środa, 17 lipca 2013

Rozdział 11: Ogień, omdlenie, zaskoczenie

- Możesz się już zamknąć?! - zapytałam poraz kolejny, ciągle śmiejącą się Shannon.
- To... Nie moja... Wina. - mówiła łapiąc dech, po czym znów zaczęła się śmać.
           Zacisnęłam zęby. To wcale nie było śmieszne.
- Po co akceptowałaś ten zakład? - zapytała, gdy trochę się opanowała.
- Bo myślałam, że to dobra okazja na pozbycie się tego durnia? - walnęłam głową w ławkę.
- Heh, to nie zmienia faktu, że rzuciłaś się na głęboką wodę. Mierzysz się z jednym z "książąt akademickich". Patrz. - powiedziała i wskazała na drzwi wejściowe od klasy, w której mieliśmy zajęcia z kontroli nad mocą.
            Do owego pomieszczenia wchodził "książę" Orion. Oczywiście, nie sam. W około niego powstał łańcuszek dziewczyn, które nawet nie miały tu zajęć. Serio zaczęłam żałować, że gram w grę, której to on ustalał zasady. No cóż nie wynaleźli jeszcze leku na idiotyzm.
- Zapomnij o wygranej. - znów wybuchła śmiechem.
            Co w tym takiego śmiesznego?
- Stul...
- Ines! - usłyszałam, jak ktoś mnie woła.
            Niedaleko nas stała ta sama dziewczynka, którą obroniłam przed Logue. Często przychodziła do nas. Polubiła Shannon, jak i Avie.
            Wstałam i podeszłam do niej.
- Hej, Gathie. - uśmiechnęłam się, podniosłam ją i uścisnęłam.
             "Gathie" to skrót od imienia Agatha, którym wszyscy się posługiwali.
              Zielone, intensywne oczy, czarne lekko kręcone włosy. Jakby nie patrzeć ten wygląd przypominał mi Savera. Chciałabym się nimi spotkać.
              Postawiłam dziewczynkę, która powędrowała na miejsce obok mnie. Znaczy prawie, bo tam zaczęła sie o nie kłócić z tym czerwonowłosym prześladowcą.
- Orion, naprawdę? Naprawdę? Kłócisz się z sześcioletnią dziewczynką o miejsce? - pytałam z sarkazmem.
- No, bo nie mam gdzie siedzieć. - zrobił minę naburmuszonego dziecka.
- Kto chce siedzieć obok Yoseya? - zapytałam dość głośnym tonem.
              Zgłosiło się większość dziewczyn.
- Widzisz, masz gdzie siedzieć. - uśmiechnęłam się szyderczo, a Orion usiadł niedaleko nas.
              Okazało się, że Gathie jest do tego siedzenia zbyt niska. Tak więc, po chwili siedziała na kolanach kolejnego "księcia", Lyona.
- A ty ciągle nic nie rośniesz. - stwierdził blondyn.
- Mi pasuje, ewentualnie od tego mam ciebie. - odgryzła się brunetka.
               Gathie była córką, siostry Silvusa, czyli kuzynką Lyona. Widok tej dwójki razem był naprawdę ciekawy. Lyon, był "księciem", a jak na księcia przystało był przystojny, Gathie natomiast dzierżyła miano "małej księżniczki", i była mega śliczna. Czyli duet idealny, powiedzmy "idealny".
- Spędzacie ze sobą dużo czasu. - stwierdził Lyon.
- Przeszkadza ci to? - zapytałam.
- Nie, to dobrze, że się nią opiekujesz. Jestem ci wdzięczny. - odparł i uśmiechnął się.
                Znowu. Taki "miły" jest, gdy coś mu naprawdę nie pasuje. Jakoś za sobą nie przepadamy.

                                                         ***
                Siedziałam w starej bibliotece, która znajdowała się w "moim" dziale, bo nawet takie miano już otrzymał.
                Zauważyłam, że mój ogień pokrywa tylko dłonie. Nieważne, jak bardzo starałabym się roznieść go po całym ciele, nijak mi to wychodziło. Kule natomiast, nadawały się jedynie do karmienia Avie, bo w ataku to one raczej nie miały zastosowania.
                Przy czytaniu kolejnej księgi usłyszałam, jak coś upada pomiędzy działami książek, które znajdowały się kawałek ode mnie. Taa, ta biblioteka, była mega wielka.
                Zapłonęły mi dłonie, a ja zaczęłam kierować się w tamtą stronę. Jak na każdym horrorze, w którym bohaterka słyszy huk i idzie to sprawdzić, a potem znajdują jej ciało. Jednak ta ciekawość zżera.
                 Kiedy zbliżyłam się zauważyłam niewielkie światło wychylające się zza owych półek. Skradałam się powoli, choć nie mam pojęcia, po co się skradałam. Poczułam, jak ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w plecy. Odwróciłam się, bo dokładnie wiedziałam kto to zrobił.
- Gdzie się skradasz? - zapytała rozweselona Shannon, trzymając wielką księgę.
- Zabawne, doprawdy zabawne. - odpowiedziałam, zgasiłam płomienie i również uderzyłam ją jakąś książką. - Co tu robisz? - zapytałam.
- Robicie. - poprawiła mnie siostra. - Nie jestem tu sama. Lyon jest ze mną.
- On? - zapytałam niedowierzająco.
- Chyba za sobą nie przepadacie. - stwierdziła.
- Bingo. - odpowiedziałam i weszłyśmy między półki.
              Lyon wkładał z powrotem jakąś książkę.
- Masz ją? - zapytał.
- Tak - odparła i pokazała mu wielką księgę.
              Widząć ją, poczułam się niepewnie. Odruchowo zapłonęły mi dłonie.
- Ines? - zapytała Shannon, a ja spostrzegłam, że to wygląda co najmniej dziwnie i zgasiłam płomienie. Siostra usiadła obok Lyona.
- Ta księga... Niebezpieczeństwo...
- Mówiłaś coś? - zapytała.
- Nie, nic. - odparłam i złapałam się za głowę.
              Niebezpieczeńtwo...
             
Obraz przed oczami robił się coraz bardziej niewyraźny. Złapałam się regału, przewróciłam się, a regał leciał za mną. Usłyszałam bardzo wysoki dźwięk, a potem nic już nie pamiętałam.

                                                           ***
              Obudziłam się w swoim łóżku. Obok mojej głowy stała Avie, która bacznie mi się przyglądała. Była o wiele większa niż ostanim razem.
              Ostrożnie przeniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam oczy i jeszcze raz spojrzałam na lisicę.
- Co...
- Byłaś w starej bibliotece. Przekazałaś mi słowo "niebezpieczeństwo", a gdy tam pobiegłam spadał na ciebie regał. Zatrzymałam go, ale wiem, że nie o to nazwałaś niebezpieczeństwem. O co chodziło? - zapytała.
              Nie wiem czemu, ale chciałam omijać ten temat. Chodzi mi o temat tej księgi.
- Wow, ale urosłaś, ile byłam nieprzytomna? - zapytałam, omijając pytanie.
- Ines Aare Cross Monaghan, nie próbuj mnie ignorować w tego typu sprawach. - warknęła na mnie.
              Taa, w końcu takiej reakcji mogłam się spodziewać.
- Możemy... Narazie o tym nie mówić... Ja... - powiedziałam to naprawdę załamanym tonem i wcale nie udawałam.
               Nie chciałam mówić o tym. Nie mam pojęcia czemu, po prostu...
- Ines... - spojrzała na mnie współczująco.
- No to ile byłam nieprzytomna? - ponowiłam pytanie.
                  Zignorowałam jej spojrzenie.
- Trzy dni, cztery godziny, dwadzieścia dwie minuty i piętnaście sekund. - odpowiedziała.
- Heh. Gdzie reszta? - zapytałam.
- U Silvusa.  - wyjaśniła. - W każdym bądź razie, powiedzieli, że jeżeli się obudzisz masz  również iść do Zakazanego Pokoju. - oznajmiła.
                 Podniosłam się i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wyciągnęłam z szafy ciuchy, ubrałam się i wyszłam razem z Avie. Czułam... Ich zapach!
                  Pobiegłam prosto do Zakazanego Pokoju. Otworzyłam z hukiem drzwi.
- Nie ma to, jak wielkie wejście. - usłyszałam głos Jenny i od razu podeszłam ją objąć.
                  Byli tu wszyscy z Dead Falls. Opowiadali mi co działo się w Dead Falls przez te pół roku. Jenna przeszła przemianę i została dziewczyną Sean'a. Sylvia również znalazła sobie chłopaka, Kaya Glows'a. Był tej samej rasy co ja, choć nawet nie wiem, jak nazywa się ta rasa, a no i miał ze sobą niewielkiego szarego kotka.
 Lydia nawiązała lepszy kontakt z Rafe'em. Wszystko dobrze się układało. Na szczęście.
- A co działo się u ciebie? - zapytała Lydia.
- Heh, trochę tego dużo. Od czego by tu zacząć? - zapytałam samą siebie.
- Proponowałbym od początku . - usłyszałam za sobą głos Oriona, który oczywiście się na mnie uwiesił. - Kochana, nie zapomniałaś o zakładzie, prawda? Masz trzy dni w plecy. - oznajmił.
- To chyba nie twój problem i łaskawie zabierz te ręce. - powiedziałam łapiąc go za dłonie, jednocześnie uwalniając kilka iskier, które delikatnie musnęły jego ręce. To, że go tylko musnęły, nie znaczyło, że to wcale nie bolało. Szybko zabrał dłonie.
- Jesteś okrutna, to bolało. - poskarżył się.
- Już coś mówiłam na ten temat. - stwierdziłam i uśmiechnęłam się złośliwie.
- To twój chłopak? - zapytała Sylvia.
- Jeszcze czego./Tak. - powiedzieliśmy równocześnie.
                 Chyba oczywiste, która odpowiedź była moja, a która Oriona.
- Jaka synchronizacja. - zaśmiała się siostra, która również stała za mną.
- To nie jest śmieszne... - odwróciłam się i przy Shannon zobaczyłam... Gravesa?
______________________________________________
No w taki sposób mamy rozdział 11. ;P
Mam nadzieję, że jest dość zadowalający.:D Jeśli nie, oczekuję krytyki. Jeżeli zauważyliście jakieś błędy, wypiszcie, rozdział pisany był na szybko, więc dlatego jestem pewna krytyki. Ale trudno, następny będzie lepszy.:P
Minął już prawie miesiąc wakacji. ;P Mam nadzieję, że drugi nie zleci tak szybko.
Pozdrawiam.;>