niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 20: Symbol

            Chodziłam po nieznanym mi obszarze. Stała przede mną wielka czarna budowla, przypominająca zamek. Niebo było czerwone... Nie miałam pojęcia, gdzie mogłam się znajdować...         
           Po niedługim czasie udało mi się dotrzeć do ogromnych drzwi, które otworzyły się przede mną. Przy nich stało dwóch strażników.
- Witaj z powrotem, królowo. - ukłonili się.
           Weszłam niepewnie do budowli. W środku górowała czerń i czerwień. Niedaleko przede mną znajdowały się kolejne ogromne wrota. Podeszłam do nich, a one również się otworzyły. Tym razem przed moimi oczami ciągnął się czerwony dywan, na końcu którego znajdowało się podwyższenie oraz tron.
           Siedziała na nim pewna osoba. Długie czarne włosy, pozłacany czarny płaszcz... Czerwone oczy...
           Wzdrygnęłam się.
- Witaj. - jego usta wykrzywiły się w coś na pozór uśmiechu. - Nie spodziewałem się, że tak szybko obudzisz w sobie tę zdolność, ale jak widać jesteś wyjątkowa. Z resztą taka się urodziłaś. - spojrzałam na niego, nie rozumiejąc.
- To oczywiste, że tego nie pojmujesz. Robię wszystko, by jak najszybciej cię wybudzić. Byś wiedziała, gdzie jest twoje miejsce i, że jest ono przy mnie, Aare. - zszedł z tronu i zaczął iść w moją stronę. - To jedna z jej zdolności, Daemon, ale teraz najwidoczniej wszystko powoli dziedziczysz.
           O co tu... Chodzi...
- Czemu tu jestem? - zapytałam.
- Nadal nie rozumiesz? - spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony. - Bo tego chcesz. Jesteś tu, ponieważ tego chciałaś. Jesteś tu... Z własnej, nie przymuszonej woli, kotku. Twój umysł, chciał znaleźć ci, jak najbezpieczniejsze miejsce. I popatrz, przyszłaś do mnie. - stał tuż przy mnie z uśmiechem na twarzy.
- To niemożliwe... - odparłam. - Kłamiesz.
- Tak? A niby po co miałbym to robić? A może sam cię tu przyprowadziłem? Wybacz, ale twój pobyt tutaj nie jest mi na rękę. Mimo, że jesteś bardzo ważna, teraz zajmowałem się czymś innym, a ty przychodzisz i mi przeszkadzasz. Nieładnie Aare, nie zostałaś najwidoczniej należycie wychowana. - odpowiedział.
           Patrzyłam na niego z przerażeniem. Położył rękę na moim policzku i pogłaskał po nim.
- Nie bój się mnie. - powiedział. - Tobie nic nie zrobię...
           Zbliżył się do mnie. Ujął moją dłoń i pocałował jej wierzch.
- Twój pobyt tutaj pobiegł końca. - puścił mnie, a potem wszystko zaczęło się rozmywać.

                                                             ***


           Ocknęłam się w swoim pokoju. Zdezorientowana rozejrzałam się po nim. Nikogo oprócz mnie tam nie było.
           Na dworze było ciemno. Zdziwiłam się, byłam pewna, że zemdlałam, a wtedy na pewno nie leżałabym w swoim pokoju. Po chwili doszłam do wniosku, że musiałam zasnąć, a wszystko było tylko snem.
           Otarłam pot z czoła i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki. Zapaliłam światło i postanowiłam obmyć sobie twarz dla rozbudzenia. Po chwili wróciłam do pokoju. Na biurku zauważyłam jakąś zagubioną kartkę.
- Pamiątka. - odczytałam na głos wiadomość, która się na niej znajdowała.
           Nie rozumiałam o co chodzi, dopóki na mojej dłoni nie wypalił się jakiś znak.
           Znałam ten symbol. Należał do niego... Do Lycyfera.

_______________________________
Rozdział krótki, ale tak miało być. ^^
Dziękuję za wszelkie komentarze. ;D
Pozdrawiam.;>

2 komentarze:

  1. Wow... Brakło mi słów ... Rozdział zawalisty :) Ciekawy rozwój akcji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jiiiiiiiiiiiiiiiiip !! napisałaś !!! boskie @

    OdpowiedzUsuń