wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 7 - Czy może być gorzej?

  Gość honorowy...
    Wyobrażałam to sobie całkiem inaczej. Oczekiwałam czegoś innego, nie wiem czego, ale na pewno nie rozmowy o mnie. Rozmowy? Była to licytacja do czego będę przydatna  a do czego nie. A raczej czy w ogóle będę przydatna. Powinni mnie zabić czy nie.
- W ostateczności pragnę powiedzieć, że panna Monaghan jest osobą o bardzo ciekawej osobowości. - przemówił dyrektor.
     W całym tym zebraniu uczestniczyli najstarsi, ale także najważniejsi nadnaturalni na Ziemi zwani Radcami. Byłam potężną bronią we wszechświecie. Tamten pożar, w jednej z siedzib demonów, był niczym w stosunku tego, co kryje się we mnie. Choć nie miałam zamiaru wiedzieć do czego jestem zdolna.
- Nie wiem co widzisz w niej ciekawego, Silvus. Jest niebezpieczna, a to dopiero początek. Kiedy w końcu straci nad sobą panowanie...
- Jesteś w błędzie jeśli uważasz, że tak szybko do tego dojdzie! - krzyknął, szybko wstając. Spojrzałam na niego. Pierwszy raz widziałam go w takiej furii. - Jest naprawdę wytrzymała. Nie raz pojawiała się przed nią sytuacja, w której ciężko nie wybuchnąć. A po każdym takim zdarzeniu, w którym zawsze  stanęła za kimś w obronie, dostawała karę.  Była karana, za to, że kogoś broniła. Nie były one wcale lekkie do zniesienia, a ona mimo wszystko to wytrzymywała. Nie dawała nawet po sobie poznać, kiedy było jej naprawdę ciężko, a oczywiste, że nie mogło być jej lekko. Broniła kogoś, a potem była karana, tylko dlatego, że jest kim jest. Ja posiadając taką moc, nie byłbym w stanie się opanować. Podziwiam pannę Monaghan, za jej opanowanie, wytrzymałość i postawę. - powiedział głosem pełnym emocjami.
    Zatkało mnie. Nie miałam pojęcia, że mogę usłyszeć takie słowa od niego. Podziwia mnie? Nie tylko mnie to zszokowało.
- Silvusie, jestem pod wrażeniem twej wypowiedzi. Nasza decyzja jest pozytywna i pokładamy w tobie wszelkie nadzieje. Jednakże, gdy moc panny Monaghan wbiegnie w świat śmiertelnych, nie będę w stanie tego tolerować, inni także. Liczę, że nie dojdzie do tego. Mówisz, że jest bardzo wytrwała i nie wątpię w to. Jestem jednak negatywnie nastawiony co do jej samokontroli. - wypowiedział się jeden z nich.
- Powiedz co trzeba uczynić, byś był pozytywnej myśli. - nakazał dyrektor.
- Rozpoczniesz ćwiczenia jej ukrytej mocy. Jeśli będzie potrafiła stać się wilkiem, płonącym błękitnymi płomieniami, będę wierzył w jej samokontrolę. - powiedział.
     Przecież to niemożliwe. Nie da się panować nad tymi zdolnościami na raz! Jest niewykonalne, więc czemu...
     Spojrzałam na twarz mężczyzny, który się wypowiadał. Ujrzałam złośliwy uśmiech.
     On wcale nie chciał, bym wzmocniła moją samokontrolę. On chciał... mnie zabić.
- Merro, czyż nie jest zgubne wydawać takie zadanie? Pewnym można być oczekując wyniku. - odparł dyrektor.
- Czyż tak? Czy nie mówiłeś, że jest bardzo wytrzymała? Nie wybuchnie przy takich próbach, prawda? Chociaż powinna, czyż nie? Lecz pewnym być to z losu drwić. Wytrwa, będziesz mieć mą przychylność. Nie, sam wiesz, jak się skończy. Gdy uda się wam tego dokonać, oczekuję listu z takową informacją. Jeśli nie, zaproszenia na pogrzeb. Żegnam. - powiedział i wraz z innymi opuścił salę.
      Tępo wpatrywałam się w drzwi, którymi wyszli. To było ponad moje możliwości i wiedzieli o tym. Otrzymałam ultimatum. Można było się domyślić jaki będzie koniec.
   
                                                           ~*~

       Cały dzień nie mogłam myśleć o niczym innym. W głowie ciągle rozbrzmiewały mi słowa tego mężczyzny. "
Rozpoczniesz ćwiczenia jej ukrytej mocy. Jeśli będzie potrafiła stać się wilkiem, płonącym błękitnymi płomieniami, będę wierzył w jej samokontrolę."  "Jeśli nie, zaproszenia na pogrzeb." "Nie wybuchnie przy takich próbach, prawda?"
       
Nie mogłam tego wymazać, zapomnieć. Nic nie mogłam zrobić.
       Siedziałam na dziedzińcu. Było całkowicie pusto. Ludzie o tej porze nie łażą po szkole. Czasami tak, ale zazwyczaj jest tu pusto, dlatego tu przychodzę.
       Nie byłoby normalne, gdyby nie pojawiła się Erin wraz ze swoja świtą.
- No, no Monaghan. Chłopak cię rzucił? W ogóle co ja gadam? Chłopak? Ciebie? Ponosi mnie fantazja. - zakończyła to śmiechem, a jej "przyjaciółki" jej wtórowały.
       Zacisnęłam dłonie w pięści. Odruchowo warknęłam, co wzmocniło śmiech dziewczyn. Wstałam, a z moich ust wypływały serie warknięć.
- Uuu, suczka się wkurzyła. - kolejny wybuch śmiechu.
      Przestałam warczeć i zaczęłam się wsłuchiwać. A potem przyjrzałam się "przyjaciółkom". Tylko nie to... Nie to!
      Dlaczego zaczęłam się wsłuchiwać? Bo usłyszałam... Nie, nie usłyszałam bicia serc. Słyszałam tylko serce Erin.
- Czemu? - wypłynęło z moich ust. - Czemu nie słyszę waszych serc? - ze złośliwością w głosie. Nie mogłam tak łatwo uwolnić już swojej złej strony, ale sam jej charakter przeze mnie przemawiał. Potrafiłam rozpoznawać demony, których było pełno w Akademii, jednak nauczyłam się nie uwalniać mocy. Tylko te wszystkie emocje powoli prowadziły do mojej wilczej natury. Mimo, że nad tym całkowicie panowałam. - Chciałabym usłyszeć odpowiedź. - nacisnęłam na ton.
- Nie twoja sprawa, psie. - rzuciła jedna z nich, co było niczym jak dolanie oliwy do ognia.
- Psie, powiadasz. Mówisz to z taką pogardą. -westchnęłam. - Na dodatek, słyszę to z ust demona. Paskudnego, sługusa piekła.
         Złapały mnie i z impetem przycisnęły do jednej z kolumn. Podtrzymywały mnie za ramiona i obróciły się do rudowłosej. Ta uśmiechnęła się złośliwie i wyciągnęła z płaszcza jakąś książeczkę. Po chwili z jej ust zaczęły płynąć słowa.
- Dolor in rebus est. Lux et vita poenam solvere. Nihil dimittemini. Inhonorabitur peccata, perfusa in dolore et in eius cocco. Erit quae maxima vobis...
          Rzeczy wykonywane w rodzaju bólu. Światło i życie dla spłacenia kary. Nic nie zostanie wybaczone. Zhańbiona grzechami, skąpana w bólu i swym szkarłacie. Zostanie poczynione, co najgorsze tobie... 
          Wiedziałam co powiedziała. Znałam ten język. Tylko teraz najgorsze było to, co zawierały te słowa. Zaczęła ją uwalniać... Moją drugą stronę.
           Opierałam się jak najmocniej potrafiłam. Mimo, iż dziewczyny mnie puściły ciągle byłam przyparta do kolumny... Nie, ja się jej trzymałam. Nie chciałam uwolnić drugiej mnie, a obecność dwóch demonów, wcale w tym nie pomagała. Poczułam, jak łzy płyną mi po policzkach. Miałam zaciśnięte powieki, ale po chwili szybko je otworzyłam. Dziewczyny patrzyły na mnie przerażone.
- Jej źrenice i tęczówki płoną ogniem... niebieskim. - wykrztusiła jedna z nich, a ja zacisnęłam mocniej ręce na kolumnie, która z każdej chwili się rozlecieć.
- Idiotki... Wynoście... Się.. Stąd. Ta... Kolumna długo nie wytrzyma... - wydukałam, tłumiąc krzyk.
- Myślisz, że tak łatwo pozbawisz nas zabawy? - usłyszałam głos Erin.
            Zbliżyła się do mnie i uśmiechnęła się szyderczo.
- Co Monaghan, nie jesteś już taka pyskata? - zapytała kpiącym tonem.
- Nie wiesz... Co.. Zrobiłaś... - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
- Oczywiście, że wiem. Zaklęcie, które ukazuje coś, co uważasz za najgorsze. - powiedziała.
- I... Może... Powiesz.. Mi... O.. Czym... Myślałaś... Używając je na mnie? - zapytałam powoli tracąc opanowanie.
- Właśnie tego jestem cieka...
- Uciekaj. - odparłam. - Uciekaj... Bo.. Już nie daje rady. - powiedziałam z trudem.
- Kpisz so...
- Erin... Do cholery. Uciekaj. Nie chcę znów zabić. Uciekaj! - powiedziałam
              Walczyłam. Cały czas usiłowałam nie dopuścić do tego, co miało nastąpić. Po policzkach ciekła krew. Nie miałam już sił, by walczyć, ale nie miałam zamiaru się poddać. Mimo, iż ból stawał się nie do zniesienia nie mogłam pozwolić płomieniom wyjść ze mnie. Chociaż powoli zaczęłam odczuwać chęć zabicia Erin.
              Poczułam obecność kogoś jeszcze. Modliłam się, żeby szybko odszedł i nie zbliżał się nawet centymetr bliżej. Erin spojrzała na prawo. Wcześniej zdziwiły ją moje słowa, jednak nie ruszyła się z miejsca. Jej przyjaciółeczki także.
               Postać zaczęła zbliżać się coraz bliżej. Nie byłam już w stanie kazać im odejść. Zatrzymywałam siły na powstrzymywanie się. Pech chciał, że ową postacią okazał się ten blondyn. Tym razem jednak jedno oko było błękitne, a drugie, jak wcześniej, koloru indygo.
- Co jej jest? - zapytał zdziwiony krwawymi łzami.
- Nie twój interes. - warknęła Erin.
- Ty jej to zrobiłaś? - zapytał.
- Mówię w obcym języku? - zapytała kpiąco.
- Odej... dź... cie. - wydusiłam, po czym jęknęłam, mocniej trzymając się kolumny. Schyliłam głowę.
                Blondyn podszedł i podniósł mi głowę. Patrzył mi w oczy. Odwróciłam wzrok.
- Puść kolumnę. - powiedział, ponownie odwracając mi głowę, bym patrzyła mu w oczy. - Puść ją i złap moje dłonie.
- Tak... Bardzo zależy ci na ich... Stracie? - wydukałam.
- Zrób to. - powiedział miłym dla uszu głosem. Jakby chciał mnie zahipnotyzować. Tylko, że na mnie nie działają tego typu sztuczki.
- Przestań... Na mnie to... Nie działa. - było mi coraz ciężej.
- Pomogę ci. Zrób to co powiedziałem. - uporczywie patrzył mi w oczy.
- Od kiedy... Jesteś taki... Wspaniałomyślny? - dziwił mnie sam fakt, że tyle mówię.
- Nie znasz mnie. - odparł.
- Wczoraj... Łatwo było... Cię przejrzeć. - jęknęłam.
- Zrób to co mówiłem. - powtórzył, a kolumna, którą trzymałam pękła. Nie miałam czego się złapać, więc chwyciłam jego dłonie, upadając na kolana. Ukląkł razem ze mną. Zacisnęłam powieki.
- Otwórz oczy. - powiedział. Coraz mocniej zaciskałam palce na jego dłoniach. - Spójrz na mnie, proszę. - dodał, gdy tego nie robiłam.
- Jesteś taki... Lekkomyślny. -powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Jakoś nie miałam zamiaru skupiać całej siły w palcach i tym samym miażdżyć mu rąk. Nie podnosiłam głowy ani nie otwierałam oczu. Roznosiłam to po całym ciele, co lada chwila mogło się źle skończyć.
            Puściłam jego dłonie i podniosłam się. Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej.
- Cofnij się. - nakazałam.
            Chłopak jednak zbliżył się do mnie.
- Patrz na mnie. - nakazał twardym tonem.
            Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego nietypowe tęczówki.
- Zaciśnij ręce na moich ramionach. Skup całą siłę na tym. - powiedział, a ja to zrobiłam.
            Poczułam jak energia przepływa ze mnie... Na niego.
- Nie wiesz... na co się piszesz. - powiedziałam i przerwałam to "połączenie".
            Jak wcześniej mówiłam nie lubiłam gdy ktoś miał cierpieć przeze mnie. Tym bardziej osoba, której nawet nie znam.
             Zacisnęłam powieki. Przed oczami pojawił mi się obraz jakiejś kobiety. Miała długie blond włosy i wesołe błękitne oczy. Uśmiechała się do mnie. Jakby cieszyła się, że mnie widzi. Po chwili, ta sama kobieta była umazana krwią, a z jej błękitnych oczu płynęły łzy.
              Otworzyłam oczy. Chłopak, Erin i jej przyjaciółeczki, nadal tam stali. Jednak poczułam dziwne ukłucie w mojej podświadomości. Spojrzałam na wyjście z terenu szkoły. Stała tam ta sama kobieta. Umazana krwią, szyderczo się śmiała...

__________________________________
Rozdział taki, jaki jest. Nie będę się dziwić się krytykami. Jakoś nie do końca byłam przekonana do dodania tego rozdziału, ale jednak to zrobiłam. Jestem ciekawa, jak wygląda w waszych oczach więc proszę o opinie. Przyjmuję wszelkie krytyki.
Niby zbliżają się święta, a ja jestem przybita. te wszystkie przygotowania i w ogóle, dla mnie to jest męczące.
Dobra, nie będę wam tu marudzić. Tak więc, czekam na komentarze.;P
Pozdrawiam.;>
                         

9 komentarzy:

  1. Nie wiem, o jakiej krytyce mówisz. Dla mnie jest to bardzo dobry rozdział, tylko troche to nie ściśle napisałaś, albo w takim miejscu przerwałaś. :D
    Ach ten talent do rymów xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Magda9194 i nie mam nic do dodania tylko to, że kocham twój styl pisania i...
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj narzekasz, rozdział naprawdę fantastyczny. Czekam na kolejny i następnym razem doceń siebie ;)

    Pozdrawiam
    Cerber z Trójmiasta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest niesamowity :) Szczególnie końcówka gdy pojawia się ten blondyn :) Dobrze, że jej pomaga :)
    A Erin jest wredna i tyle. Nie lubię jej :D
    Możesz tylko marzyć o krytyce :) Rozdział jest bardzo dobry i w żadnym calu nie jest zły :) No może tylko czepnę się tego że za krótki :P ale to nie jest coś strasznego :)
    Czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm.. Dziękuje za tak miłe komentarze.
    Nie wiem czemu, ale jakoś po prostu nie mogłam się przekonać, co do tego rozdziału. Ale cieszę się, że się podoba. ;P
    Pozdrawiam.;>

    OdpowiedzUsuń
  6. WTF. JA już idę na dół strony żeby nacisnąć nowsze posty a tu koniec :D Nawet się nie skapłam że przeczytałam całość. :D Bardzo wciąga Twoje opowiadanie.Gratuluje wielkiej pomysłowości. Wszystkie rozdziały są boskie naprawdę . Przyrzekam. :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, który mam nadzieje pojawi się za niedługo. Pozdrawiam Jagood69

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh nie, nie, nie . Ja chcę następny . Będę tupać jak mała dziewczynka . Połowa kwietnia , a tu nie ma następnego rozdziału ? Opyla się pani , oj , opyla . Proszę się poprawić i dodać następny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam twój blog od niedawna i naprawdę mi zainponowałaś. Czytałam bez wytchnienia każdą notkę ciekawa co będzie dalej. Ten rozdział był niesamowity. Z utęsknieniem czekam na następny (że też musiałaś skończyć w takim momencie). Pisz dalej i więcej wiary w siebie. Mam lekkie pióro i powinnaś się z tego cieszyć, a nie marudzić, że ci nie wyszło.

    OdpowiedzUsuń