niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 4: To mój koniec?


           "Cierpienie jest surowym, ale uczonym mistrzem dla tego,kto umie przyjąć od niego niezawodne lekcje..."
                                                                                                          Michel Quoist

                                                                           
                                                      
  Nie spałam cała noc. Nie potrafiłam usnąć wiedząc, że to koniec. Mój koniec...
 W końcu jednak uświadomiłam sobie, że muszę się z tym pogodzić. Nie powstrzymam tego. Nic nie zmienię więc jaki sens ciągle mieć tą nadzieję? Rafe nie wróci, przynajmniej nie przed przemianą, która zacznie się za kilkanaście godzin. Wyrok zapadł. On go zadał...
  Wstałam i podeszłam do okna, które otworzyłam. Niebo bardzo powoli zaczynało się rozjaśniać. Wciągnęłam głęboko chłodne powietrze, przez które przeszły mnie ciarki. Wpatrywałam się w las, w jezioro, z którego mała sarna czerpała wodę, przy czym ostrożnie rozglądała się na wszystkie strony.
  Zamknęłam okno, usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w szybę, po której zaczęły spływać pojedyncze kropelki. Uśmiechnęłam się na ich widok. Przypominały mi te wszystkie deszczowe dni, które spędziłam z ojcem. Po chwili jednak uśmiech przekształcił się w grymas, bo przypomniałam sobie ten wieczór gdy wybiegłam za Rafe'em nie wiedząc czemu. Teraz jednak wiedziałam i brzydziłam się tego. Wezwanie Alfy. Gdy w pobliżu zmiennego jest jego Alfa, serce zaczyna bić całkiem inaczej. Nie szybko ani też wolno. Po prostu jakby czuło się, że jest blisko ktoś kto ma nad nami władzę. I właśnie dlatego się tym brzydziłam. To najgorsze co może być... Nie jest coś o wiele gorszego. To uczucie, że wiesz, że ma nad tobą władzę i może zrobić z tobą co chce. Myślałam, że Alfa ma się opiekować swoją sforą, ale tak naprawdę bawi się nimi. Do przemiany jest wszystko cudownie i kolorowo, ale dopiero potem dostrzegasz jak bardzo uległy jesteś. Ja to zauważyłam wcześniej, mimo, że Sylvia ciągle powtarzała, że jest pod wrażeniem, że mogę tak zachowywać się wobec niego. Że mogę mu powiedzieć co o nim myślę bez żadnych zbędnych skrupułów. Bez hamowania się. Jednak dla mnie nie było to czymś nadzwyczajnym. Nie miałam zamiaru słuchać się jak reszta, być potulna i tym podobne bzdety. Oprócz tego dziwnego bicia, nie czułam, że należę do jego sfory. Nie czułam by był moim Alfą...
  Podeszłam do biurka i sięgnęłam po szkicownik z ołówkiem. Zaczęłam wszystkie rysunki, które tam były. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na obrazek, na którym był Saver. Patrząc na jego twarz nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak on potrafi być taki podły, a w rzeczywistości był tylko taki.
  Rzuciłam mocno szkicownikiem na biurko czym obudziłam Jennę.
- Co się... stało?- patrzyła na mnie zaspanymi oczami.
- Nic, śpij.- odparłam łagodnie, by nie dać jej do zrozumienia, że...
- Ines?- powiedziała twardym głosem.
- Idę wziąć prysznic.- rzuciłam i sięgnęłam po rzeczy, które przygotowałam sobie około godziny temu.
  Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi. Rzeczy położyłam na jednej z półek. Stanęłam przed lustrem. Moje błękitne oczy były zmęczone i spuchnięte. Ściągnęłam z siebie ubrania i wrzuciłam je do kosza na brudy. Weszłam pod prysznic. Nie chciałam z tamtąd wychodzić...
  Pod prysznicem siedziałam ponad godzinę, choć mi wydawało się jakby to było zaledwie kilka minut. Ubrałam się w szare rurki i czarny T-shirt z jakimś nadrukiem, sięgający połowy ud. Włosy spięłam w wysoką kitkę, a rzęsy pociągnęłam mascarą.
  Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Jenna siedziała przy oknie, gdy weszłam jej wzrok powędrował na mnie.
- Pada.-odparła krótko, gdy zakładałam na nogi krótkie skarpetki oraz czarne trampki.
- Wiem.-odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
  Jenna przyglądała się obrazowi za szybą. Zdziwiło mnie trochę, że się tak uśmiecha. Podeszłam do okna. Ujrzałam czerwonowłosą postać szeroko uśmiechającą się w naszą stronę.
  Zeszłyśmy na dół. Gdy dotarłyśmy do salonu Lydia wraz z Sylvią już w nim siedziały. Kobieta uśmiechnęła się ponownie na nasz widok. Podeszła i przyciągnęła nas do siebie.
- Mam kilka nowych informacji na twój temat i ogólnie zmiennych.-odparła siadając na fotelu na przeciwko Sylvii.

  Ja wraz z Jenna usadowiłam się na kanapie.
- Co wiesz?- zapytała Sylvia.
  Lydia uśmiechnęła się w moją stronę.
- Nie jesteś normalna.-powiedziała to z niemałym entuzjazmem.
  Spojrzałam na nią dziwnie.
- Nie jesteś normalna. Nie potrafię tego rozszyfrować. Nosisz srebro,a zmienni nie mogą nosić srebra nawet przed przemianą.-odparła przyglądając się naszyjnikowi.
- Przecież Rafe też nosi srebro.-stwierdziłam, a Lydia wstrzymała oddech.
- Tak nosi, ale to inna bajka.-odpowiedziała.
- To mi ją opowiedz.-nakazałam.
  Nie lubiłam gdy ktoś próbował coś jawnie przede mną zataić...
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.-głos zabrała Sylvia.
- Czemu? Chcę to usłyszeć.- powiedziałam lekko podniesionym tonem.
- Jak wróci sam ci o tym opowie.-powiedziała cichym głosem Lydia.
- Jak wróci? Czyli jak zginę?-zapytałam z kpiną w głosie.
- Właśnie nie wiadomo czy zginiesz...-usłyszałam zawahanie w jej głosie, gdy z ust wychodziły te słowa.
  Jak to nie wiadomo czy zginę? To jakiegoś rodzaju żart?
- Do czego zmierzasz?- rzuciłam jej gniewne spojrzenie.
- Nie wiem czym jesteś więc nie do końca idzie przeważyć twój los. Jesteś zmienną, ale nie wiem czy tylko.-opowiedziała spokojnie ignorując moje spojrzenie.
- Czyli sugerujesz, że mogę być czymś jeszcze?- nie wiem czemu, ale nie potrafiłam opanować złości, którą było słychać w moim głosie.
  Że niby jestem czymś jeszcze? Niby czym? Nie dość, że dowiedziałam się, że nie jestem zwykłą nastolatką to na dodatek nie byłam zwykłą zmienną? Co jest ze mną nie tak?
  Nie kryłam złości. Nie potrafiłam jej opanować i wiedziałam, że słusznie mną zawładnęła. Ciągle miałam nadzieję, że był to marny żart ze strony Lydii, która myślała, że mnie tym rozśmieszy.
  Spojrzała na mnie z lekkim zdenerwowaniem.
- Ines możesz mi wyjaśnić o co ci chodzi?- zapytała zdziwiona moją reakcją.
- O co chodzi? Serio? Pytasz mnie o co chodzi?- nie mogłam uwierzyć w słowa, które wypowiedziała szarooka. Tak po prostu...
- Ines uspokój się.- nakazała Sylvia. Spojrzałam na nią wrogo. Ta speszyła się tylko widząc moje nastawienie.
  I to jej zostałam przydzielona? Nawet przed przemianą się przede mną ugina.- prychnęłam na tą myśl.
  Lydia przyglądała się mi badawczo i nie potrafiłam tego wytrzymać. Zapragnęłam znaleźć się jak najdalej stąd, czując, że otaczają mnie wariaci. Chociaż sama też nie byłam żadnym wyjątkiem. No, ale po cholerę wmawia mi, że mogę przeżyć i jestem czymś więcej niż tylko zmienną? Co ją w tym bawiło? Była taka jak Rafe czy to może on, to po niej odziedziczył?
  Wstałam nie patrząc już ani na Sylvia ani na Lydię, a nawet na Jennę. Po prostu chciałam wyjść...


                                                             ~*~

  Spacerowałam po wszystkich możliwych miejscach w Dead Falls, a nawet kilkakrotnie miałam ochotę przekroczyć jego granice. Nie zrobiłam tego jednak wiedząc, że gdy to zrobię znajdę się w całkowicie nieznanym mi terenie i mogę przypadkowo trafić gdzieś, gdzie nie powinnam, a dodatkowo przecież zbliżał się zmierzch. A wraz z nim blask tarczy księżyca, który  był moim katem.
  Potarłam nerwowo czoło zauważając, że musiałam źle skręcić i zamiast do znanego mi lasu trafiłam do zupełnie mi obcego. Podążyłam wyznaczoną ścieżką, którą i tak już z ledwością dostrzegałam. Miałam nadzieję, że na jej drugim końcu znajdę wybawienie. Miejsce, które znam i trafię na czas do domu, bo jeśli nie będzie nieciekawie.
  Przyspieszyłam powoli zaczynając truchtać. Po chwili jednak zamiast tego biegłam najszybciej jak mogłam. Zwolniłam dopiero gdy zauważyłam, że las się kończy, a wraz z nim ścieżka. Spokojnie wyszłam w nadziei, że nie będę musiała więcej błądzić. Jednak moim oczom zamiast tego co chciałam ukazał się dom... Savera. Nerwowo podeszłam do werandy. Stanęłam na jednym z jej schodków i przeszły mnie dreszcze. Nie wiedziałam czemu, ale czułam jakbym wstępowała na teren prywatny... Jakbym weszła na teren innej sfory.
  Od razu chciałam dla pewności sięgnąć po symbol, ale nie było go na mojej szyi.
  Idiotka!- skarciłam się w myślach przypominając sobie, że przecież wyrzuciłam go zaraz po wyjściu z domu, bo za bardzo mi ciążył. Czułam się wtedy jakby ważył tonę i wiedziałam, że nadal bym to czuła.
  Nacisnęłam przycisk, a do moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk. Po chwili stała przede mną brunetka. Uśmiechnęła się na mój widok i wskazała dłonią bym weszła do środka. Weszłam, a przede mną stanęła Sylvia.
- Zostało mało czasu. Niebo robi się coraz ciemniejsze.- mówiła to z poważną miną, a ja zrozumiałam jej postawę.
  Zaraz miało się wszystko zacząć, a w moim przypadku raczej skończyć.
  Resztę czasu siedziałyśmy co chwilę zaczynając wspominać każdą spędzoną razem chwilę. Wiedziałam, że jest to pewna forma pożegnania. Nie chciałam się żegnać, nie chciałam nikogo zostawiać. Chociaż czy tak naprawdę ktoś czułby po mnie stratę? Brakowałoby mnie komuś? Może Jennie lub Sylvii, ale szczerze wątpiłam, że komuś jeszcze. Oprócz nich nie miałam nikogo mi bliższego. To one zastępowały mi rodzinę. Choć tak naprawdę to w pewnej części wszystkie ją sobie zastępowałyśmy. Żadna z nas nie miała już rodziny. Miałyśmy tylko siebie...
  Spojrzałam przez okno. Niebo już prawie całkiem pokryła ciemność co zwiastowało, że muszę  wyjść na dwór. Przecież nie przemienię się w domu.
  I właśnie to było najbardziej intrygujące. Przechodzi się przemianę, a zaraz potem się umiera. W postaci wilka. Umiera? Strach przed swoją postacią jest podobno nie do opanowania i zmienny chcąc się tego pozbyć, nie zważając już na to co robi, rozszarpuje siebie zębami i pazurami. Byle tylko pozbyć się nowo przybranej postaci. Jednak może też umrzeć z powodu wcześniejszego bólu. Po prostu nie wytrzymać go. Tylko nie zawsze jest to takie proste. Zazwyczaj chcieli by to cierpienie się skończyło i nie trwało dłużej. Woleli zginąć niż trwać, w zdającej się wiecznej, agonii. Potem ze strachu przed swoją drugą postacią, chcieli się jej pozbyć i właściwie to sami się zabijali.
  Tak było zanim zrozumieli, że wilki muszą żyć w stadach, by wzajemnie sobie pomagać. Zanim zrozumieli, że sami sobie nie poradzą. Ci co przeżywali gardzili tymi, którzy nie potrafili zapanować nad sobą. Potem postanowili, że zrobią z nich sługi, pomagając im przeżyć przemianę. Z biegiem czasu najsilniejszego oznaczyli mianem Alfy, pierwszego w stadzie. Mianem przywódcy, który nimi pokieruje. Poprowadzi ich i pomoże w byciu zmiennym.   Zaopiekuje się nimi. I tak o to przenosimy się do czasów współczesnych, gdzie Alfa w każdej chwili może zdecydować o twoim życiu. Łaską jest dla niego pomóc ci przeżyć. Powróciły czasy, w których Alfa potrafi potraktować stado jak służących. I nie mówię, że tylko ja tak trafiłam. Sylvia opowiadała mi o wielu Alfach, którzy porzucili swoich podopiecznych...
  Wstałam i spoglądałam to na Jennę to na Sylvię. Poczułam ukłucie gdy przypomniałam sobie myśl, która była oceną Sylvii. Wtedy czułam pogardę do jej osoby, ale teraz sama nie wiedziałam czemu właśnie tak ją oceniłam.
  Objęłam je obie po czym szybko udałam się na zewnątrz. Spojrzałam w górę. Niebieskawa tarcza świeciła prosto na mnie. Poczułam jakby się ze mnie śmiał. Jakby był świadomy tego, że to on zada ostateczny cios. Że to on pokieruje moim strachem i bólem.
  Poczułam lekki skurcz na całym ciele. Zrzuciłam z siebie skórzaną kurtkę i zdjęłam trampki. Wiedziałam, że jest to dość dobre posunięcie. Po chwili poczułam mrowienie. Najpierw na karku. Potem powoli rozciągało się po całym ciele. Sylvia i Jenna wyszły na zewnątrz stojąc ze mną twarzą w twarz.
  Mrowienie nasiliło się tym razem sprawiając mi ból. Skrzywiłam się mimo, że nie był on dość mocny. Jednak dopiero od tamtej chwili rozpoczął się prawdziwy koszmar. Opadłam na kolana, a moje ciało wygięło się w łuk. Stłumiłam krzyk, który ciągle miał ochotę wyjść na zewnątrz. Poczułam, że muszę walczyć z bólem. Nie uginać się pod jego ciężarem. Nie poddawać się bez walki.
  Wstałam prostując wygięte ciało. Ból jednak wciąż napierał. Walczyłam z nim, jednak po chwili znów opadłam na kolana. Tym razem skuliłam sie w przód ignorując trudność, z którą to zrobiłam. Palce zatopiłam w ziemi i poczułam przyjemność, którą mi to sprawiło. Nie miałam ochoty już się podnosić. Kręgosłup wygięłam w górę. Po chwili czułam jakby ktoś miał ochotę mnie zmiażdżyć. Trzask kości wywołał, że po policzku spłynęła pojedyncza łza. Jednak nie miałam zamiaru krzyczeć. Nawet wtedy gdy w co niektórych miejscach skóra zaczęła się mocno rozciągać sprawiając wrażenie, że zaraz pęknie.
  Spojrzałam na Jennę, która zalana była łzami widząc tą scenę. Gdy spojrzałam na Sylvię, ta wpatrywała się we mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili jednak nie mogłam już wytrzymać. Mój przeraźliwy krzyk zagłuszył ciągły trzask łamanych kości. Następnie przerodził się w wycie... W stronę tarczy, a ja stałam w jego obliczu już jako wilk. To nie miał być koniec. Czekałam na najgorsze. Na to jak zacznę rozszarpywać samą siebie. Po kawałeczku, świadomie wiedząc co robię. 

   Stałam ciągle w świetle księżyca nie czując nic prócz wspaniałego uczucia zmienienia formy.Myślałam, że poczuję strach, ale nie. Poczułam tylko i wyłącznie przyjemność.
   Zrobiłam niepewny krok, który po chwili przerodził się w bieganinę pomiędzy drzewami. Widząc uśmiech na twarzy Sylvii zdałam sobie z czegoś sprawę.
   Żyję! Żyję! Żyję!- zaczęłam wesoło podskakiwać nie przerywając biegu.
  Przez chwilę myślałam, że to jest niemożliwe, ale gdy Sylvia razem z Jenną rzuciły się na mnie wiedziałam, że to jednak prawda. Poczułam się jak nowo narodzona...

                                                                    
                                                              ~*~

  Gdy zaczęło świtać z powrotem przybrałam wcześniejszą formę. Zmiana nie przyniosła ponownego bólu, była wręcz przyjemna. Stałam naga tyłach domu, na szczęście Sylvia przyniosła tutaj jakieś moje ubrania. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
  Weszłam do salonu ciągle szarpiąc się z gałązkami wplątanymi we włosy. Widząc to, Sylvia o niemal spadła z krzesła śmiejąc się. Moje policzki zalał rumieniec.
- Nie wyglądasz gorzej niż ja po powrocie do ludzkiej formy...- ciągle się śmiała.
- Więc co cię tak bawi?- zapytałam z zainteresowaniem.
- To ciągły szok, że żyjesz.-powiedziała próbując się opanować.- Jakim cudem wytrzymałaś ten ból? Ja mimo, że przeszłam przemianę z Alfą, myślałam, że nie wytrzymam. Ledwo powstrzymała mnie przed wgryzieniem się we własne ciało. Po prostu czułam, że muszę to zrobić. Ten cholerny strach zawładnął mną.Mało tego ledwo utrzymała mnie przy życiu, bo przez ten cały ból nawet bym nie dożyła do przemiany.- powiedziała z podziwem w głosie.
   Sama nie wiedziałam jak bym postąpiła, gdybym miała przejąć na siebie znów ten sam ból. gdybym to ja była czyjąś Alfą.Jednak po chwili wiedziałam. Zrobiłabym to.  Dlatego, że ja przeszłam przez to sama i nie chciałam by ktoś jeszcze skazany był na takie cierpienie.
  Dopiero po chwili dotarło do mnie w jakiej formie mówiła o swoim Alfie...
- Ona? Twoim Alfa jest kobieta?-zapytałam nie dowierzając.
- Tak. I znasz ją.-odparła tylko co wprawiło mnie w rozmyślanie.
  Szczerze, nie miałam pojęcia kto to mógł być...
- Lydia. Ona jest moją Alfą.-odpowiedziała widząc jak się tym trudzę.
- Ale jak to możliwe? Przecież...
- Zabiła swojego Alfę.-odpowiedziała na moje pytanie.
  Przed oczami pojawił mi się obraz czerwonowłosej i nawet na myśl by mi nie przyszło, że potrafiła kogoś zabić. Wiem, że po odejściu ojca ktoś go zastąpił, ale nie miałam pojęcia, że Lydia zabiła tego zastępcę.
- Nie jest z tego dumna, ale nie miała wyjścia. Był nieodpowiedzialnym dupkiem.-odparła tłumaczącym tonem.- Szczerze? Wolałabym zginąć niż być pod jego władaniem.
- To wydaje mi się, że nie był dobrym Alfą.-odparłam domyślając się, że czerwonowłosa nie miała innego wyboru.
- Uwierz nie chciałabyś go poznać.-zapewniła mnie, a po wyrazie jej twarzy uwierzyłam jej.
  Usiadłam na przeciwko niej i poczułam jakiś zapach. Był taki delikatny. Skojarzył mi się z Jenną.
- Co to?- zapytałam wciągając go.
- Jenna.-odpowiedziała, a ja zesztywniałam.
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że zmysły się wyostrzają? Węch, słuch i cała reszta? Węch wyostrza się najbardziej. Kiedy poznajesz czyjś zapach od razu możesz go skojarzyć.-odparła i podała mi talerz zasypany kanapkami.
- Głodna?- zapytała, a ja poczułam jak burczy mi w brzuchu.
  Sięgnęłam po jedną z nich, a potem sięgałam po kolejną. Gdy talerz stał już pusty nadal byłam głodna. Sylvia uśmiechnęła się do mnie.
- Pójdę dorobić więcej.-powiedziała i miała już wychodzić do kuchni.
  Złapałam ją mocno za rękę. Poczułam jak ktoś wstępuje na teren domu. Na mój teren, choć dom nie należał do mnie. Jakby zakłócał mój obszar.
  Sylvia widząc jak zareagowałam wprawiła się w zakłopotanie. Próbowała mnie zatrzymać, ale ja wyrwałam się jej i podbiegłam do tylnego wyjścia. Ujrzałam tam znajomą mi osobę...
- Czego chcesz?- warknęłam do bruneta, który przyglądał mi się zdenerwowany i zdziwiony za razem.
- Ty żyjesz.-stwierdził, a ja prychnęłam i zaczęłam zbliżać się w jego stronę.
   Miałam ochotę go rozszarpać. Za to, że bałam się, że zginę i za to, że miał czelność patrzeć mi prosto w oczy. Bo właśnie to uporczywie robił.
- Co na pewno nie jest twoją zasługą.-warknęłam stojąc z nim twarzą w twarz.- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czego tu chcesz?- powtórzyłam się ostrym tonem.
- Jakbyś nie zauważyła to mój dom.- stwierdził i chciał mnie minąć.
  O nie, tak łatwo mu to nie pójdzie...

  Rękę położyłam mu na torsie. Zdziwiony spojrzał na nią, potem na mnie, a na moich ustach pojawił się złowieszczy uśmiech. Odrzuciłam go na jedno z drzew. Osunął się na ziemię ze zdziwienia, po czym wstał i ze złością na twarzy skierował się w moją stronę. Myślałam, że się zmieni, a on złapał mnie za nadgarstki i przyszpilił do drzewa rosnącego obok mnie. Spojrzał w moje oczy, które były wręcz przepełnione nienawiścią co do jego osoby. Był pewny, że ma nade mną władzę, ja jednak wyrwałam nadgarstki z pod jego dłoni i uderzyła z impetem w jego twarz. Zapiekła mnie ręka. Wykorzystałam chwilę gdy stał nie ruchomo i tym razem to ja go przyszpiliłam tylko, że do ziemi. Patrzył mi w oczy.
- A teraz odpowiesz mi na jedno proste pytanie. Dlaczego postanowiłeś mi nie pomagać przy przemianie?- mój głos przelewał się złością.
  Spokojnie patrzył na mnie. Po chwili jednak się uśmiechnął.
- Bo jesteś dla mnie nikim.-powiedział pełnym radości głosem.- Nie jesteś nic warta więc niby po co miałbym skazywać się na takie cierpienie? Na darmo? Nie było takiej opcji. Całym sobą pragnąłem byś zginęła. Tylko nie szybko i bezboleśnie. Wolałem byś się męczyła. Zaczęła wgryzać się sama w siebie. Mieć świadomość co robisz i nie móc się opanować. Tak bardzo chciałem twojej śmierci, kotku. Jednak lubisz psuć mi przyjemność.- zaśmiał się szyderczo, a mi po prostu opadła szczęka.
  Teraz już nie potrafiłam się opanować. Wstałam, pozwalając na to samo brunetowi. Na twarzy ciągle miał uśmiech. Odwrócił się i zaczął iść ku drzwiom. Był pewny, że odpuściłam. Ja jednak dopiero zaczynałam.
   Rzuciłam się na niego już jako wilk. Wgryzłam się w jego ramię. Po chwili on również się zmienił i zrzucił mnie z siebie. Szybko podniosłam się i zaczęłam go okrążać. Przyglądał mi się bacznie. W końcu nie wytrzymał i rzucił się na mnie. Tylko mnie przewrócił, a ja w zamian znów się w niego wgryzłam. Dodatkowo zbiłam pazury rozcinając mu skórę jak najgłębiej. Potem rolę się odwróciły teraz to on zatapiał we mnie pazury. Ja jednak nie pozwalałam mu na to zbyt długo. Szybko wskoczyłam na niego chcąc wgryźć się w jego kark. Chciałam to zrobić. Chciałam go zabić, rozszarpać, za to co powiedział. Za to co mi zrobił. Tak mocno mnie to kusiło...
   Jednak odpuściłam i z niego zeszłam...
   Nie, nie mogłam być taka jak on. Mimo, że chciałam jego śmierci nie zabiłabym go. Choć dałam mu satysfakcję, że jego słowa na mnie zadziałały. Wywołały we mnie oczekiwaną przez niego złość. Sprowokował mnie przy czym chciał mieć okazję, by ze mną skończyć. A było odwrotnie. To ja ledwo się opanowałam przed zabiciem go...

                                                 ________________________

Okaaaaaaaaaaaaaaaay.;> I  tak oto mamy czwarty rozdział.;3 Mam nadzieję, że zbytnio nie namieszałam.xD
Chciałam dodać go jeszcze dzisiaj, bo w najbliższych dniach to w ogóle będę miała mało czasu i nie mam pojęcia kiedy by się pojawił...
W końcu Ines przeszła przemianę, ale to jeszcze nie koniec.;3 Reszty dowiecie się w kolejnym rozdziale, który nie mam pojęcia kiedy się ukaże.;( Mam kilka pierwszych zdań, ale na razie tylko tyle. Wiem, że będzie trzeba trochę poczekać, a więc proszę o waszą cierpliwość.;)
Pozdrawiam;>

12 komentarzy:

  1. Jakoś dotej pory nie mogę uwieżyć, że Raf chciał śmierci Ines.. nie to nie możliwe.. coś jest nie tak. Nie wierzę, że on to szczerze powiedział :D
    Tak bardzo ciesze, że ona przeżyła tą przemianą :D Super! Nie dziwię się jej, że rzuciła się na Rafa.. dupek z niego. Zostawił ją na pewną śmierć i jeszcze prosto w oczy powiedział, że chciał by ona umarła. Nie wiem czemu ale i tak go tak trochę lubię :D Ale może dlatego, że już w mojej naturze jest pociąg do egoistycznych dupków? :)
    Zapraszam do mnie na nowy 2 rozdział :)
    mam nadzieję, że Ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie myślałem, że dzień po moim komentarzu ukaże się kolejny rozdział ;).
    Rzeczywiście trochę zamieszałaś, ale bardzo pozytywnie. Nie jest przynajmniej nudno, a pojawienie się nowych wątków nadaje wyrazistości twojemu dziełu :).
    No to tylko czekać na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah, przepraszam bardzo za krótki komentarz, ale wywnioskowałam, że napiszę tu kilka zdań i idę pisać u siebie rozdział, bo trzeba go dokończyć, a ja nawet połowy nie mam... Masakra. Ale brak czasu tak działa. I jest strasznie wkurzający.
    Ale dobra, rozdział bardzo mi się spodobał. :) Wyłapałam kilka błędów, ale takie drobne. ;) Poza tym, to Rafe jest idiotą... Ale go lubię. xD Tak, tak, ja uwielbiam czarne charaktery, to mój słaby punkt.^^ Jednak szkoda mi Ines... W końcu powiedział jej prosto w oczy, że jest dla niego nikim, i że pragnął jej śmierci. To musiało zaboleć... Ale chyba nie bardziej niż jej wcześniejsza przemiana, którą na szczęście przeżyła. :3
    Pozdrawiam. ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za miłe słowa :)Robię wszystko by nie zamknąć bloga :) Wiem jednak, że mój brak czasu odbija się na jakości tego co piszę i przez to czytelnicy mogą być niezadowoleni :/ Nie chciałabym przestać pisać i mam nadzieję, że tak się nie stanie :)
    Zapraszam przy okazji na 3 rozdział opowiadania Demolition Lovers :)
    Kiedy u cb nowy rozdział? :) Jestem bardzo ciekawa co bd dalej i jak Ines poradzi sb z Rafem :p
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma za co dziękować.;D
    I cieszę się, że się starasz i sie nie poddajesz.;D
    No i oczywiście już idę czytać.;)
    Kiedy rozdział? Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia.;( No niby jest połowa, ale raczej jeszcze trochę to potrwa.xD
    Pozdrawiam;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mam nadzieję, że już niedługo dokończysz drugą połowę i dodasz rozdział na bloga :) Ach już nie mogę się doczekać co tam przeczytam ^^ :D

      Usuń
  6. A no właśnie, bo teraz tak sobie przypomniałam - kiedy nowy rozdział? Bo już mi go brakuje. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm... dokładnie tego nie określę. Jest weekend więc możliwe, że jak siądę i zacznę pisać to nic mnie od tego nie oderwie.xD A i rozdział dodam szybko.;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Siadaj szybko do pisania i pisz! Ja czekam z niecierpliwością :)
    Tymczasem zapraszam do mnie na bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekamy na nowy rozdział :)

    PS. Po twoim komentarzu upubliczniłem rozdział o 1:00 w nocy :p

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiem, wiem, widziałam cerber.;p
    Rozdział? Nie będę kłamać idzie, wolno.:( Mam połowę i jakoś nie mogę dalej ruszyć.:/ Postaram się.;) Dopiszę większość i postaram się dodać jak najszybciej.;)
    Pozdrawiam.;>

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział super!
    Z niecierpliwością czekam na następny <3
    Zapraszam też na mojego bloga
    www.bitwamarzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń