czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 21: Pół roku

           Jakimś cudem udało mi się przespać noc. Wstałam rano i zastanawiałam się co mam zrobić ze swoją prawą dłonią. Doskonale wiedziałam, że każdy rozpozna ten symbol, więc nie mogłam nikomu go pokazać.
           Nie chciałam nikomu mówić o tym co się stało. O tych nieprzespanych nocach i... - Ale jak ja znalazłam się w łóżku? - zapytałam samą siebie, w nadziei, że ktoś mi odpowie.
- Przyniosłem cię. - usłyszałam za sobą, bardzo znajomy głos.
           Czerwonowłosy zamknął za sobą drzwi.
- Yosey... - szybko włożyłam prawą dłoń do kieszeni bluzy.
- Możesz mi to wytłumaczyć? Czemu, do cholery, mdlejesz na korytarzu z powodu bezsenności? - pytał z wyrzutem.
- Ale skąd ty...
- Pielęgniarka cię zbadała. Wiedziałem, że nie będziesz chciała zostać w skrzydle szpitalnym, więc przyniosłem cię tutaj. - wyjaśnił.
- Aha. - mruknęłam cicho.
           Chłopak na moje nieszczęście zauważył zgniecioną kartkę przy łóżku. Była to ta kartka z napisem "pamiątka", którą wczoraj zgniotłam i tam rzuciłam.
           Przeklęłam się w myślach i rzuciłam się, by wyrwać ją Yoseyowi, jednak na marne. Nie dość, że zdążył już ją odczytać, sięgnęłam po nią prawą ręką.
- Co to ma znaczyć?! - wściekły zgniatał kartkę oraz moją rękę, którą przed chwilą złapał.
             Odwróciłam wzrok.
- Nic. - powiedziałam.
           Wstał i szarpnął mną, po czym złapał mnie za podbródek. Teraz byłam zmuszona wpatrywać się w jego czarne oczy.
- Skąd to się na tobie znalazło?! - zapytał.
           Nie odpowiedziałam. Zadawał wiele pytań, w którymś momencie przestał zmuszać mnie do kontaktu wzrokowego. Jednak po chwili przegiął.
- No tak... Jesteś taka jak ona. Odziedziczyłaś wszystko po tej suce, no nie? - zakpił, nie panując w ogóle nad sobą. - To przecież było oczywiste, że nie można ci ufać. Byłem głupi, myśląc, że jesteś inna.
           Drgnęłam. W tej chwili poczułam zarówno ból, jak i gniew.
           Z oczu popłynęły pojedyncze łzy. Zacisnęłam pięści. Chciałam coś powiedzieć, coś zrobić, uderzyć go, cokolwiek. Jednak nie miałam na to siły.
           Gdzieś w głębi bałam się, że kiedyś usłyszę coś takiego. Byłam załamana. To było coś czego obawiałam się najbardziej. To był powód, dla którego nie chciałam nikomu o niczym mówić. Nigdy tak bardzo nie obawiałam się utraty zaufania.
- Hah. - odparłam po chwili, narzucając na twarz nikły ironiczny uśmiech. - Masz rację. Nie można mi ufać.
           Skorzystałam z tego, że wcześniej mnie puścił i teleportowałam się.
           Najwidoczniej była kolejna z obudzonych we mnie zdolności Daemon. Chciałam udać się, jak najdalej. Jednak nie miałam pojęcia gdzie. Wiedziałam, że nie chcę by mnie znaleziono. Po chwili moja moc, sama zaprowadziła mnie w jakieś całkowicie obce mi miejsce.
           Szybko zorientowałam się gdzie jestem. Stałam na obrzeżach miasta, tuż przy tabliczce z napisem "Daemon"... Potem zaczęłam przypominać sobie, dlaczego akurat tu się znalazłam...


                                                              ***


           Wszyscy szukali białowłosej dziewczyny, która "zaginęła" pół roku temu. Nie było nadnaturalnego, który nie wiedział o jej ucieczce. Nie widzieli w niej nic innego, jak zagrożenia. Szczególnie, gdy rozniosła się plotka o znamieniu na prawej dłoni, które było symbolem samego Króla Piekieł.
           Cały ten czas nie było po niej żadnego, chociażby najmniejszego śladu. Tak, jakby nagle rozpłynęła się w powietrzu. Nikt nie wiedział gdzie może się znajdować. Szukali wszędzie. Każde miasto, wioskę, zaczęli szukać jej w przeróżnych krajach, wymiarach, ale to wszystko spełzło na niczym. Dziewczyna zniknęła...

           W Akademii Logue panował chaos. Wszyscy dziwili się teraz, że ktoś taki został przyjęty do tej placówki. Reinkarnacja zepsutej Królowej, która uczęszczała wraz z nimi na różne zajęcia była głównym tematem. Nic w tej szkole nie przebiegało, tak jak miało przebiegać.
- To już pół roku. Naprawdę myślisz, że wróci? - zapytał Jin Ho, siedząc w pokoju z Shannon.
- Mam taką nadzieję, ale to w sumie nie jest nawet możliwe. Ścigają ją, a ona w dodatku nawet bez tego nie chciałaby wracać. - westchnęła białowłosa. - Nikt nie może jej wyczuć. Jest tyle cholernie dobrych Odkrywców, ale żaden nie potrafi nic zrobić. Nawet ten na dole nie może jej znaleźć. - stwierdziła.
- Skąd to wiesz? - zapytał, lekko zdziwiony.
- Gdyby tak było, nie chował by jej. Albo pochwaliłby się, że ją ma albo by ją zabił, czym również by się pochwalił. - stwierdziła ponownie.
- W sumie tak. - odparł chłopak.
           W szkole zaczął dzwonić jakiś alarm. Ktoś się włamał. Koreańczyk wraz z białowłosą wyszli na korytarz. Tam zauważyli biegnącą w jakimś kierunku, znacznie większą, lisicę. Jej pyszczek ukazywał nie do końca zrozumiałe emocje. Dopiero po chwili doznali olśnienia. Ines wróciła!
            Pobiegli za nią. Wiedzieli, że lisica na pewno do niej trafi...

                                                              ***


           Udało mi się przełamać szkolną barierę. Kiedyś wydawało mi się, że była cięższa do złamania, ale mniejsza z tym. Wślizgnęłam się do szkoły tylko z jednego powodu - Auras Guide.
           Niepostrzeżenie udało mi się dotrzeć do szkolnego budynku. Nikt nie mógł mnie znaleźć, a było to wyjątkowo trudne zadanie, gdy ściga cię każdy nadnaturalny jaki znajdował się w tej szkole. No nie tylko, ale zmniejszmy liczbę do jej okręgu.
            Poprawiłam swoje nieco dłuższe, biało-błękitne włosy. To samo zrobiłam ze swoim czarnym poszarpanym płaszczem, które powiewał na wietrze.
           Zaciągnęłam trochę powietrza, by wyczuć, czy ktoś zmierza w moim kierunku. Wszyscy biegali po akademii, co nie było mi na rękę. Teleportowałam się, zostawiając za sobą niewielką czarną mgiełkę, unoszącą się w miejscu gdzie stałam.
           Przemieniłam się w pełni w demona. Teraz byłą czystą reinkarnacją Daemon. Doskonale wiedziałam, czym się stałam i rozumiałam obawy ludzi w okół mnie. Opanowanie jakiejkolwiek zdolności, która należała do mojej poprzedniczki, było nie lada wyzwaniem. Zagrożenie jakie stanowiłam, mogło równać się z najgorszymi. Nie miało to jednak na mnie większego wpływu.
           Wyznaczyłam sobie pewne cele. Pamiętałam każde wcześniej wymazane, bądź zapomniane wspomnienia... Teraz wiedziałam o sobie wszystko. Nawet gdy byłam mała wiedzieli, czym jestem, jednak potem ukrywali moją tożsamość, gdyż Daemon nie słynęła z dobrych czynów. A ja jako jej reinkarnacja zostałam dopisana do tej samej kategorii. Nie wiedziałam co mogłoby się ze mną stać, gdybym dokonała swojego celu. Teraz już nikt nie mógł przeszkodzić mi w tym, co miałam zamiar zrobić.
           Pierwszym punktem moich odwiedzin była stara biblioteka. Domyślałam się, że księgi może tam nie być, jednak miałam cichą nadzieję, że będzie inaczej. To zaoszczędziło by mi kłopotu. Jednak oczywiście wszystko musiało iść na przekór i jej tam nie było. Ale to nic, przewidywałam taki zbieg wydarzeń.
           Tym razem miało być ciężej. Kolejne miejsca nie musiały być wcale bezpiecznie puste, szczególnie gdy alarm ciągle był włączony. Postanowiłam wybrać się do pokoju Shannon. Już dawno przestałam myśleć o tym miejscu, jak o naszym wspólnym.
           Znalazłam się w jego wnętrzu. Nie chciałam tam być, ale cóż mogłam poradzić. Po ostatniej scenie z czerwonowłosym, niechętnie szukałam księgi w pokoju. Myślałam, że może Shannon będzie chciała ją zatrzymać, ale najwidoczniej tak się nie stało. Westchnęłam i pomyślałam o kolejnym miejscu, w którym mogłaby się znajdować.
           Gabinet Silvusa. Już dawno wyczułam, że wyszedł z budynku, by pomóc w odnowieniu bariery, którą zniszczyłam.
           W pomieszczeniu na moje nieszczęście na byłam sama. Jednak było ono duże, więc jacyś podrzędni uczniowie nawet nie zdołaliby mnie wyczuć. Siedzieli tam wyjątkowo długo. Nie mogłam tracić czasu, czułam, że bariera w szybkim tempie jest odnawiania, a ponowne jej przerwanie, tym razem od środka, byłoby o wiele bardziej efektowne i wiedziałam, że wtedy dadzą radę mnie wyśledzić. Zacisnęłam pięści, po czym się rozluźniłam. Westchnęłam i wyszłam z kryjówki, ukazując się dwóm chłopakom.
- T-T-T-Ty. - wydukał jeden, pokazując na mnie palcem.
           Bali się mnie. Zrobiłam krok w ich stronę, a ich przerażenie rosło.
- Wynocha. - powiedziałam najostrzej, jak potrafiłam z wściekłością na twarzy.
           Minęli mnie, trzęsąc się. Szybko wybiegli, trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że zaraz rozpowiedzą, że ja tu jestem, a wtedy będzie jeszcze gorzej.
           Zajęłam się szybszym szukaniem księgi. Przeklęłam cicho, po raz kolejny jej nie znajdując.
           Wsłuchałam się w to co dzieje się w budynku. Nie miałam pojęcia, że tamta dwójka potrafiła roznieść, że tu jestem w ciągu kilku sekund, ale najwyraźniej szybko gadają, bo teraz mówiła o moim pobycie tutaj cała szkoła.
           Uderzyłam w ścianę. Miałam jeszcze kilka miejsc do sprawdzenia, ale nie byłam pewna czy zdążę choć do jednego. Szybko zdecydowałam się teleportować do najmniej odwiedzanego przez kogokolwiek  trzeciego Zakazanego Pokoju. Nawet sam dyrektor był tam może ze dwa razy. Nie wiem co mnie podkusiło, ale postanowiłam udać się właśnie tam.
           Jeśli jej tam nie będzie, zmarnuję moją jedyną szansę.
           Po chwili znalazłam się w pomieszczeniu. Od razu poczułam czyjąś obecność.
           Było to puste ciemne pomieszczenie, w którym okna zostały zabite deskami. Jedynie niektóre z desek zostały rozsunięte.
           Wzdrygnęłam się. Nie musiałam widzieć jego twarzy, czy słyszeć jego głosu, by wiedzieć, że to właśnie on. Podczas tych miesięcy, zdążyłam sobie uświadomić, że najbardziej bolało mnie to, że usłyszałam tamte słowa z jego ust...
- Tego szukasz? - usłyszałam za sobą.
           Odwróciłam się. Zmienił się, nawet jeśli tylko trochę. Miał dłuższe włosy, które upięte były w koński ogon. Na lewe oko zaś opadała z lekka przydługa grzywka. Jego wzrok wiercił we mnie dziurę, ale nie miałam zamiaru okazywać żadnych uczuć.
           W jego dłoni widniała księga, którą tak bardzo pragnęłam zdobyć. Nie odezwałam się jednak słowem na jego pytanie.
- Po tak długim czasie nie masz zamiaru nawet odpowiedzieć na moje pytanie? - zapytał, przybliżając się o kilka kroków.
           Na szczęście mimo jego przybliżenia, ciągle dzieliło nas kilka metrów.
           Nie miałam już czasu. Czułam, że jeśli zaraz nie zdobędę Auras Guide, to wszystko pójdzie na marne. Całe sześć miesięcy, przez które trenowałam. Czas czas, przez który szkoliłam się wewnętrznie i zewnętrznie. Wszystkie moje postanowienia, które sobie rzuciłam. Cały ten czas zostałby zmarnowany, a ja nie byłabym w stanie wykorzystać tego, co przez większość czasu nazywałam klątwą...
           Wyciągnął w moją stronę rękę, w której znajdowała się księga.
- Weź ją. Po całym tym czasie tylko dla niej tu jesteś. - powiedział.
           Nie miałam pojęcia czy mówi poważnie. Wyraz jego twarzy był obojętny, nie wyrażał żadnych emocji. Nie byłam pewna, ale jednak po chwili ruszyła w jego stronę. Gdy sięgnęłam po księgę, cofnął ją.
           Spojrzałam na niego.
- Sama do mnie podeszłaś. - powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno objął.
           Nie potrafiłam się ruszyć. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Przepraszam. - usłyszałam do chwili. - To co wtedy powiedziałem... Ja... - nie potrafił znaleźć słów.
           Trzymał mnie tak jeszcze przez chwilę. Potem odsunął się trochę. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Przez jego wyraz twarzy, zrobiło mi się go żal... Zapragnęłam go dotknąć...
           Zbliżyłam dłoń do jego policzka i pogłaskałam po nim. Wtedy zdziwienie zastąpiło jego smutek. Równie zdziwiona tym co zrobiłam, chciałam cofnąć dłoń, jednak on przytrzymał ją przy swoim policzku.
- Kiedy robisz coś takiego... Dajesz mi zbyt wiele nadziei, na wszystko... - odparł cicho.
           Teraz nie potrafiłam określić co czuł.
- Wszystko przeze mnie. Przez mój idiotyzm, przez to, że powiedziałem coś takiego. Myślałem nad tym wszystkim i chyba nigdy nie byłem w stanie zapewnić ci jakiegokolwiek szczęścia czy chociażby uśmiechu na twarzy... - mówił.
           Przez te sześć miesięcy to właśnie wspomnienia twoich wygłupów, sprawiały mi radość.
           
Szczerze przez cały ten czas zastanawiałam się, kiedy powoli zaczęłam coś do niego czuć...
- Żadne moje przeprosiny, nie mogą tego naprawić. Nic nie może tego naprawić. Wszyscy chcą cię za... - położyłam mu wolną rękę na ustach.
- Takie gadanie wcale nie pociesza. - powiedziałam, co wywołało u niego wielkie zaskoczenie, jakby pierwszy raz słyszał mój głos. - Nie zapomniałam jak się mówi.- odpowiedziałam na wyraz jego twarzy.
           Ściągnęłam dłoń z jego ust oraz z policzka.
- Powiedz coś jeszcze. - polecił z błyskiem w oku.
- Ty na pewno dobrze się czujesz? - zapytałam.
- Jeszcze. - polecił po raz drugi.
- Tobie chyba napra... - nie dokończyłam zdania.
           Nie mogłam, nawet jeśli bym chciała, gdyż moje usta pokrył swoimi. Wywołało to u mnie nie małe zaskoczenie. Na początku miałam zamiar stawić mu opór, ale po dłuższej chwili zamiast się sprzeciwiać postanowiłam zacząć odwzajemniać jego pocałunki. Niedługo później odsunęliśmy się od siebie. Zaczerwieniona spuściłam wzrok, nawet jeśli moje położenie raczej nie pozwalało mi na takie zachowanie.
- Za bardzo się za tobą stęskniłem. - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Bez względu na to co chcesz zrobić, masz wrócić. Nie mogę być pewny tego co zamierzasz, ale nic nie poradzę, nie? - uniósł mój podbródek, lekko się uśmiechając.
           Pokręciłam przecząco głową.
- Więc nie zostaje nam nic innego, jak pójść z tobą. - uśmiechnął się szerzej.
           Spojrzałam na niego pytająco. Pociągnął mnie w stronę okna, z którego odrzucił resztę desek. Wyjrzałam przez nie. Zamarłam.
           Shannon, Lyon, Jin Ho, Mariell, Mark, Anna, Connor, Lilla i Rafe. Wszyscy czekali...
           Wyskoczyłam szybko przez okno. Spojrzałam na nich groźnie.
- Czy wam do cholery odbiło? - zapytałam zdenerwowana.
- Kotek, chyba nie myślałaś, że pozwolimy ci iść samej, co? - zapytał czarnowłosy, wieszając na mnie ramię.
- Jeśli dowiedzą się, że mieliście ze mną jakikolwiek kontakt...
- Aleś ty marudna. Wybacz pani wspaniałomyślna, która z chęcią skończy swój żywot bez żadnego rezultatu, ale my również mamy do pogadania z tymi na dole. - wyrzuciła z siebie Anna.
- Nawet jeśli zginiecie? Mi to obojętne, bo gdzie się nie pokażę, będą chcieli mnie zabić. - odparłam, zrzucając z siebie ramię Rafe'a. - Nie mam zamiaru pozwolić się wam narażać.
- A co zrobisz bez księgi? - zapytał czerwonowłosy, machając mi nią przed nosem.
- Przeginasz. Oddaj mi ją, bo pożałujesz. - odparłam poważna.
- Nic mi nie zrobisz. - uśmiechnął się. - I doskonale wiesz, że nie mówię o twojej sile...
           Zaczęłam się zastanawiać za czym tak bardzo w nim tęskniłam.
           Zacisnęłam pięści.
- Naprawdę tego chcecie? - zapytałam.
- Sama tam nie pójdziesz. - stwierdzili równo.
           Dość niespotykane zjawisko, szczególnie, gdy stoi przed tobą dziesięć osób, a mówią to jak wcześniej wyuczony wierszyk.
- Od razu mówię, że to ja będę z nim walczyć. Nie radzę wam się w to nawet wtrącać. - ostrzegłam. - Sama zabiję Lucyfera.

_______________________________
Oto ten rozdział. ^_^
Nie jestem pewna, czy nie zabijecie mnie za tak szybki rozwój akcji. Wiem, że może nie przypaść wam to do gustu, ale niestety nie miałam więcej pomysłów. TT^TT Przykro mi.
No, ale ciągle przepraszać nie będę, bo stanie się to moim odruchem. xD Nic więcej pisać nie będę, bo i tak pewnie nie chce wam się czytać mojej nudnej paplaniny.
Za niedługo tak, jak mówiłam (a raczej pisałam) możecie spodziewać się końca opowiadania. Nie wiem ile rozdziałów mi to zajmie, ale na pewno nie dużo. :P Ciekawa jestem czy się cieszycie czy wolelibyście, żeby trwało nadal.
Pozdrawiam. ;>

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 20: Symbol

            Chodziłam po nieznanym mi obszarze. Stała przede mną wielka czarna budowla, przypominająca zamek. Niebo było czerwone... Nie miałam pojęcia, gdzie mogłam się znajdować...         
           Po niedługim czasie udało mi się dotrzeć do ogromnych drzwi, które otworzyły się przede mną. Przy nich stało dwóch strażników.
- Witaj z powrotem, królowo. - ukłonili się.
           Weszłam niepewnie do budowli. W środku górowała czerń i czerwień. Niedaleko przede mną znajdowały się kolejne ogromne wrota. Podeszłam do nich, a one również się otworzyły. Tym razem przed moimi oczami ciągnął się czerwony dywan, na końcu którego znajdowało się podwyższenie oraz tron.
           Siedziała na nim pewna osoba. Długie czarne włosy, pozłacany czarny płaszcz... Czerwone oczy...
           Wzdrygnęłam się.
- Witaj. - jego usta wykrzywiły się w coś na pozór uśmiechu. - Nie spodziewałem się, że tak szybko obudzisz w sobie tę zdolność, ale jak widać jesteś wyjątkowa. Z resztą taka się urodziłaś. - spojrzałam na niego, nie rozumiejąc.
- To oczywiste, że tego nie pojmujesz. Robię wszystko, by jak najszybciej cię wybudzić. Byś wiedziała, gdzie jest twoje miejsce i, że jest ono przy mnie, Aare. - zszedł z tronu i zaczął iść w moją stronę. - To jedna z jej zdolności, Daemon, ale teraz najwidoczniej wszystko powoli dziedziczysz.
           O co tu... Chodzi...
- Czemu tu jestem? - zapytałam.
- Nadal nie rozumiesz? - spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony. - Bo tego chcesz. Jesteś tu, ponieważ tego chciałaś. Jesteś tu... Z własnej, nie przymuszonej woli, kotku. Twój umysł, chciał znaleźć ci, jak najbezpieczniejsze miejsce. I popatrz, przyszłaś do mnie. - stał tuż przy mnie z uśmiechem na twarzy.
- To niemożliwe... - odparłam. - Kłamiesz.
- Tak? A niby po co miałbym to robić? A może sam cię tu przyprowadziłem? Wybacz, ale twój pobyt tutaj nie jest mi na rękę. Mimo, że jesteś bardzo ważna, teraz zajmowałem się czymś innym, a ty przychodzisz i mi przeszkadzasz. Nieładnie Aare, nie zostałaś najwidoczniej należycie wychowana. - odpowiedział.
           Patrzyłam na niego z przerażeniem. Położył rękę na moim policzku i pogłaskał po nim.
- Nie bój się mnie. - powiedział. - Tobie nic nie zrobię...
           Zbliżył się do mnie. Ujął moją dłoń i pocałował jej wierzch.
- Twój pobyt tutaj pobiegł końca. - puścił mnie, a potem wszystko zaczęło się rozmywać.

                                                             ***


           Ocknęłam się w swoim pokoju. Zdezorientowana rozejrzałam się po nim. Nikogo oprócz mnie tam nie było.
           Na dworze było ciemno. Zdziwiłam się, byłam pewna, że zemdlałam, a wtedy na pewno nie leżałabym w swoim pokoju. Po chwili doszłam do wniosku, że musiałam zasnąć, a wszystko było tylko snem.
           Otarłam pot z czoła i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki. Zapaliłam światło i postanowiłam obmyć sobie twarz dla rozbudzenia. Po chwili wróciłam do pokoju. Na biurku zauważyłam jakąś zagubioną kartkę.
- Pamiątka. - odczytałam na głos wiadomość, która się na niej znajdowała.
           Nie rozumiałam o co chodzi, dopóki na mojej dłoni nie wypalił się jakiś znak.
           Znałam ten symbol. Należał do niego... Do Lycyfera.

_______________________________
Rozdział krótki, ale tak miało być. ^^
Dziękuję za wszelkie komentarze. ;D
Pozdrawiam.;>