Serio. Miałam trochę mniej czasu do napisania niż myślałam...
Pozdrawiam.;>

piątek, 1 lutego 2013

Prolog

-Nie!-krzyknęłam po raz kolejny.
     Łkałam, a policzki zalane miałam łzami...
     W ramionach trzymałam całe zakrwawione ciało ojca...
-Tato?! Słyszysz?! Wszystko będzie dobrze! Tylko musisz żyć, słyszysz?!-z ledwością wypowiadałam słowa.
-Kocham cię, Ines...-wyszeptał i... Umarł...
      Oczy niemiłosiernie piekły od łez, a rana w nodze pulsowała coraz bardziej, co mnie zirytowało...
      Straciłam jedyną osobę, która mnie rozumiała. Jedyną osobę, która zawsze przy mnie była. Jedyną osobę, która nigdy mnie nie opuszczała...
    Krew już dłuższy czas upływała ze mnie. Poczułam, że tracę siły...
    Nie poddawaj się!-usłyszałam wewnątrz mojej głowy.
   Ja jednak byłam zbyt słaba, by dalej walczyć z sennością. Zauważyłam jakiś cień, a potem nastała ciemność...


__________
No i jest obiecany prolog.;3 Mam nadzieję, że się spodobał...
Pozdrawiam. ;>